Najmocniejsze Ogniwo

Ogniwo Sopot obchodzi w tym roku 50-lecie. Kiedyś była to jedyna drużyna w mieście, a jej mecze oglądało więcej kibiców, niż piłkarzy Lechii Gdańsk.

Publikacja: 15.08.2016 23:00

Derby Trójmiasta, czyli mecz Ogniwa Sopot z Lechią Gdańsk w ekstralidze

Derby Trójmiasta, czyli mecz Ogniwa Sopot z Lechią Gdańsk w ekstralidze

Foto: Natalia Zeszutek / Materiały prasowe

Z okazji rocznicy Muzeum Sopotu zorganizowało wystawę pod hasłem „Najmocniejsze Ogniwo. Historia sopockiego rugby”. Aby jeszcze lepiej ją rozreklamować, część ekspozycji została nawet wystawiona przed wejściem na molo.

Obecny prezes klubu, były prezydent miasta i były marszałek województwa pomorskiego Jan Kozłowski tłumaczy, że ekspozycja poświęcona Ogniwu doskonale współgra z kolejną, z okazji 60-lecia I Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie. – Jazzu i rugby komuniści nienawidzili jako wytworów zachodniej ekskluzywnej kultury. Sopocianie przyjęli tę muzykę i tę dyscyplinę, ponieważ cenili niezależność – mówi „Rzeczpospolitej” Jan Kozłowski. – Rugby rzeczywiście dawało poczucie wolności. Myślę, że w przyjęciu tej dyscypliny wielkie znaczenie miała bogata kultura Sopotu i jego historia, które uczyniły z miasta miejsce otwarte na świat i przyciągające ludzi z wyobraźnią i pasją – tłumaczy dyrektor Muzeum Sopotu Małgorzata Lisiewicz.

Rugby w ramach buntu

Takim ludźmi byli Mieczysław Opieka i Zbigniew Kulenty. Najwięcej determinacji wykazał Kulenty. Zainteresował się rugby po przeczytaniu artykułu, że na Wybrzeże przyjeżdża Francuz, który chce odtworzyć tę dyscyplinę w Polsce. „Zobaczyłem, że to jest jakaś gra, taka ciekawa, której władza nie lubi. A ja nie bardzo władzę lubiłem, no i myśmy tak w ramach buntu robili to rugby” – opowiadał Kulenty w relacji dla Muzeum Sopotu.

Najpierw chciał stworzyć sekcję we współpracy z piłkarzami, ale ci nie zamierzali podzielić się terenami, wpływami, dziećmi gotowymi do uprawiania sportu. „Wyśmiali nas”, wspominał. W roku 1966 zapaleńcy dopięli swego. Powstała sekcja rugby Ogniwo Sopot. Rejestracja nastąpiła 23 czerwca. Pierwszy mecz rozegrany został w kwietniu 1967 roku, a pierwsze zwycięstwo 11:9 sopocianie odnieśli w październiku tego roku z Posnanią.

Z nowatorskim pomysłem, dyscypliną, o której nikt poważnie nie myślał, trudno się było przebić. Sekcja wkrótce upadła, przeniosła się do Spójni, by na początku lat 70. na dobre się odrodzić w Ogniwie.

Pierwsze mistrzostwo dla Sopotu

Znów stało się to głównie dzięki Kulentemu. On dał podstawy, ale klub wydźwignął na piedestał Edward Hodura. – W życiu nic nie powstaje z niczego, za pomocą czarodziejskiej różdżki. Potrzeba pomysłu, pasji ludzi i ciężkiej pracy. Kimś takim byli założyciele Ogniwa, był nim też mój tata. Pamiętam opowieści, jak to chodził po ulicach Sopotu i widząc wysokiego młodego chłopaka namawiał go do uprawiania rugby aż ten w końcu się zgodził – opowiada Sylwester Hodura, syn Edwarda. – Tata miał w notesie nazwiska około 300 chłopaków, którzy przynajmniej zaczęli uprawiać rugby. Na końcu zostawali najwytrwalsi – dodaje brat Sylwestra, Jarosław.

Edward Hodura był zawodnikiem Lechii Gdańsk, ale mieszkał w Sopocie. W Ogniwie zaczął występować pod koniec kariery w latach 70., potem rozpoczął w Sopocie pracę szkoleniową. – To była wyjątkowa postać, legendarna w historii klubu i miasta. Trener, który na pierwszym miejscu widział wartości etyczne związane z rugby i z tych wartości, tego etosu pracy, poszanowania przeciwnika uczynił sposób na życie swój i wychowanków – mówi Małgorzata Lisiewicz. Dziś stadion rugby w Sopocie nosi imię Edwarda Hodury.

Zmarły w 1991 roku szkoleniowiec zbudował od podstaw drużynę, która najpierw zdobywała medale mistrzostw Polski juniorów, by w seniorach najpierw wywalczyć awans do I ligi, a potem – w 1987 roku – ją wygrać. – To pierwsze mistrzostwo Polski dla Ogniwa zdobyła grupa 25 chłopaków, która rozpoczęła pracę z moim ojcem. Nieprawdopodobne, ale prawdziwe – mówi Jarosław Hodura. Mecz z AZS AWF Warszawa, inną ówczesną potęgą, kibice oglądali z drzew, bo nie mieścili się na trybunach. Było to pierwsze drużynowe mistrzostwo Polski dla Sopotu.

Ten zespół zdominował kolejne rozgrywki ligowe i nadal zyskiwał na popularności. Bywało, że na jego mecze chodziło więcej ludzi niż na piłkarzy Lechii, a derby z gdańszczanami należały do bardziej zaciętych niż obecne piłkarzy Arki z Lechią. – Zdarzało się, że na mecze musiała przyjechać karetka, bośmy się pobili na boisku, ale po meczu szliśmy na piwo – opowiada Sylwester Hodura. Obowiązywała bowiem zasada, że rugby to chuligańska gra dla dżentelmenów tak jak piłka nożna jest grą dżentelmenów uprawianą przez chuliganów. Z gdańszczanami Ogniwo łączyły poniekąd więzy rodzinne, co uniemożliwiało głęboką nienawiść. Sopocki klub wyrósł z Lechii, której zawodnikami byli jego założyciele i Edward Hodura. Tak jak później z Ogniwa powstała sekcja rugby w Arce Gdynia.

Konkurencja koszykarzy i siatkarek

Ogniwo od 1986 roku przez 14 lat z rzędu zdobywało medale MP. Do dziś wywalczyło dziewięć tytułów, co w klasyfikacji wszech czasów daje mu trzecie miejsce za AZS AWF Warszawa (16) i Lechią Gdańsk (13). Zawodnikiem klubu w latach świetności był najwybitniejszy polski rugbista Grzegorz Kacała. Z Ogniwa wyjechał do Francji. Tam później z drużyną Brive zdobył Puchar Europy.

Ostatni raz zwycięstwo w lidze Ogniwo odniosło w 2003 roku. To data symboliczna. Rok później zaczęła się w Sopocie era koszykówki, wtedy też pierwszy tytuł zdobył Prokom Trefl Sopot. Z czasem w siłę urosła sekcja siatkarek Trefla Sopot, obecnych wicemistrzyń Polski.

Ogniwo przestało odgrywać wielką rolę w mieście. Pięć lat temu spadło z ligi, wróciło do ekstraligi w 2013 roku, w tym roku zajęło jednak trzecie miejsce, wywalczyło pierwszy medal w mistrzostwach. Po 13 latach! – Zebrał się znów ciekawy zespół, to ogromny sukces. Ale sytuacja rugby w Sopocie jest dziś dużo trudniejsza niż w naszych czasach. Jesteśmy kopciuszkiem wciśniętym między Gdańsk i Gdynię, ciężej nam znaleźć sponsorów, przebić się do mediów, ale historię mamy na pewno wspaniałą – mówi Sylwester Hodura.

– Działamy w otoczeniu silnej konkurencji. Specyfika dyscypliny też powoduje trudności. Musimy utrzymać 50 seniorów i 50 juniorów, co nawet przy statusie amatorskim stwarza problemy finansowe. Nie możemy jednak narzekać na przychylność władz miasta, rugby trenował obecny prezydent Jacek Karnowski, mamy własny stadion, chcemy się rozwijać. Szukamy sponsorów, naszą filozofią pozostaje budowa klubu na wychowankach, tak jak za czasów Edwarda Hodury. Zakładamy, że za dwa, trzy lata może znów powalczymy o złoto – zapewnia prezes Ogniwa.

Ważna część historii miasta

Bo mimo niedawnych sukcesów Prokomu i Trefla, z dyscyplin zespołowych to klub rugby najmocniej zapisało się w miejskim pejzażu Sopotu. Świadczą o tym reakcje na ekspozycję.

– Dla niektórych bywalców muzeów zaskakujące było, że w takiej placówce zajęliśmy się tematyką sportową. Ale później ci, którzy poświęcili wystawie uwagę uświadomili sobie, że Ogniwo wpisało się w ważną część historii Sopotu – mówi Małgorzata Lisiewicz. Do muzeum przychodzili także byli zawodnicy, przynosili pamiątki związane z dawnymi czasami, dzielili się też wspomnieniami, wzbogacili ekspozycję.

Zachęcona tym sukcesem oraz wcześniejszym wystawy poświęconej hipodromowi, dyrektor sopockiego muzeum zamierza poświęcić kolejną historii i teraźniejszości sportów zimowych w Sopocie.

Z okazji rocznicy Muzeum Sopotu zorganizowało wystawę pod hasłem „Najmocniejsze Ogniwo. Historia sopockiego rugby”. Aby jeszcze lepiej ją rozreklamować, część ekspozycji została nawet wystawiona przed wejściem na molo.

Obecny prezes klubu, były prezydent miasta i były marszałek województwa pomorskiego Jan Kozłowski tłumaczy, że ekspozycja poświęcona Ogniwu doskonale współgra z kolejną, z okazji 60-lecia I Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie. – Jazzu i rugby komuniści nienawidzili jako wytworów zachodniej ekskluzywnej kultury. Sopocianie przyjęli tę muzykę i tę dyscyplinę, ponieważ cenili niezależność – mówi „Rzeczpospolitej” Jan Kozłowski. – Rugby rzeczywiście dawało poczucie wolności. Myślę, że w przyjęciu tej dyscypliny wielkie znaczenie miała bogata kultura Sopotu i jego historia, które uczyniły z miasta miejsce otwarte na świat i przyciągające ludzi z wyobraźnią i pasją – tłumaczy dyrektor Muzeum Sopotu Małgorzata Lisiewicz.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej