Zwycięzca zbiera pięć pierścieni

Najstarszy turniej rycerski w Polsce odbywa się latem w zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Biorą w nim udział rycerze z całego świata.

Publikacja: 27.07.2016 23:00

Towarzysze husarscy Chorągwi Husarskiej Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Fot. Szymon Zdziebło

Towarzysze husarscy Chorągwi Husarskiej Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Fot. Szymon Zdziebło

Foto: Golub-Dobrzyń

Na pierwszym turnieju, w 1977 roku Daniel Olbrychski wręczał zwycięzcy Pierścień Kmicica. W tym roku turniej odbył się po raz czterdziesty i miał szczególnie uroczystą oprawę. W głównym turnieju konnym wzięło udział niemal 40 jeźdźców z sześciu krajów – Włoch, Ukrainy, Francji, Kanady, Danii i Polski. Wielu z nich przyjeżdża tu od lat. Sześć tysięcy gości podziwiało rycerskie zmagania i pokazy z udziałem około 150 występujących.

– Było hucznie, tak jak wymagał tego jubileusz – opowiada Dariusz Deja, współorganizator turnieju. – Przez ostatnie lata wiele się zmieniało. Nasz turniej ma charakter rywalizacji sportowej, w odróżnieniu od pokazowych, które odbywają się w innych miejscach. Rywalizuje się o nagrody, punkty. Obowiązuje ścisły regulamin, fotokomórki mierzą czas. Nie kładziemy jednak nacisku wyłącznie na jeden okres historyczny, jak ma to miejsce w przypadku Grunwaldu, gdzie wszystko jest podporządkowane XV wiekowi, zarówno broń, jak i ubiory. My pokazujemy różne okresy – od wczesnego średniowiecza, aż po husarię.

Gonitwy do pierścienia

Specyfika trzydniowego turnieju polega na różnorodności, tu co chwilę, pojawiają się na arenie nowi bohaterowie. Organizatorom zależy na publiczności w każdym wieku.

Turniej rozgrywany jest w kilku dyscyplinach. Główną jest turniej konny zręcznościowy zwany „Gołubskimi gonitwami do pierścienia”. Spośród 37 startujących w tej konkurencji, po eliminacjach 10 najlepszych awansowało do finału. Tegoroczną rywalizację wygrał Krzysztof Cymbał, rycerz z Golubia-Dobrzynia.

– Wszystko odbywa się według szczegółowego regulaminu opierającego się na źródłach historycznych – wyjaśnia Dariusz Deja. – Jeźdźcy nie startują w zbrojach, liczy się sprawność i szybkość. Odbywają się próby zręcznościowe: atak na saracena, atak z kopią, która jest tu główną bronią – czyli uderzenie w tarczę kukły. Kukła musi się obrócić o 360 stopni i wtedy dopiero próba jest zaliczona.

W drugiej próbie chodzi o nanizanie na kopię pierścienia o średnicy 10 cm, zawieszonego na ramieniu saracena. Jadąc na galopującym koniu trzeba go zebrać kopią i dowieźć do mety. Trzecia próba polega natomiast na podjęciu z ziemi niewielkiej, o wymiarach 20 na 20 cm, chusty. Należy nadziać ją na rohatynę, czyli długą włócznię i dostarczyć na metę. Ostatnia próba, i zarazem najtrudniejsza to zebranie pięciu pierścieni, które są umieszczone na wysokości 40 cm. nad ziemią. Rycerz musi mocno wychylić się z konia, żeby je podjąć.

– Są tacy, którzy zbierają pięć pierścieni i tacy, którzy żadnego, bo to bardzo wymagające zadanie – dodaje Dariusz Deja. – Niektórzy pierścienie gubią po drodze. To kapitalne widowisko, w którym wielką rolę odgrywa zgranie jeźdźca z koniem.

W czasie turnieju występuje też reprezentacyjna chorągiew husarska województwa kujawsko-pomorskiego, która ma na zamku swoją siedzibę. Są ćwiczenia, pokazy musztry – zgodnie z historycznymi regulaminami. Uczestnicy wykonują różne figury, a potem udowadniają sprawność we władaniu bronią, np. kopią, czyli główną bronią husarską, a także szablą – tzw. cięcie kapusty, jabłka. A wszystko odbywa się w galopie. Jeźdźcy strzelają też z pistoletu w trakcie jazdy.

Są też piesi – łucznicy, kusznicy, a także ci, którzy rzucają toporami i włóczniami. Inni biją się na miecze i tarcze. Grup rekonstrukcyjnych jest około dwudziestu.

Kopią w tarczę

Atrakcyjnie wyglądają też walki rycerz na rycerza. Rycerze są zakuci w zbroje, zbudowane tak, by zapewniały bezpieczeństwo. Chodzi natomiast o to, by na torsie lub tarczy przeciwnika skruszyć kopię. Najwyżej punktowanie jest trafienie kopią w tarczę, przypiętej do lewej ręki. Jeżeli trafi się w korpus, pierś, czy głowę, zdobywa się mniej punktów. Bardzo ważne jest dobro konia, jeśli nawet przez przypadek zostanie trafiony, rycerz zostaje zdyskwalifikowany. Co ciekawe, do udziału w tej konkurencji dopuszczone są kobiety. I nieraz, tak jak w tym roku – zwyciężają.

– Wygrała Marie Baron, Francuzka, znana na świecie rycerka – potwierdza Dariusz Deja. – Jest drobna i aż trudno uwierzyć, że w ogóle jest w stanie włożyć tak ciężką zbroję i jeszcze świetnie sobie w niej radzić. Ale to fakt. To bardzo widowiskowe, gdy rycerz rycerza wysadzi z siodła i widzom się to bardzo podoba.

Kasztelanem zamku, a zarazem pomysłodawcą turnieju był Zygmunt Kwiatkowski.

– Miał ekstrawagancki i szalony pomysł, żeby taką imprezę zorganizować w latach 70. – sądzi Dariusz Deja. – Kiedy po raz pierwszy, w lipcu 1977 roku na zamku pojawili się rycerze, impreza była skromna. Ale ten ruch szybko zaczął się rozwijać, także zagranicą. Jednak idea promieniowała stąd, z Golubia–Dobrzynia. Sam Wielki Mistrz Ulrich von Jungingen, czyli odtwarzający go od 20 lat Jarosław Struczyński, kasztelan zamku w Gniewie, powtarza, że przyjeżdżał do naszego kasztelana i uczył się od niego, jak rycerstwo zakorzenić w Gniewie. Obecne rekonstrukcje bitwy pod Grunwaldem też są skutkiem iskry, która tu się zapaliła. Nasza impreza jest najstarsza. Rycerstwo to dziś styl życia. Ludzie, którzy na co dzień są biznesmenami, informatykami, lekarzami bycie rekonstruktorem traktują jako życiowe hobby.

Biała dama

Zamek, dający baśniową oprawę imprezie, ma długą i wspaniałą historię, obfitującą w raz udane, a innym razem nieudane próby przejmowania go, podobnie jak miasteczko, w którym został wzniesiony. Zbudowali go w XIII w. Krzyżacy, którzy planowali uczynić z niego klasztor i twierdzę jednocześnie. Wzniesiony na stromym wzgórzu, na planie czworoboku z wieżyczkami w narożach, dostępny był tylko od strony zachodniej.

Największy rozwój dokonał się na początku XVII w., kiedy starościną gołubską była Anna Wazówna, siostra króla Zygmunta III. Zmieniła zamek-klasztor w renesansowy pałac. Na zamku do dziś wisi jej portret. Według legendy dbała bardzo o zamek i okolicznych mieszkańców – leczyła ich ziołami, uprawianymi w zamkowych ogrodach. A po śmierci zaczęła się pojawiać.

– Legenda mówi, że kiedy za czasów potopu szwedzkiego najeźdźcy spędzili miejscową ludność na dziedziniec zamkowy, niespodziewanie pojawiła się tajemnicza biała postać, która ocaliła ludzi – opowiada Dariusz Deja. – Zostali wyprowadzeni tajnym korytarzem znajdującym się pod rzeką Drwęcą, płynącą opodal. Szwedzi zorientowali się, co się dzieje i ruszyli w pościg, ale biała postać spowodowała, że ze wzgórza zamkowego stoczył się głaz i wpadł do rzeki zasypując Szwedów, a ratując Polaków. Głaz jest podobno do dziś w rzece i kiedy tamtędy się płynie, trzeba uważać.

Anna Wazówna pojawia się też, by dodać splendoru rywalizacji rycerzy. Na zamku zaś znajdują się armaty, które zgrały w ekranizacji sienkiewiczowskiego „Potopu” Jerzego Hoffmana. Wieloma atrakcjami przyciąga też warownia, można tu pomieszkać i pozwiedzać pomieszczenia zamkowe, w których Krzyżacy jadali, modlili się, leczyli niedomagających braci.

W jednej z gotyckich sal mieści się muzeum etnograficzne prezentujące eksponaty kultury materialnej, a w dormitorium, czyli niegdysiejszej sypialni rycerzy zakonnych otwarta jest obecnie wystawa prezentująca wyniki badań archeologicznych prowadzonych w miejscowości Kałdus koło Chełmna. W okresie wczesnego średniowiecza mieściło się tam grodzisko z osadą, jedno z najważniejszych centrów administracyjno-handlowych powstającej państwowości polskiej. Można na niej zobaczyć przedmioty sprzed tysiąca lat. W zamku odbywają się też bale sylwestrowe, konkursy krasomówcze, rajdy piesze szlakiem Chopina, Hubertusy czyli pogonie za lisem.

– Mamy w Golubiu-Dobrzyniu szkołę muzyczna, której dyrektor jest wirtuozem lutni renesansowej, a to prawdziwie unikalna umiejętność – wyjaśnia Dariusz Deja. – Ten bardzo delikatny instrument efektownie brzmi w zamkowych komnatach, zwłaszcza w dawnej kaplicy, która jest wysoką salą z pięknym pogłosem. Turnieje rycerskie są główną imprezą roku, ale chodzi też o przekazywanie historii przez cały rok. Jesteśmy oddziałem PTTK. Gospodarujemy zabytkiem, który mieści w sobie 700 lat historii. To zobowiązuje.

Na pierwszym turnieju, w 1977 roku Daniel Olbrychski wręczał zwycięzcy Pierścień Kmicica. W tym roku turniej odbył się po raz czterdziesty i miał szczególnie uroczystą oprawę. W głównym turnieju konnym wzięło udział niemal 40 jeźdźców z sześciu krajów – Włoch, Ukrainy, Francji, Kanady, Danii i Polski. Wielu z nich przyjeżdża tu od lat. Sześć tysięcy gości podziwiało rycerskie zmagania i pokazy z udziałem około 150 występujących.

Pozostało 94% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej