Wielopole na kliszach pamięci

Tadeusz Kantor rozsławił Wielopole Skrzyńskie na całym świecie. Miejscowości na Podkarpaciu, w której się urodził, nadał wymiar uniwersalny.

Publikacja: 17.07.2016 22:00

Kościół w Wielopolu, gdzie  15 grudnia 1983 roku odbył się spektakl „Wielopole, Wielopole”

Kościół w Wielopolu, gdzie 15 grudnia 1983 roku odbył się spektakl „Wielopole, Wielopole”

Foto: Fotorzepa

Artysta wpisał ją w tytuł jednego z najgłośniejszych swych spektakli „Wielopole, Wielopole”. Utrwalił także w późnym malarstwie – w serii obrazów z lat 80. w cyklu „Cholernie spadam!”, w którym po awangardowych eksperymentach wrócił do figuracji, by u kresu życia, jeszcze raz dokonać rozrachunku, z tym, co w nim najważniejsze. Płótna, na których widać artystę spadającego w dół, wprost na wieżę kościoła w Wielopolu Skrzyńskim, są dramatycznie ekspresyjne.

Zawsze intrygowało mnie, jak jest w Wielopolu naprawdę, więc ruszyłam w podróż do źródeł. Przystanek, na którym wysiadam zwrócony jest w stronę szosy i rozległego krajobrazu z łagodnymi wzgórzami i malowniczymi łąkami. Ale wystarczy skręcić za róg stojącego przy nim parterowego budynku, by znaleźć się w centrum miasteczka na rynku. Mam wrażenie jakbym z teatralnych kulis weszła wprost na scenę, na której najważniejszą postacią jest Tadeusz Kantor. Okazały baner na ścianie z wizerunkiem artysty oznajmia, że to miasto jego urodzenia.

Na wprost przy Rynku stoi kameralny pomnik dziewięcioletniego Tadzia z siostrą Zosią (myślę, że rodzeństwo musiało wziąć imiona od bohaterów „Pana Tadeusza”). Pomysłodawcą tego pomnika był nieżyjący już Józef Chrobak, krakowski kurator i wybitny znawca twórczości Kantora. A wykonał go według archiwalnego zdjęcia rzeźbiarz Kazimierz Malski. Odsłonięto go przed rokiem na setną rocznicę urodzin twórcy Teatru Cricot 2.

Przy pomniku spotykam się z Marcinem Świeradem, dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury i Wypoczynku, który prowadzi mnie dwie ulice dalej, biegnące obok kościoła, do dawnej plebanii, zwanej dziś Kantorówką. Tu od 2006 roku mieści się Ośrodek Dokumentacji i Historii Regionu Muzeum Tadeusza Kantora w Wielopolu Skrzyńskim.

Pokój dzieciństwa

Tadeusz Maria Kantor urodził się 6 kwietnia 1915 roku na tej plebanii. Trwała I wojna światowa. Ojciec Marian był na froncie, więc jego żona, Helena schroniła się u matki Katarzyny Berger, która była gospodynią na plebani u swego przyrodniego brata ks. Józefa Radoniewicza. Okno przy ganku (dziś obok pamiątkowej tablicy), to właśnie ten pokoik, gdzie Tadeusz urodził się i spędził pierwsze sześć lat.

„Oto pokój mojego dzieciństwa, który ustawiam ciągle na nowo i który umiera. Wraz z lokatorami zresztą” – napisał po latach. Bohaterami spektakli „Wielopola. Wielopola” uczynił najbliższych krewnych: Wuja Józefa-Księdza, Babkę Katarzynę, Matkę Helkę, Ojca Mariana, Ciotkę Mańkę, Wujów Karola i Olka, Wuja Stasia-Zesłańca oraz Adasia. Na kliszach pamięci przywołał ich cierpienia, spowodowane wojną i osobistymi tragediami. Ten spektakl, zaliczany do Teatru Śmierci, mnie fascynował zarazem jako szczególny teatr życia, bo dopóki trwał na scenie ożywiał wciąż na nowo bezpowrotnie utraconą przeszłość.

Wielopole z dzieciństwa Tadeusza Kantora to był świat wielokulturowy. Wówczas 60 procent jego mieszkańców stanowiła ludność żydowska (dziś przywołuje ich skromny pomnik na byłym kirkucie na jednym ze wzgórz, przypominający o ofiarach holocaustu II wojny; synagogę i kirkut także wówczas zniszczyli Niemcy).

Tadeusz Kantor w jednym z wywiadów wspominał: „To było małe, typowe miasteczko na wschodzie z dużym rynkiem, kilkoma nędznymi uliczkami. Na rynku stała kapliczka z jakimś świętym dla wiernych katolików i studnia, przy której, przeważnie przy pełni księżyca, odbywały się wesela żydowskie. Po jednej stronie kościół, plebania i cmentarz, po drugiej synagoga, ciasne uliczki żydowskie i również cmentarz nieco inny. Obie strony żyły w zgodnej symbiozie.”

Miejscowy rabin prowadził często przyjacielskie dysputy z księdzem Radoniewiczem. A jednocześnie panował wszędzie niepokój zawieruchy wojennej. Na plebanii kwaterował sztab armii austriackiej, przez rynek przeciągały oddziały żołnierzy, także formujących się polskich legionów w rytmie marsza Szara Piechota, który potem powrócił w spektaklu „Wielopole, Wielopole”.

Matka Kantora – Helena pochodziła ze znaczącej wielopolskiej rodziny, spokrewnionej z Pendereckimi z Dębicy. Ojciec był kierownikiem wiejskiej szkoły w Pstrągówce koło Czyżowa. Dołączył do 3 Pułku Piechoty 2. Brygady Legionów generała Józefa Hallera zwaną Karpacką i przeszedł z nią cały szlak bojowy. W domu był wiecznie nieobecny. Z jego rzadkich wizyt w Wielopolu, syn zapamiętał stukot oficerskich butów. Chociaż wśród zdjęć i dokumentów w Kantorówce zachowało się zaproszenie ślubne rodziców Tadeusza Kantora, to po wojnie ojciec nie wrócił do żony i dzieci. Znalazł inną kobietę i przeniósł na Śląsk.

Po wybuchu II wojny uczestniczył w kampanii wrześniowej, a potem zginął w Auschwitz. W spektaklu „Wielopole, Wielopole” ojciec pojawia się jako Marian Rekrut Pan Młody. Kantor przywoływał go także w kolejnych spektaklach” „ Nigdy tu już nie powrócę” i „Dziś są moje urodziny”.

Matka Kantora jest obecna we wszystkich spektaklach, od „Wielopola” do „Dziś są moje urodziny”. Syn mówił o niej „najdroższa mi osoba” i w dzieciństwie godzinami wypatrywał jej przez okno plebanii.

W „pokoju dzieciństwa” we współczesnej Kantorówce honorowe miejsce zajmuje powiększone zdjęcie Tadeusza z siostrą Zosią, to samo, które stało się inspiracją pomnika na Rynku, w otoczeniu tekstów artysty. Jest także wypis z ksiąg parafialnych z informacją o chrzcie Tadeusza. Jego rodzicami chrzestnymi byli krewni – Robert Berger, nauczyciel z Dębicy i Józefa z Bergerów Milanowa, siostra matki.

W pokojach naprzeciwko odbywają się wystawy czasowe dzięki współpracy z krakowską Cricoteką. Tego lata można w nich oglądać legendarne teatralne obiekty z „Umarłej klasy” szkolne ławki z manekinami uczniów. Po raz pierwszy odwiedzają Wielopole, chociaż i „Umarła klasa” musiała czerpać z miejscowych wczesnych reminiscencji Tadeusza Kantora przypominają dyrektor Świerad i opiekunka muzeum Barbara Wójcik. Na piętrze muzeum jest jeszcze pokoik z dużym portretem ojca i oryginalną drewnianą ławką ze szkoły w Pstrągówce, z czasów, gdy pracował w niej Marian Kantor. Nad nią zawisł obraz „Umarłej klasy” Andrzeja Wełmińskiego.

Ksiądz Radoniewicz umarł nagle w październiku 1921. Wówczas matka Kantora z dziećmi musiała opuścić plebanię, ale jeszcze trzy lata pozostali w Wielopolu w wynajmowanych mieszkaniach. Tadeusz opuścił ostatecznie miasto (Wielopole miało jeszcze prawa miejskie do 1933 roku) jako dziewięciolatek. Wyjechali do Tarnowa, gdzie Kantor skończył gimnazjum.

Portret Św. Juliana

– Kantora poznawałem przez jego twórczość, bo byłem za młody by spotkać go osobiście mówi „Rzeczpospolitej” dyrektor Świerad, także urodzony wielopolanin. – Dumny jestem, że Kantor, wspominając po latach Wielopole powiedział: „Byłem w wielu miejscach na świecie, zwiedziłem wiele krajów, ale nigdzie nie spotkałem tak pięknych kwiatów i tak zielonych łąk jak w czasach mojego dzieciństwa w Wielopolu.” A kiedy na 20-lecie spektaklu „Wielopole, Wielopole”, pojechaliśmy do Florencji i wszyscy tam wypytywali nas o miejsce urodzenia Kantora, wtedy naprawdę zrozumiałem, jakiego formatu to był człowiek!

Kantorówkę uratowali i adaptowali na muzeum twórcy specjalnie w tym celu powołanego Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Wielopolskiej im. Tadeusza Kantora. W jego składzie znależli się m.in. Bolesław Bujak, Julian Zegar, Zbigniew Pasela, Marcin Świerad, ks. Jan Byliński, Krystyna Paryś, Jan Świstak. Historię walki o Kantorówkę opowiadają mi prezes Towarzystwa Julian Zegar i Zbigniew Pasela. Budynek z 1880 roku był w ruinie i nawet groziło mu rozebranie. Iskrę, żeby go ratować i przeznaczyć na muzeum Kantora rozniecił jego wielki przyjaciel, ks. Julian Śmietana zaraz po śmierci artysty w 1990. Towarzystwo zarejestrowało się w 1999/2000. Finansowo ideę renowacji Kantorówki wsparł prezes Cukrowni Ropczyce Stanisław Misztal. Dziś kulturalna działalność Towarzystwa znacznie się poszerzyła, m.in. zatroszczyli się o stypendia dla miejscowych młodych talentów.

Przyznają, ze sztuka Kantora nie od razu budziła zrozumienie Wielopolan, ale ks. Julian Śmietana był jej wyjątkowym propagatorem. Znał artystę od lat 30., gdy jako student odwiedzał Wielopole. Dawał mu różne zlecenia malarskie. Portret patrona księdza św. Juliana, namalowany przez Kantora w realistycznej konwencji, zachował się do dziś. Oglądam go w jeszcze jednej Izbie Pamięci Kantora – w gimnazjum, przylegającym do szkoły podstawowej (noszącej imię Tadeusza Kantora).

Wielopole w Wielopolu

Za sprawą ks. Juliana Śmietany, proboszcza w latach 80., Wielopole zobaczyło także legendarny spektakl o sobie. Przypomnijmy, że „Wielopole, Wielopole” premierę miało we Florencji w 1980 roku, a potem – do 1989 – było prezentowane w 14 krajach. 15 grudnia 1983 legendarny spektakl odbył się w kościele parafialnym NMP w Wielopolu.

– To było niesamowite wydarzenie – wspomina Krystyna Paryś, wówczas nauczycielka polskiego w Wielopolu, dziś dyrektorka szkoły podstawowej w pobliskim Nawsiu.

Ksiądz Śmietana wystarał się o zgodę kurii Tarnowskiej. Scena była przed ołtarzem w prezbiterium, a widownia dochodziła do chóru. Wszystko w tym spektaklu było czarno-białe. Kiedy w sztuce maszerowali żołnierze, płakaliśmy. Był przecież stan wojenny i tak brakowało nam wolności!. Pan Kantor cały czas chodził po scenie, denerwował się, przeżywał. My wtedy tej sztuki dobrze nie rozumieliśmy, ale jego koleżanka z lat dziecinnych w Wielopolu, pani Kazimiera Sowa mówiła nam, że w osobach i każdej scenie odnajduje jego rodzinne przeżycia.

– Byłam wtedy młodą dziewczyną opowiada Krystyna Paryś. Miałam z kolegą podziękować i wręczyć reżyserowi bukiet kwiatów. Strasznie się denerwowałam, bo mówili, że nie zechce ich przyjąć. Tymczasem on spojrzał na nas życzliwie, z uśmiechem wziął te kwiaty i położył na stole, przy którym rozgrywała się teatralna scena Ostatniej Wieczerzy.

A potem ksiądz zaprosił artystów Teatru Cricot 2, księży z Tarnowa i innych gości na prawdziwe przyjęcie – Ostatnią Wieczerzę na plebanii. Dwa dni po wydarzeniu Tadeusz Kantor napisał list do księdza Śmietany, w którym dziękował za „Ten niezapomniany wieczór w nawie kościoła, a później na plebani, której ściany rozwarły się staropolską gościnnością będzie świecił pierwszą jasnością w pamięci nas wszystkich, którzy mieliśmy szczęście go przeżyć”.

Oryginał przeczytałam w szkolnej Izbie Pamięci. Od osiemnastu lat, co drugi rok, w Wielopolu odbywają się Kantoralia – Podkarpacke Prezentacje Teatrów Poszukujących o nagrodę im. Tadeusza Kantora (to jeszcze jeden pomysł dyr. Świerada), na które przejeżdżają dziś zespoły z całej Polski, a nawet za granicy. Na pożegnanie z Wielopolem zaglądam jeszcze raz do ośrodka kultury. Grupka dzieci ma teatralne warsztaty. W ubiegłym roku zrobili spektakl z motywem Infantki Tadeusza Kantora. Teraz pracują nad nowym, luźno inspirowanym życiem i sztuką artysty. W ich rękach „kantorowska” biała koszula przeobraża się w niezwykły rekwizyt. Upodobnia się do zrywającego do lotu ptaka.

Artysta wpisał ją w tytuł jednego z najgłośniejszych swych spektakli „Wielopole, Wielopole”. Utrwalił także w późnym malarstwie – w serii obrazów z lat 80. w cyklu „Cholernie spadam!”, w którym po awangardowych eksperymentach wrócił do figuracji, by u kresu życia, jeszcze raz dokonać rozrachunku, z tym, co w nim najważniejsze. Płótna, na których widać artystę spadającego w dół, wprost na wieżę kościoła w Wielopolu Skrzyńskim, są dramatycznie ekspresyjne.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej