Puławy zostały w sercu

Konrad Czerniak od ośmiu lat trenuje w Madrycie, ale do sukcesów wypłynął z puławskiego basenu.

Publikacja: 14.07.2016 22:00

Puławy zostały w sercu

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Nadzieje na medal olimpijski odżyły. Do Londynu na mistrzostwa Europy odbywające się pod koniec maja w Aquatics Centre w Parku Olimpijskim pojechał bez szczególnej mobilizacji, nie myśląc o wielkim wyniku. Kwalifikację olimpijską miał w kieszeni, przeszedł przez ciężkie przygotowania, znajdował się jeszcze w trakcie trochę bardziej intensywnego treningu, szczyt formy jeszcze przed nim. Na koronnym dystansie 100 m motylkiem uzyskał swój najlepszy wynik od pięciu lat (51,22).

Do rekordu życiowego z mistrzostw świata w Szanghaju zabrakło tylko 0,07 sekundy. W finale wyprzedził go tylko fenomenalny Węgier Laszlo Cseh (50,86). – Nigdy w tym momencie przygotowań nie pływałem tak szybko – powtarzał w wywiadach zaskoczony Czerniak. – Ten wynik, ten medal dobrze rokuje przed Rio – mówi „Rz” odkrywca talentu 26-letniego pływaka Ryszard Kowalczyk.

Przegrał tylko z Phelpsem

Cztery lata temu w Londynie na tym samym basenie nie poszło tak, jak powinno. Może presja była zbyt wielka? Może za wcześnie zrobiono z niego gwiazdę? „Czy jest w stanie prześcignąć fenomenalnego Phelpsa?”, zastanawiali się wtedy polscy trenerzy, działacze, dziennikarze. Amerykanin w 2008 roku w Pekinie sięgnął po osiem złotych medali, w 2004 roku w Atenach po cztery. Na obu igrzyskach zwyciężał także na 100 m motylkowym.

Puławianin spotkał się w bezpośrednim pojedynku z multimedalistą olimpijskim rok przed Londynem, w Szanghaju na MŚ. To była pierwsza tak udana impreza w karierze Czerniaka. Ujawnił talent Polsce i światu. W połowie dystansu był czwarty, zakończył wyścig tylko za Phelpsem. Czasem 51,15 ustanowił rekord Polski. Amerykanin był poza zasięgiem z rezultatem 50,71. – Phelps jest do pokonania – zapowiadał jednak Czerniak.

W Londynie Polak przypłynął dopiero na ósmej pozycji. Wygrał oczywiście Phelps. Czerniak uzyskał czas gorszy niż osiągnął w eliminacjach, w półfinale. Nie był w stanie finiszować, choć mówił potem, że siły mu nie brakowało. Prawdopodobnie przerósł go pierwszy w karierze finał olimpijski. Spalił się. Zawiódł.

Wypływa na powierzchnię

Do tego momentu cały czas płynął na fali, z prądem. Gdy miał pięć lat, kuzyni wrzucili go do jedynego wówczas puławskiego basenu i – choć jeszcze nie brał lekcji pływania – jakimś cudem wypłynął na powierzchnię. Potem z kolegami zapisał się do sekcji Wisły Puławy. Szkolną grupę prowadził Sławomir Słotwiński. Nie było to jeszcze poważne pływanie. Kiedy szedł do gimnazjum, trafił w ręce Ryszarda Kowalczyka. To były szkoleniowiec innej zawodniczki Wisły Anny Uryniuk, także specjalizującej się w stylu motylkowym, trzykrotnej uczestniczki igrzysk olimpijskich w Barcelonie, Atlancie i Sydney. – Duży talent, ale niestety cały czas miała problemy z wagą. Sądzę, że przez to nie osiągnęła więcej, choć mogła – wspomina ją Kowalczyk.

Czerniak był za to zawsze chudy. Nawet za chudy, przy tym niski. – Drobny, z nogami takimi pęcinami jak u źrebaka – opowiada jego były trener. Nie rokowało to dobrze. Wyniki również nie zapowiadały przyszłego wicemistrza świata i olimpijczyka. Na początku gimnazjum zajmował miejsca w drugiej dziesiątce nawet w lokalnych zawodach pływackich. On sam i jego rodzice byli za to niezwykle wytrwali i cierpliwi. Nie zniechęcali się gorszymi rezultatami, słabymi warunkami fizycznymi. Zostali za to wynagrodzeni.

W wieku 17 lat Czerniak zdobył srebrny medal na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży na 100 m stylem motylkowym, wziął też brąz na 50 m motylkiem. Rozpoczął starty w seniorskich mistrzostwach i też zaczął od medalu. – Od tej pory to poszło. Zaczął nabierać też sylwetki. Widać było, że rośnie pływak – mówi Kowalczyk. W 2007 roku sięga po tytuł mistrza Europy juniorów. Do pierwszych sukcesów doszedł pracą wykonaną w Puławach, chodząc do zwykłego liceum. Nie zamierzał rozstawać się z rodziną, kolegami, miastem. Wiedział, że jest na to za wcześnie. Jeszcze 18-letni chłopak z Puław omal nie załapał się do kadry olimpijskiej na igrzyska w Pekinie. Na mistrzostwach Polski w Ostrowcu Świętokrzyskim start do 100 m motylkiem był dwukrotnie odkładany. Zniechęcony tym Paweł Korzeniowski wycofał się z zawodów. – Konrad wystartował, zabrakło mu niewiele. Gdyby rywalizował z Pawłem zrobiłby minimum – wspomina jego były trener. Jego pierwszymi igrzyskami był więc Londyn.

Piłkarz cenniejszy niż medalista

W stolicy Wielkiej Brytanii reprezentował Wisłę Puławy, ale nie przygotowywał się wcale na basenie MOSiR-u. Po zakończeniu liceum postanowił wyjechać do Hiszpanii, gdzie osiadł Bartosz Kizierowski. Były mistrz Europy, trzykrotny olimpijczyk postanowił do Madrytu sprowadzić najzdolniejszych polskich pływaków i stworzyć silną grupę przygotowującą się do najważniejszych imprez w sezonie. Wychowanek Polonii Warszawa, ale w czasach studenckich szkolony w USA, narzucił swoim polskim uczniom amerykański rygor i metody.

Pod wpływem nowego szkoleniowca Czerniak pruł do przodu. Zmężniał, urósł do 196 cm, stał się materiałem na mistrza. Kizierowski do wypracowanej w Puławach bazy dodał jeszcze mocny trening siłowy. Tak to dzięki puławsko-madryckiej szkole wychowany został srebrny medalista mistrzostw świata, który przegrał tylko z najlepszym pływakiem świata. Po Londynie nastąpił jednak moment kryzysu. – Różne myśli chodziły nam po głowie – przyznał Kizierowski. Także o rozstaniu. Madrycki projekt rozpadł się. Kizierowski został trenerem reprezentacji Hiszpanii i z Polaków na jego prośbę mógł dalej prowadzić równocześnie tylko Czerniaka. Szkolenie finansuje nadal Polski Związek Pływacki. Trener i zawodnik żyją w zgodzie, kłócą się tylko przy okazji derbów Madrytu Real – Atletico. Kizierowski jest fanem „Królewskich”, Czerniak chodzi na mecze Atleti.

Puławianin po ciosie z 2012 roku z czasem się odrodził. Przyszły medale na ME i MŚ, w tym jedno złoto w Europie dwa lata temu w Berlinie. Po majowych ME nie chce mówić z jakim nastawieniem jedzie do Rio de Janeiro. Chce wyrzucić z głowy presję. Wystartuje na 100 i 200 m motylkiem. W obu konkurencjach z Polaków popłynie jeszcze Jan Świtkowski. Phelps, który miał nie startować w Rio, jednak pojedzie do Brazylii na piątą olimpiadę. Pod koniec czerwca wystartował w kwalifikacjach w Omaha. 31-letni Amerykanin wygrał 100 m delfinem w czasie 51 sekund, o 0,22 lepszym niż rezultat Czerniaka w Londynie. Formy więc nie traci, mimo że w czteroletnim cyklu zmagał się z depresją, problemami alkoholowymi i brakiem motywacji do treningu.

Polak takich kłopotów nie ma. Fizycznie wygląda doskonale, psychicznie – to się okaże już na basenie olimpijskim. Na igrzyskach wystartuje już nie jako zawodnik Wisły Puławy. Musiał rozstać się z klubem, w którym się wychował, którego był najwybitniejszym reprezentantem. Dwa lata temu dyrektor uznał, że nie może Czerniakowi dać wyższego stypendium niż 4 tys. zł na miesiąc. Pływak i jego rodzice unieśli się honorem, bo wiedzieli, że drugoligowi wówczas piłkarze dostają pensje dwukrotnie wyższe. Wicemistrz świata z Szanghaju przeniósł się do AZS AWF Katowice, ale Puławy zostawił w sercu.

Nadzieje na medal olimpijski odżyły. Do Londynu na mistrzostwa Europy odbywające się pod koniec maja w Aquatics Centre w Parku Olimpijskim pojechał bez szczególnej mobilizacji, nie myśląc o wielkim wyniku. Kwalifikację olimpijską miał w kieszeni, przeszedł przez ciężkie przygotowania, znajdował się jeszcze w trakcie trochę bardziej intensywnego treningu, szczyt formy jeszcze przed nim. Na koronnym dystansie 100 m motylkiem uzyskał swój najlepszy wynik od pięciu lat (51,22).

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej