Rz: YES to firma rodzinna. Dlaczego założyciele zdecydowali się wejść akurat w biznes jubilerski?
Krzysztof Madelski: Z wytwarzaniem biżuterii po raz pierwszy zetknąłem się podczas pracy wakacyjnej w Norwegii. Potem tak mnie to pochłonęło, że od II roku studiów zacząłem w skromnych warunkach domowych wytwarzać różne wzory na potrzeby własne, ale też w celach zarobkowych. Byłem stuprocentowym samoukiem. Nieco później dołączyli do mnie siostra i szwagier. W 1981 roku – ku rozpaczy rodziców – porzuciliśmy nasze dotychczasowe zajęcia i otworzyliśmy zakłady rzemieślnicze.
Uwolnienie gospodarki sprawiło, że nasz biznes mógł skokowo urosnąć. Z jednej strony mogliśmy zacząć handlować biżuterią złotą, co w latach osiemdziesiątych nie było dozwolone. Z drugiej zaś w Polsce utworzyła się prawdziwa klasa średnia, a firma rosła razem z nią.
Początkowo nie mieliśmy znaczącej konkurencji, ale na rynku hurtowym szybko uległo to zmianie. Uznaliśmy, że najlepszym antidotum będzie postawienie na sprzedaż detaliczną. Dla mnie rozpoczął się więc okres ciężkiej pracy nad budowaniem rozpoznawalności i wartości marki. YES zaczął przyciągać coraz większą liczbę klientów, a nasza biżuteria cieszyła się coraz większym zainteresowaniem. Dzięki temu już w 1993 roku w Poznaniu otworzyliśmy pierwszy salon, a trzy lata później wystartowała nasza pierwsza duża kampania reklamowa.
Jak wygląda kwestia zarządzania firmą, jak podzielone są kompetencje pomiędzy członków rodzin, do których spółka należy? Czy nowe pokolenie interesuje się już współprowadzeniem przedsiębiorstwa?