Nadal, choć w związku ze zmianami ustawienia graczy coraz rzadziej, mówi się, że w każdej drużynie jest dwóch zawodników odbiegających, delikatnie mówiąc od normy zdrowia psychicznego: lewoskrzydłowy i bramkarz. Lewoskrzydłowy dlatego, że kiedy jeszcze regulamin nie dopuszczał zmian zawodników, któryś odniósł kontuzję, ale jeszcze się poruszał, wysyłało się go na lewe skrzydło, jak najdalej od własnej bramki i dość daleko od bramki przeciwnika, żeby przynajmniej nie przeszkadzał. Przeżywając mecz, na przebieg którego nie miał wpływu, głównie się tam stresował. Dziś klasycznych lewoskrzydłowych już nie ma. Sytuacja bramkarza się nie zmieniła. Stoi przez półtorej godziny, patrzy na walczących kolegów, ale sam może biegać głównie po polu karnym. Bywa w sytuacji denerwującego się kibica. Może zostać bohaterem, ale i ofiarą, jeśli przepuści jeden strzał, do czego w tej sytuacji ma prawo. Przy okazji naraża się na starcia fizyczne, a kiedy rzuca się pod nogi rozpędzonych napastników bywa kopany po głowie. Jest wtedy w sytuacji boksera po nokaucie.