Pielęgniarki, spawacze, kierowcy samochodów ciężarowych otwierają wykaz deficytowych zawodów w regionie lubuskim. Deficytowych, czyli tych, gdzie pracowników brakuje w co najmniej połowie powiatów – wynika z danych ogólnopolskiego raportu Barometr Zawodów 2016. W Lubuskim ten wykaz liczy aż 54 profesje, co jest drugim wynikiem w skali całej Polski (po woj. pomorskim). To oznacza, że region prawie czterokrotnie przewyższa krajową średnią, gdzie zagrożonych niedoborem kandydatów do pracy jest 15 zawodów.
Jednocześnie pod względem stopy rejestrowanego bezrobocia Lubuskie wypada nieco gorzej niż średnia dla Polski. Obecnie ta różnica jest już niewielka – według najnowszych, kwietniowych danych GUS w skali kraju bezrobocie wynosiło 9,5 proc., a w regionie 9,9 proc., ale wciąż jest. Skąd więc ten długi wykaz deficytowych zawodów?
Waldemar Stępak, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Zielonej Górze przyznaje, że sytuacja jest złożona. Z jednej strony niemal 10 proc. wskaźnik bezrobocia i prawie 37 tys. bezrobotnych zarejestrowanych w kwietniu 2016 r. w powiatowych urzędach pracy to sporo. Z drugiej strony wiadomo, że część z nich rejestruje się tylko po to, by mieć zapewnioną bezpłatną opiekę zdrowotną. Tych naprawdę nie mogących znaleźć pracy jest znacznie mniej, podobnie zresztą jak w innych regionach Polski.
W wyjaśnieniu złożoności sytuacji pomaga mapa województwa, rozciągającego się wzdłuż granicy z Niemcami. Płace za Odrą są średnio cztery razy większe niż w Polsce, a dystans skraca chociażby autostrada A2 i inne połączenia drogowe. Do pracy w Niemczech można więc dojeżdżać nawet codziennie. I tak też robi część mieszkańców regionu.
Sylwia Albert Krysiak, szefowa regionu zachodniego w agencji zatrudnienia Work Service przyznaje, że niełatwo jest znaleźć pracowników rozbioru drobiu, czy przetwórni ryb . Pracodawcy muszą więc sięgać po Ukraińców. Polaków taka praca odstręcza. W kraju. Bo po drugiej stronie granicy, za 9 euro na godzinę, już nie.