– To my czujemy się zwycięzcami tych rozgrywek. Trzeba bowiem przyznać, że Chemik z tak potężnym budżetem zniszczył rynek siatkarski. Stać go było na każdą zawodniczkę. Co można zrobić przeciwko nim? Ich kadra jest jak Ferrari – mówił na początku maja Lorenzo Micelli, szkoleniowiec Atomu Trefla Sopot. Jego zespół w zakończonym niedawno finale siatkarskiej Orlen Ligi drugi rok z rzędu spotkał się drużyną z Polic, która broniła zdobytego rok wcześniej trofeum. I choć momentami wydawało się, że siatkarki z Sopotu grają na tyle dobrze, by tym razem dopaść faworytki, to skończyło się tylko na jednym wygranym secie w trzech krótkich meczach. Trofeum za mistrzostwo – jak rok i dwa lata wcześniej – powędrowało do gabloty klubu z 40-tysięcznej miejscowości pod Szczecinem.
Gigant nie do pokonania
O tym, jak bardzo Chemik zdominował w minionym sezonie siatkarskie rozgrywki kobiet w Polsce, świadczy statystyka meczów z wicemistrzem z Sopotu. Zawodniczki z Polic wygrały dziesięć ostatnich starć z Atomem, a w całym sezonie przegrały w sumie zaledwie dwa mecze – po których zresztą działacze zdecydowali się zmienić trenera, twierdząc, że zespół jest w kryzysie. Mało? Od 2013 roku, kiedy drużyna awansowała do Orlen Ligi, siatkarki z Polic na krajowych parkietach nie wywalczyły tylko jednego trofeum – w 2014 roku dały się ograć Atomowi w finałowym starciu o Puchar Polski. Siatkarki Chemika – tak samo jak piłkarze ręczni Vive Tauron Kielce czy koszykarze Stelmetu Zielona Góra – stały się monopolistkami w swojej dyscyplinie.
Fundamentem tego monopolu są finanse – rekordowo wysoki budżet, zdecydowanie najwyższy w lidze. W zeszłym sezonie wynosił 16 mln zł. Aż 12 mln zapewniła Grupa Azoty, a resztę dołożyły pozostali sponsorzy, biznesowo związani z głównym darczyńcą. Jednym z nich był m.in. PGNiG. – Pieniądze, jakimi dysponuje klub, to oczywiście potężny atut, ale same pieniądze nigdy niczego nie wygrały. Wydaje mi się, że Chemik to jeden z niewielu klubów w Polsce, które realizują konkretny, skrojony na możliwości plan corocznego rozwoju i jest w tym konsekwentny. Nie przeszkadzają mu nawet takie wydarzenia, jak zmiana trenera w trakcie sezonu. Do tego dochodzą przemyślane transfery i właściwy dobór siatkarek pod względem umiejętności oraz charakteru, a to rzadka rzecz w naszej lidze pań – uważa Michał Kaczmarczyk, ekspert kobiecej siatkówki, dziennikarz serwisu „WP Sportowe Fakty”.
Wysoki budżet i sukcesy przyciągają gwiazdy. Dotychczas największą była Małgorzata Glinka-Mogentale, ale nie udało jej się namówić na zmianę decyzji o końcu kariery. W zeszłym sezonie kluczowe role odegrały więc Izabela Kowalińska, która aż siedmiokrotnie wygrywała nagrodę MVP meczu, a prócz tego wracająca z ligi włoskiej reprezentacyjna rozgrywająca Joanna Wołosz, atakujące Anna Werblińska, Kolumbijka Madelaynne Montano oraz Helena Havelkova. Tę ostatnią doceniono nawet w ojczyźnie – drugi rok z rzędu została siatkarką roku w Czechach. Co ciekawe, żadna z zawodniczek Chemika w minionym sezonie nie była wysoko w klasyfikacjach indywidualnych. Przyczyną takiego stanu rzeczy mogły być łatwe i kończone zwykle wygraną 3:0 mecze.
Czego więc zabrakło, by wzorem siatkarzy z PlusLigi podbić także Europę?