Firmy okołogórnicze, które zatrudniają nawet 400 tysięcy osób, znalazły się w dramatycznej sytuacji. – To cztery razy więcej niż bezpośrednio w kopalniach – szacuje Jan Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Powód? Spadek inwestycji w kopalniach, obniżenie marż, do tego wielomiesięczne wstrzymywanie płatności za usługi, bo spółki węglowe toną w długach. Opóźnienia sięgają nawet 170 dni.
Ze śląskimi kopalniami współpracuje ponad 6,5 tysiąca firm, najwięcej, niemal 4 tys., z Kompanią Węglową. To producenci maszyn i urządzeń, firmy usługowe, czy jednostki naukowo-badawcze, w których zatrudnionych jest aż 2 tys. osób.
To ogromny rynek – tylko Jastrzębska Spółka Węglowa na usługi zewnętrzne wydała w ubiegłym roku 1,6 mld zł. Ale eldorado definitywnie się kończy. – Ograniczamy zakres usług zlecanych firmom zewnętrznym, staramy się – wszędzie gdzie to możliwe – zastępować je własnymi pracownikami – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW.
Ale to te firmy są pod dużo większą presją niż państwowe spółki węglowe, którym pomaga państwo: muszą np. pokryć zobowiązania publicznoprawne, zanim dostaną pieniądze za wykonaną prace. Co gorsza, banki odmawiają dziś udzielania firmom zaplecza górniczego kredytów na działalność bieżącą oraz spłatę zobowiązań wobec budżetu państwa.