Koniec kariery to przerażająca wizja, coś znajdującego się za taką wielką czarną kotarą. Nagle zostajemy wyrwani ze świata, w którym wszystko jest poukładane i zaplanowane, czasem na kilka lat wprzód. Nie wiadomo, jak zareagujemy na zmiany, gdy przestaniemy podróżować, zwiedzać stadiony i poznawać nowych ludzi, a usiądziemy w jednym miejscu, za biurkiem i rozpoczniemy żmudną, monotonną pracę. Nie ukrywam, że sam z tego powodu przedłużałem decyzję o sportowej emeryturze, ale dzięki temu wiem, że na bieżni zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Miałem miękkie lądowanie. Praca w ministerstwie pozwoliła mi łagodnie przejść na tę drugą stronę, dając jednocześnie możliwość pozostania w środowisku.
Poznał pan kulisy pracy w mediach. Jest trudniej, niż pan przypuszczał?
Jest inaczej, niż uczą na studiach. Człowiek wychodzi pełen ideałów i zderza się z rzeczywistością. Jestem specjalistą w bardzo małym kawałku tortu, nie ma więc na rynku miejsca dla dziennikarzy, którzy są specjalistami w tak wąskiej dziedzinie jak lekkoatletyka. Gdybym chciał robić karierę dziennikarską, musiałbym zwiększyć swoją wiedzę na temat piłki nożnej. A to poza meczami reprezentacji i Ligi Mistrzów nie jest moja bajka. Oglądanie polskich rozgrywek ligowych przychodzi mi z wielkim trudem. Widzę u zawodników dużo niedoskonałości, które w sporcie indywidualnym by nie przeszły. Nie wiem, czy to brak talentu, czy pracy?
Natrafiłem na pański wywiad z 2009 roku dla jednego z portali biegowych. Pozwoli pan, że zacytuję: „Gdy myślę o przyszłości, to chciałbym pobierać emeryturę olimpijską i nic nie robić”. Gdyby zdobył pan medal na igrzyskach, rzeczywiście poświęciłby się pan lenistwu i korzystał z uroków życia?
Kiedy mówiłem te słowa, byłem chyba zmęczony psychicznie i wypalony. Emerytura dałaby mi pewnie spokój i komfort finansowy. Ale nie na tyle duży, by położyć się do góry brzuchem i już więcej nie pracować. Oczywiście, przeżyłbym, nie chodziłbym głodny, ale to byłoby życie od pierwszego do pierwszego. Poza tym jako były sportowiec, potrzebujący wyzwań i ruchu jak tlenu, bardzo szybko bym się zestarzał. Pamiętam, jak po najtrudniejszym w swojej karierze 2007 roku pojechałem na wakacje z zamiarem leżenia na plaży z drinkiem w ręku i palemką. Wytrzymałem dwa dni, trzeciego zacząłem zwiedzać i szukać aktywności.
Pańskie pokolenie odeszło lub za chwilę odejdzie na sportową emeryturę. Ale młodych talentów nie brakuje. Jest rewelacyjna Ewa Swoboda, są uznawany za pana następcę Patryk Dobek czy kulomiot Konrad Bukowiecki.