„Rzeczpospolita”: Od kiedy Fotoplastikon Warszawski znajduje się pod opieką kierowanego przez pana muzeum?
Jan Ołdakowski: Dokładnie od ośmiu lat. Warto przypomnieć historię tego wyjątkowego obiektu, bo jest bardzo nietypowa dla naszego miasta, które przeżyło niejedną wojenną zawieruchę. W przeciwieństwie do wielu budynków i instytucji fotoplastikon trwa niezmiennie w tym samym miejscu od chwili otwarcia już ponad 110 lat. To jest zresztą ewenement nie tylko na skalę warszawką, ale i polską oraz europejską. To niezwykle istotne ponieważ moda na fotoplastikony wraca. W Polsce jest ich tylko kilka, drugi w stolicy mieści się w Muzeum Techniki, ale nie został uruchomiony. Fotoplastikony wracają również w Łodzi i Poznaniu, wraz ze swoją magią analogowego trójwymiaru. Okazuje się, że oko przyjaźniej odbiera trzy wymiary na szkle niż w cyfrze, szczególnie animowanej.