Samotnie przez Atlantyk po raz trzeci

Rocznik 1946. Mieszkaniec Polic, pochodzący ze Swarzędza. Honorowy obywatel obu miast. Aleksander Doba szykuje się do nowej eskapady. Start zaplanowany jest w maju.

Publikacja: 21.04.2016 17:56

By Alvesgaspar (Own work) [CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0) or GFDL (htt

By Alvesgaspar (Own work) [CC BY-SA 3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0) or GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html)], via Wikimedia Commons

Foto: Wikimedia Commons

Świat usłyszał o nim podczas drugiej z wielkich samotnych ekspedycji, gdy od października 2013 do kwietnia 2014 roku płynął swoim kajakiem z Lizbony na Florydę, z krótkim postojem na Bermudach. Za to osiągnięcie dostał od czytelników amerykańskiej edycji „National Geographic” tytuł Podróżnika Roku, a od prezydenta RP – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Jednak wcześniej też pływał – po raz pierwszy samotnie wyruszył na Atlantyk w 2010 roku – w październiku wypłynął z Dakaru, a do Acaraú w Brazylii dotarł w lutym 2011 r. Przed Polakiem podobnego – chociaż nie tak spektakularnego – wyczynu dokonało trzech śmiałków: w 1928 roku Franz Romer przepłynął z Wysp Kanaryjskich na Wyspy Dziewicze, w 1956 r. Hannes Lindemann z Wysp Kanaryjskich na Bahamy (obaj na kajakach wspomaganych żaglem), a w 2001 roku Peter Bray z Nowej Fundlandii do Irlandii. Polak zaś popłynął od kontynentu do kontynentu.

Samotne zmagania z oceanem są efektem doświadczeń, które zbiera od 1980 roku – wszystko zaczęło się od Klubu Kajakowego Alchemik Police i Akademickiego Klubu Turystyki Kajakowej Pluskon w Szczecinie.

Po drodze były wyczyny, przy których przepłynięcie z Przemyśla do Świnoujścia (1989) brzmi jak igraszka. Samotnie opłynął Bałtyk (1999), dotarł za koło podbiegunowe do Narwiku (2000). W roku 2004 wziął udział w pierwszej polskiej transatlantyckiej wyprawie kajakowej Kayatlantic. Wraz z Pawłem Napierałą wyruszył z Temy w Ghanie z zamiarem dobicia do wybrzeży Brazylii. Nie udało się – prąd zniósł kajakarzy do punktu wyjścia. – Wyprawa udana, tylko cel nie osiągnięty – mówił później.

Kolejną transatlantycką ekspedycję podjął już sam i tak zostało. Wcześniej – przyznaje – testował ewentualnych towarzyszy, ale okazało się, że wymagania, które stawia są zbyt wyśrubowane.

– Partner powinien dorównywać mi umiejętnościami i możliwościami, a okazywało się, że ja we wszystkim jestem lepszy. Po co mam być czyjąś niańką? – pytał.

Trzecia wyprawa przez ocean także będzie samotna. Tym razem z zachodu na wschód, ze startem w Nowym Jorku i metą w Portugalii. To także trasa w najszerszym miejscu Atlantyku, ale trudniejsza niż poprzednia. Woda będzie zimniejsza, z większą ilością możliwych sztormów.

Kajak „Olo”, którym pływa Doba, trafił już do stoczni producenta, Andrzeja Armińskiego, w celu dokonania kilkudziesięciu przeróbek. Poprawić trzeba będzie też łączność, bo podczas ostatniej wyprawy, mimo dwóch telefonów satelitarnych na pokładzie, pasażer „Ola” zamilkł na 47 dób. Nie było nawet jak wysyłać esemesów do domu. Na przykład takich: „Tragedia na kajaku. W nocy ryba latająca zabiła się przed włazem. Zrobiłem fileta i zjadłem na surowo. Pycha! Noc była spokojna. Kondycja fizyczna i psychiczna OK”.

W domu – żona, która zgadza się na kolejne wyczyny, ale niechętnie, bo – nie kryje – każda wyprawa to nowe siwe włosy. I tak od 40 lat, bo zanim życiem Doby zawładnęły kajaki, też trochę się w nim działo: od żeglarstwa przez szybownictwo po skoki spadochronowe. – Grożenie rozwodem nic nie dało – mówi Gabriela Doba w biografii męża-obieżyświata „Na oceanie nie ma ciszy”.

Świat usłyszał o nim podczas drugiej z wielkich samotnych ekspedycji, gdy od października 2013 do kwietnia 2014 roku płynął swoim kajakiem z Lizbony na Florydę, z krótkim postojem na Bermudach. Za to osiągnięcie dostał od czytelników amerykańskiej edycji „National Geographic” tytuł Podróżnika Roku, a od prezydenta RP – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Jednak wcześniej też pływał – po raz pierwszy samotnie wyruszył na Atlantyk w 2010 roku – w październiku wypłynął z Dakaru, a do Acaraú w Brazylii dotarł w lutym 2011 r. Przed Polakiem podobnego – chociaż nie tak spektakularnego – wyczynu dokonało trzech śmiałków: w 1928 roku Franz Romer przepłynął z Wysp Kanaryjskich na Wyspy Dziewicze, w 1956 r. Hannes Lindemann z Wysp Kanaryjskich na Bahamy (obaj na kajakach wspomaganych żaglem), a w 2001 roku Peter Bray z Nowej Fundlandii do Irlandii. Polak zaś popłynął od kontynentu do kontynentu.

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej