Rzeczpospolita: Przypomnijmy, jakie są korzenie największej rzeszowskiej imprezy?
Halina Przebinda: Europejski Stadion Kultury będzie gościł w Rzeszowie już po raz szósty, jednak w obecnej formule po raz czwarty. Wszystko zaczęło się od inicjatywy Narodowego Centrum Kultury, które szukało pomysłu, jaki połączy kulturę krajów Partnerstwa Wschodniego z kulturą polską. NCK spodobał się nasz pomysł, stawiający na mieszane, ponadnarodowe kolektywy muzyczne, uzmysławiające, że sztuka różnych narodów przenika się ponad granicami państw, języków, religii. Bo jesteśmy do siebie podobni, bez względu na to, czy pochodzimy ze Wschodu czy z Zachodu.
W duetach, które prezentują się podczas koncertu, dominują artyści krajów związanych z Partnerstwem Wschodnim, ale formuła się rozszerzyła.
Tak, bo chcieliśmy pokazać, że cała Europa, a właściwie cały świat, bo mamy przecież również gości ze Stanów Zjednoczonych, mają wspólne korzenie i operują podobnym językiem muzycznym. Po prostu muzyka jednoczy ludzi. Pokazujemy to właśnie poprzez duety występujące podczas koncertu finałowego na rzeszowskim stadionie. Na samym początku w moim zamyśle tylko ten koncert nosił nazwę Europejskiego Stadionu Kultury. Okazała się jednak tak nośna i chwytliwa, że rozprzestrzeniła się na cały trzydniowy rzeszowskim projekt, nazywający się właśnie Europejski Stadion Kultury. Bo poza koncertem są również inne imprezy reprezentujące inne dziedziny sztuki. We wszystkich nich ideą główną jest wspólne odkrywanie tego, co niepowtarzalne w każdej z kultur, a także wymiana doświadczeń artystycznych. Zapraszani są najlepsi polscy artyści młodego pokolenia, którzy znajdują interesujących partnerów z Europy.
Kto będzie główną gwiazdą koncertu?