Stawiamy na produkcję lokalną

Nieprzenoszenie zakładu do Chin było doskonałą decyzją – mówi Roman Szczepan Kniter, prezes Trefla.

Publikacja: 11.04.2016 16:00

Roman Szczepan Kniter z Treflem związany jest od 1997 r. Prezesem firmy został w lutym 2014 r.

Roman Szczepan Kniter z Treflem związany jest od 1997 r. Prezesem firmy został w lutym 2014 r.

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Dlaczego Trefl wzorem innym producentów nie przeniósł produkcji do Chin?

Roman Szczepan Kniter: Faktycznie kilkanaście lat temu była to w zasadzie powszechnie obowiązująca strategia. Wszyscy mówili, że bez bazy produkcyjnej w Chinach, z niskimi kosztami pracy, nie damy sobie rady z konkurencją. Decyzja, aby jednak tego nie robić, zapadła jakoś tak sama z siebie. Mieliśmy zbudowany nowy zakład, w sumie byłoby go szkoda zamykać. Poszliśmy dalej i zdecydowaliśmy, aby w miarę możliwości, kontrolować cały proces u nas. Z perspektywy była to najlepsza decyzja, jaką wówczas można było podjąć.

Lepiej samemu produkować?

Zdecydowanie tak, w takim modelu można generować znacznie wyższe marże, a w konsekwencji zyski. Poszliśmy właśnie krok dalej i wokół naszego zakładu w Gdyni skupiliśmy wszystkie etapy powstawania produktów. Mamy własny dział R&D, projektantów, sami projektujemy i produkujemy narzędzia, mamy własną poligrafię i park maszynowy, również logistykę. Tylko surowce – papier, tekturę, głównie sprowadzamy z zagranicy – z Niemiec, Holandii, Włoch, ze Skandynawii, ale trochę kupujemy też w Polsce.

Robiąc wszystko sami, mamy pełną kontrolę nad procesem produkcyjnym, co daje lepsze wyniki, ale też satysfakcję. Jest najwyższa, gdy nasi czołowi konkurenci zwracają się czasami ze zleceniami na produkcję dla nich partii pewnych wyrobów. Z oczywistych powodów nie mogę powiedzieć, o jakie firmy chodzi, ale wtedy czujemy się naprawdę fajnie.

Na rynku trójmiejskim jesteście dużym pracodawcą?

W Gdyni zatrudniamy ok. 470 osób, co na lokalne realia jest wysoką liczbą. Region zresztą niesamowicie się rozwija, pojawiają się nowe biurowce. Widać, że można z sukcesami działać w Gdyni, Sopocie czy Gdańsku, choć oczywiście z racji specyfiki oferowanych produktów nasi pracownicy bardzo często muszą jeździć do Warszawy czy też na imprezy targowe rozsiane po całym świecie.

Trefl jest już firmą globalną?

Nie przesadzajmy, jeśli chodzi o nasze podstawowe kategorie jak puzzle i gry, to eksport odpowiada za około połowę obrotów, ale ciągle mamy wiele do zrobienia. Nasze produkty pojawiły się już w ok. 50 krajach, ale niektóre to operacje na stosunkowo małą skalę. W Europie jesteśmy dość mocni, jesteśmy największym producentem puzzli w Polsce i regionie, zajmujemy już trzecią pozycję w Europie.

Poza nią widzimy wiele obiecujących kierunków, ostatnio przymierzamy się do rozpoczęcia operacji w Azji, na początek w Wietnamie, ale to ciągle wstępny projekt.

Na targach branżowych jesteśmy znani, firmy takie jak Disney, nasz kluczowy partner licencyjny, gdy rozpoczynają sprzedawanie licencji związanych z nowymi produkcjami, także dają nam więcej informacji niż kiedyś. Produkty na licencji to ważna część biznesu, choć ich udział jest zróżnicowany zależnie od wieku grupy docelowej.

Lokalnie jesteście też aktywni, zwłaszcza w sporcie.

Trefl prawie od zawsze był mecenasem drużyn, teraz wspieramy trzy: koszykarzy Trefl Sopot, siatkarzy Lotos Trefl Gdańsk oraz siatkarki PGE Atom Trefl Sopot. To jeden z priorytetów założyciela i właściciela Trefla, czyli Kazimierza Wierzbickiego. Był kiedyś czynnym zawodnikiem i trenerem, a pasja pozostała. Historia sportowego projektu ma przeszło 20 lat i w tym czasie każda z drużyn zdobywała już medale ligowe w Polsce oraz reprezentowała Polskę w rozgrywkach europejskich. Dzisiaj oczywiście nie robimy tego sami, bardzo ważnym partnerem przy tych inicjatywach są miasta Sopot i Gdańsk, biznesowi partnerzy, jak: Lotos, PGE oraz lokalni, skupieni w Stowarzyszeniu Trefl Pomorze.

Nie chodzi tylko o sport wyczynowy, obok profesjonalnych drużyn ważnym projektem dla nas jest wspieranie rozwoju młodzieży poprzez sport. To także element spójny z naszą działalnością – marka kojarzy się z partnerstwem w spędzaniu wolnego czasu, w edukacji i rozwoju. Młodzi się rozwijają, mają dostęp do wzorców, którymi mogą być zawodnicy z drużyn seniorów, a jednocześnie kształtują osobowość, samodyscyplinę, pracę w grupie. Może nie każdy z nich zostanie zawodowym sportowcem, ale dla wielu będzie to dobry fundament.

Nie zajmujecie się już tylko produkcją zabawek?

Zostaliśmy dystrybutorem produktów uzupełniających naszą ofertę. Od kilku lat są to modele samochodzików SIKU, mamy też wyłączność na elektroniczne zabawki edukacyjne VTech. Niedawno nawiązaliśmy też współpracę z portugalską marką Science4You, która przygotowuje produkty edukacyjne dla dzieci, w rodzaju małego naukowca – chemika, biologa. Bardzo dbamy o ich jakość, walory edukacyjne, spójność używanych nazw z programem w szkołach. Stąd współpraca przy projekcie z Uniwersytetem Gdańskim.

—rozmawiał Piotr Mazurkiewicz

Rzeczpospolita: Dlaczego Trefl wzorem innym producentów nie przeniósł produkcji do Chin?

Roman Szczepan Kniter: Faktycznie kilkanaście lat temu była to w zasadzie powszechnie obowiązująca strategia. Wszyscy mówili, że bez bazy produkcyjnej w Chinach, z niskimi kosztami pracy, nie damy sobie rady z konkurencją. Decyzja, aby jednak tego nie robić, zapadła jakoś tak sama z siebie. Mieliśmy zbudowany nowy zakład, w sumie byłoby go szkoda zamykać. Poszliśmy dalej i zdecydowaliśmy, aby w miarę możliwości, kontrolować cały proces u nas. Z perspektywy była to najlepsza decyzja, jaką wówczas można było podjąć.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej