I stara się utrzymać tę palmę pierwszeństwa. Jednak z nią związana jest inna kategoria, z której Mazowsze chętnie by się wycofało; to system subwencji, który polega na przekazywaniu przez bogatsze samorządy części swoich dochodów na rzecz biedniejszych, czyli tzw. janosikowe.
Od kilkunastu lat w imię solidarnościowego wyrównywania różnić bogate miasta i regiony płacą na rzecz tych biednych. Niby słusznie, ale dla najbardziej obciążonych Warszawy i Mazowsza oznaczało to, począwszy od 2004 r, setki milionów rocznie wypływające z lokalnej kasy. (Przez pierwsze 10 lat obowiązywania janosikowego w sumie 6,4 mld zł). Wśród województw mazowieckie jest jedynym płatnikiem netto tej daniny. Na tyle mocno drenuje ona budżet regionu, że przed trzema laty ustawowy zapis dał mu możliwość zaciągania z budżetu państwa pożyczek na spłatę części janosikowego.
Zamożność Mazowsza sprawiła też, że województwo dostaje mniej z Unii Europejskiej. Przekroczyło już bowiem barierę 108 proc. średniego unijnego dochodu na mieszkańca. W rezultacie miało ograniczony dostęp do funduszy infrastrukturalnych, czyli np. na drogi.
Widać więc, że nie tylko biednym wiatr w oczy wieje. Mieszkańcy bogatego Mazowsza mogli czasem pozazdrościć mieszkańcom uboższych regionów, gdzie za unijne albo janosikowe fundusze powstawały ścieżki rowerowe, aquaparki czy nowoczesne szpitale. Powody do zazdrości mają zwłaszcza ci, którzy mieszkają z dala od Warszawy, gdzie kumuluje się zamożność mocno zróżnicowanego regionu.
To zróżnicowanie widać choćby w stopie bezrobocia. Na niski 8,7-proc. wskaźnik dla całego województwa wpływa 3,5-proc. bezrobocie w samej Warszawie i niespełna 7 proc. w jej okolicach. Bo z drugiej strony mamy 26-proc. odsetek bezrobotnych w podregionie radomskim czy 32 proc. w szydłowieckim.