Rzeczpospolita: Przyjedzie pan do Rzeszowa spotkać się z czytelnikami z okazji premiery pana wywiadu rzeki „Słucham głosu serca”.
Bogdan Loebl: Tak, ale mam nadzieję, że będzie to okazja do rozmowy także o cyklu kresowym, w tym o „Złotej trąbce”.
Jak to się stało, że uważany jest pan za rzeszowianina?
Bo długo w Rzeszowie mieszkałem, a potem pomieszkiwałem w domu mojej żony Anny, znanej z piosenki. Zacząłem od tego, że nie mając wolnego kąta do pracy, udałem się do Stefana Otwinowskiego, prezesa krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Miałem nadzieję, że znajdzie się dla mnie jakieś lokum przy Krupniczej 22, w słynnym domu pisarzy, gdzie mieszkali Wisława Szymborska, Sławomir Mrożek, Stanisław Lem, Tadeusz Nowak. Prezes Otwinowski poinformował mnie, że w najbliższym czasie raczej nie zwolni się mieszkanie dla mnie, ponieważ nikt poważnie nie choruje i na tamten świat się nie wybiera. Wspomniał jednak, że krakowski oddział ZLP ma pod opieką Rzeszów, którym rządzi sekretarz wojewódzki PZPR Władysław Kruczek, i chciałby on, by w jego księstwie powstał samodzielny oddział Związku Literatów Polskich, jako że inny sekretarz już to ma, a Kruczek nie chce być od tamtego gorszy. Jednak założyć oddział ZLP można było, posiadając w swoim województwie minimum siedmiu literatów, a na Rzeszowszczyźnie było zaledwie czterech. Intrygę z moim udziałem zawiązał Władysław Machejek, naczelny „Życia Literackiego”, a jednocześnie poseł na Sejm, w której to roli występował również Władysław Kruczek. Umówiono mnie z Kruczkiem, ten zaś obiecał, że w ciągu miesiąca będę miał w Rzeszowie kawalerkę. Kiedy tak się nie stało, zdenerwowany Kruczek wezwał towarzysza Cygana od propagandy i powiedział tak: „Słuchajcie, towarzyszu, tu sprawa towarzysza literata wsiadła na żółwia. Niech ona się przesiądzie na jakieś szybkie zwierzę!”. Towarzysz Cygan giął się w pas, mówiąc „Tak jest, towarzyszu”, a był tak zmrożony złością swojego szefa, że dopiero na korytarzu odtajał. Nic dziwnego: Władysław Kruczek to był satrapa – sekretarz jednego z 17 województw! Dlatego nie minął miesiąc i miałem kawalerkę, i to w bloku, który jeszcze wykańczano. Zażądałem sobie mieszkania na czwartym piętrze, powyżej strefy hałasu i spalin, i takie też dostałem. Miałem wodę, tylko nie zdążyli mi doprowadzić prądu. Ale było lato i poradziłem sobie, kupując świece. Poza workiem turystycznym i zdezelowaną walizkową maszyną do pisania nie miałem nic, więc spałem na kartonach, przykrywając się nabytym drogą kupna kocem.
Przy jakiej ulicy był ten blok?