Rzeczpospolita: Jak wyglądały początki działalności waszej firmy? 20 lat temu w Polsce o informatyce chyba niewiele osób miało jakiekolwiek pojęcie.
Wojciech Materna: To już ponad 25 lat. Gdy pierwszym klientom przywoziliśmy komputery czy instalowaliśmy dzisiaj już zapomniane rodzaje sieci, to wycieczki przychodziły. Nasza firma powstała jako pomysł na życie i wykorzystanie inżynierskich doświadczeń. To był także sposób na odejście z życia akademickiego, które 25 lat temu nie dawało szans na utrzymanie. We czterech założyliśmy TOP SA, a dlaczego SA? No bo przeczytaliśmy kodeks handlowy (wtedy był w wersji jeszcze przedwojennej), a tam było napisane, że SA to najwyższa forma organizacyjna spółki. Co więc pracownicy akademiccy mieli zrobić? Założyli. Problem był z notariuszem, bo mało kto wtedy wiedział, jak się postępuje ze spółką akcyjną…
Czy jest przepis na zostanie dobrym specjalistą IT?
Potrzeba wielu lat nauki i ciężkiej pracy. A tak naprawdę na początku fascynacja informatyką i oczywiście trochę samozaparcia. Z mojego punktu widzenia wykształcenie kierunkowe jest przydatne, ale nie jest warunkiem niezbędnym. Dzisiaj informatyka ma rozwiązywać problemy, wspierać i tworzyć nowe obszary zastosowań – tutaj nie tak ważny jest warsztat, jak wiedza dziedzinowa i doświadczenie. Dość wspomnieć, że sam nie jestem z wykształcenia informatykiem, tylko inżynierem lotnictwa.
Jak na przestrzeni ostatnich lat zmieniało się zapotrzebowanie klientów – czy szukają standardowych rozwiązań, czy raczej rozwiązań szytych na miarę?