– Jeżeli możemy mówić o jakimkolwiek sukcesie naszej działalności, jest on niewidoczny, bo tkwi w głowach mieszkańców. Mamy nadzieję, że udało nam się zachęcić i przekonać poznaniaków, iż warto działać na rzecz swojego miasta, dzielnicy i najbliższego sąsiedztwa – mówi „Rzeczpospolitej” Paweł Głogowski, prezes stowarzyszenia Ulepsz Poznań. To jedna z wielu miejskich grup powstałych w ostatnich latach.
Zaczynali w 2011 roku od katalogowania pomysłów urbanistycznych, które mogłyby zostać wprowadzone w mieście. Jedną z ich pierwszych odnotowanych w mediach akcji była „Zielona partyzantka”, czyli wypełnianie zielenią dziur w poznańskich trotuarach.
„Jeżeli w drodze do szkoły czy pracy zamiast obok dziury w chodniku chcesz przejść koło ślicznego ogródka, nie pozostaje ci nic innego jak zostać zielonym partyzantem” – zachęcali mieszkańców i rozkwitali wraz z zasadzonymi roślinami. Drobne rzeczy też się liczą.
Po kilku latach sformalizowali działalność. Dziś biorą udział m.in. w dyskusji o organizacji ruchu na Starym Mieście, organizują festiwal „miejskich” filmów dokumentalnych oraz warsztaty edukacyjne dla dzieci (wśród celów było m.in. zbadanie, co jest ważne dla najmłodszych użytkowników miasta, oraz odpowiedź na pytanie, jak sprawić, by Poznań stał się bardziej im przyjazny).
Jak wiele podobnych organizacji UP ma na sercu wizerunek swojego miasta i walczy o ucywilizowanie reklamy zewnętrznej – ostatnia na razie bitwa w tej wojnie odbyła się podczas parlamentarnych prac nad tzw. ustawą krajobrazową. Szeregowcami byli w niej internauci, których trzeba było zachęcić, by wysyłali listy – najpierw do swoich posłów (aby uchwalili), później do senatorów (aby poprawili). Wygląda na to, że się udało.