Nieszczęście zaczęło się wtedy, gdy w okolicach Krakowa zabrakło dziewic – ulubionego przysmaku Smoka Wawelskiego. Zrozpaczeni mieszczanie i okoliczni kmiecie obsiali wtedy kawałek pola w pobliżu jaskini rośliną, która miała poparzyć bestii kiszki. Co prawda wersja ta czeka jeszcze na oficjalne potwierdzenie.
Natomiast pewne jest, że tysiąc lat później, w 1944 roku, to paskudztwo odkrył na Kaukazie sowiecki botanik Dmitrij Iwanowicz Sosnowski, a opisała go (paskudztwo, nie botanika) w 1970 roku gruzińska (i też sowiecka) botaniczka Panowna Mandenowa.
Od lat 50. XX wieku wprowadzany był obowiązkowo do uprawy w krajach bloku wschodniego jako roślina pastewna. Po niedługim czasie, z powodu problemów z uprawą i zbiorem, głównie ze względu na zagrożenie dla zdrowia, uprawy były porzucane. Roślina w szybkim tempie zaczęła rozprzestrzeniać się spontanicznie. Gatunek okazał się przybyszem bardzo kłopotliwym. Jest to agresywna roślina inwazyjna, niezwykle trudna do zwalczenia. Powoduje degradację środowiska przyrodniczego i ogranicza dostępność terenu. W dodatku sok ze świeżych roślin wywołuje zmiany skórne.
Barszcz Sosnowskiego objęty jest prawnym zakazem uprawy, rozmnażania i sprzedaży na terenie Polski. Blisko spokrewniony z równie kłopotliwym gatunkiem inwazyjnym, jakim jest barszcz Mantegazziego.
Ale teraz koło historii dokonało pełnego obrotu i tak jak niegdyś klęska, tak teraz ratunek przychodzi spod Wawelu. Szacuje się, że w Polsce barszcz Sosnowskiego porasta 8 tys. ha, w Małopolsce – 250 ha. Roślina ta w pełni kwitnienia dochodzi do 4,5 m wysokości. Bardzo często występuje nad rzekami i potokami.