Trawestując jego słowa, moglibyśmy budować więcej marin, gdybyśmy mieli więcej takich zakątków jak Motława w środku gdańskiego Starego Miasta, ale nie mamy jachtów.

Ale kiedyś w końcu te jachty w dużej ilości będziemy „mięli”, gdy się wzbogacimy, pod względem zarobków dorównamy Szwedom i Duńczykom (żeby pozostać w strefie Bałtyku), i co wtedy? Przecież w dalszym ciągu nie będziemy „mięli” wystarczającej liczby takich zakątków jak Motława i jachty się zmarnują. Niekoniecznie, ale pod warunkiem że nadrobimy niedostatki natury i urocze zakątki sprawimy sobie sami. Tak jak Dubaj, który 40 lat temu był mało znanym w świecie miastem wielkości Sopotu, bez uroczych zakątków, a dziś ma sztuczne wyspy. Więc jak będzie?

Może być tak, jak proponuje architekt Tomasz Bosiacki, a wtedy molo przestanie być wizytówką Sopotu. Będzie nią 10-hektarowa sztuczna wyspa z mariną na 350 jachtów. Z lądem połączy ją półkilometrowy dwupoziomowy most, dołem będą jeździły auta, górą, 8 m ponad powierzchnią morza, będą się przechadzali spacerowicze. Jeśli dospacerują do wyspy, do ich dyspozycji będą hotele, dyskoteki, puby, restauracje, sala wystawowa, kino, oceanarium. Jak informuje rzecznik Urzędu Miasta w Sopocie, miasto promuje ten projekt, m.in. podczas międzynarodowych targów inwestycyjnych w Cannes, gdyż w założeniu inwestycja będzie w całości finansowana z funduszy prywatnych. Projekt mariny na sztucznej wyspie koło sopockiej plaży był poddany konsultacjom społecznym, uzyskał 80-proc. poparcie mieszkańców. Prof. Bolesław Mazurkiewicz z Politechniki Gdańskiej, autorytet w dziedzinie budowli hydrotechnicznych, wyraził opinię, że „byłby to pierwszoligowy obiekt w Europie”. Ciekawe, czy dożyję chwili, gdy będę mógł zacumować w tej marinie.