Rzeczpospolita: Wśród znanych ludzi Podkarpacia znalazłem takie nazwiska, jak: Fredro, Penderecki, Szajna, Kantor, Beksiński, Nalepa, Łukasiewicz, Stan Borys i pana. Trzeba przyznać, że większość tych zasłużonych dla kultury postaci jest dość trudno dostępna. Tym bardziej się cieszę, że miałem pański numer telefonu.
Artur Andrus: I w sprawach Podkarpacia proszę dzwonić, kiedy pan tylko chce. W razie potrzeby chętnie się wypowiem nawet za innych. Za Fredrę mogę nawet wierszem: „Szczęścia szukasz, panie bracie? Przyjedź pan na Podkarpacie”.
To może ja już prozą zapytam o pana sanockie korzenie…
Oczywiście nigdy się nie wypierałem swoich korzeni, bo uważam, że to są fantastyczne korzenie. Najmocniej się identyfikuję z Sanokiem, ale większą część swojego dziecięcego życia spędziłem w Bieszczadach. Urodziłem się w Lesku, bo tam był najbliższy szpital, potem przez 13 lat mieszkałem obok zapory w Solinie. I dopiero później przeprowadziłem się do Sanoka. Sanok to mój najkrótszy podkarpacki epizod.
Ale też najintensywniejszy.