Żużel w Gdańsku próbuje się odrodzić po raz kolejny. Można sobie zadać całkiem zasadne pytanie, jakim cudem zespół, który ma olbrzymi potencjał kibicowski i powinien być atrakcyjny dla sponsorów, nie potrafi dłużej zagrzać miejsca wśród elity? Jak to się dzieje, że znakiem firmowym Wybrzeża stała się nieustanna walka o byt?
Sekcja żużlowa Wybrzeża powstała w marcu 1962 roku. Na meczach pojawiał się komplet publiczności. Zresztą tak jak w całej Polsce, w tamtych czasach żużel cieszył się jeszcze większą popularnością niż dzisiaj. Drużynę tworzyli przede wszystkim wychowankowie. Tak było nie tylko na samym początku, ale i w późniejszych latach. Dzięki temu kibice czuli jeszcze silniejszy związek z zespołem, ponieważ oklaskiwali swoich sąsiadów czy kolegów z pracy. Klub zapewniał sprzęt, zawodnicy nie musieli zaprzątać sobie głowy niczym innym poza sportem. Ich jedynym zadaniem było wsiąść na motocykl, pojechać i wygrać.
Solidny średniak
Ale z tym ostatnim różnie bywało. Wybrzeże, chociaż miało w swoich szeregach wielu znakomitych zawodników, nigdy nie stało się hegemonem polskiego żużla. Jego największy sukces to trzykrotne wicemistrzostwo Polski (1967, 1978 i 1985).
Do końca lat 80. gdański zespół występował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od powstania jedynie trzy sezony spędził w II lidze. Wybrzeże było solidnym średniakiem, który potrafił napsuć krwi najlepszym, ale też niespodziewanie przegrać z dużo słabszym rywalem. Barwy klubu z ul. Zawodników reprezentowało wielu świetnych żużlowców, m.in. Mirosław Berliński, Zbigniew Podlecki, którego imię od 2008 r. nosi stadion, czy indywidualny wicemistrz świata (Chorzów 1979) Zenon Plech. Krótko mówiąc – choć bywało nerwowo, było stabilnie. Sportowych emocji nie brakowało, a kibice mogli spać spokojnie, nie obawiając się o przyszłość żużla w Trójmieście.
Wszystko zmieniło się na początku lat 90. W wyniku reorganizacji ligi Wybrzeże zaczęło nowy sezon w nowej Polsce w II lidze. Do najlepszych wróciło w 1992 roku, ale znowu spadło do niższej ligi.