Trudne życie gdańskiego żużlowca

Wybrzeże Gdańsk chce stanąć na nogi. Idzie opornie, a wcześniejsze doświadczenia nie dają powodów do optymizmu.

Publikacja: 27.07.2015 20:53

Czy zawodnikom Wybrzeża uda się wreszcie wyjechać na prostą?

Czy zawodnikom Wybrzeża uda się wreszcie wyjechać na prostą?

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Żużel w Gdańsku próbuje się odrodzić po raz kolejny. Można sobie zadać całkiem zasadne pytanie, jakim cudem zespół, który ma olbrzymi potencjał kibicowski i powinien być atrakcyjny dla sponsorów, nie potrafi dłużej zagrzać miejsca wśród elity? Jak to się dzieje, że znakiem firmowym Wybrzeża stała się nieustanna walka o byt?

Sekcja żużlowa Wybrzeża powstała w marcu 1962 roku. Na meczach pojawiał się komplet publiczności. Zresztą tak jak w całej Polsce, w tamtych czasach żużel cieszył się jeszcze większą popularnością niż dzisiaj. Drużynę tworzyli przede wszystkim wychowankowie. Tak było nie tylko na samym początku, ale i w późniejszych latach. Dzięki temu kibice czuli jeszcze silniejszy związek z zespołem, ponieważ oklaskiwali swoich sąsiadów czy kolegów z pracy. Klub zapewniał sprzęt, zawodnicy nie musieli zaprzątać sobie głowy niczym innym poza sportem. Ich jedynym zadaniem było wsiąść na motocykl, pojechać i wygrać.

Solidny średniak

Ale z tym ostatnim różnie bywało. Wybrzeże, chociaż miało w swoich szeregach wielu znakomitych zawodników, nigdy nie stało się hegemonem polskiego żużla. Jego największy sukces to trzykrotne wicemistrzostwo Polski (1967, 1978 i 1985).

Do końca lat 80. gdański zespół występował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od powstania jedynie trzy sezony spędził w II lidze. Wybrzeże było solidnym średniakiem, który potrafił napsuć krwi najlepszym, ale też niespodziewanie przegrać z dużo słabszym rywalem. Barwy klubu z ul. Zawodników reprezentowało wielu świetnych żużlowców, m.in. Mirosław Berliński, Zbigniew Podlecki, którego imię od 2008 r. nosi stadion, czy indywidualny wicemistrz świata (Chorzów 1979) Zenon Plech. Krótko mówiąc – choć bywało nerwowo, było stabilnie. Sportowych emocji nie brakowało, a kibice mogli spać spokojnie, nie obawiając się o przyszłość żużla w Trójmieście.

Wszystko zmieniło się na początku lat 90. W wyniku reorganizacji ligi Wybrzeże zaczęło nowy sezon w nowej Polsce w II lidze. Do najlepszych wróciło w 1992 roku, ale znowu spadło do niższej ligi.

I taki scenariusz powtarza się do dziś. Jedyny reprezentant Trójmiasta w żużlowym świecie błąka się między ligami. Jeszcze pod koniec poprzedniego stulecia pojawił się żart, że Wybrzeże jest za słabe na I ligę, za mocne na II, więc Polski Związek Motorowy powinien stworzyć specjalnie dla niego „ligę półtora”.

Mimo iż był to tylko dowcip, kryło się w nim sporo prawdy. Bo gdy Wybrzeże startowało na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej (niegdyś I ligi, a obecnie ekstraligi), nie miało sobie równych. Natomiast po awansie do elity raziło nieporadnością. Nie pomagało nawet kontraktowanie mocnych zawodników zagranicznych, np. Tony’ego Rickardssona, Nickiego Pedersena czy Fredrika Lindgrena. Przeznaczeniem zespołu były baraże lub spadek.

Chroniczny brak sukcesów i podpisywanie wysokich kontraktów ze światowymi gwiazdami w końcu się zemściły. Pierwsza katastrofa przyszła w 2005 roku. Wybrzeże otrzymało licencję nadzorowaną na występy w ekstralidze. Zespół, który nie mógł gwarantować nic więcej niż walka o utrzymanie, i tak jeździł ponad swoje możliwości. Parę pechowych porażek (różnicą mniejszą niż cztery punkty) sprawiło, że Wybrzeże znów jechało w barażach, w których pokonało KM Ostrów. Jednak nawarstwiające się przez lata zaniedbania organizacyjne doprowadziły do tego, że PZM walnął pięścią w stół i odebrał licencję. Klub utracił także sponsorów oraz protektorat miasta. W sezonie 2006 nowa spółka zaczęła odbudowywać zespół w II lidze.

Można powiedzieć, że kibice gdańskiego żużla przeżywają deja vu.

Kolejna odbudowa

W sezonie 2014 Wybrzeże zajęło ostatnie miejsce w ekstralidze. Ale to nie był koniec problemów. Klub przez niedotrzymywanie postanowień nadzoru został pozbawiony licencji. Podobno dług wynosił ponad 3 miliony złotych. Taki sam los spotkał Włókniarza Częstochowa.

Tak jak dziesięć lat temu, znów trzeba było powołać nową spółkę, by ratować sekcję żużlową i zgłosić zespół do rozgrywek II ligi (chociaż było ryzyko, że i to nie dojdzie do skutku). Na razie odbudowa idzie całkiem dobrze. W chwili oddania tego tekstu do druku Wybrzeże było liderem tabeli.

Wyjście na prostą?

Klubowi udało się namówić na występy dwóch dosyć silnych żużlowców: Rosjanina Renata Gafurowa oraz 44-letniego Szweda Magnusa Zetterstroema. W przeciwieństwie do kilku poprzednich sezonów wszystkie należności regulowane są na czas. Można odnieść wrażenie, że Wybrzeże wychodzi z wirażu na prostą. Jednak już nie raz się wydawało, że sprawy zmierzają we właściwym kierunku, a efekt końcowy był opłakany.

Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem kłopoty Wybrzeża naprawdę się skończą. Bo żużel w Gdańsku od kilkunastu lat to czarna owca sportowej trójmiejskiej rodziny. Zespoły koszykarskie, piłkarskie, siatkarskie czy rugby należą do krajowej czołówki. Żużel chciałby dołączyć do bardziej utytułowanych i lepiej zorganizowanych krewnych, ale idzie mu to dosyć opornie.

Wiele złych decyzji z przeszłości ma konsekwencje do dziś. Ciężko znaleźć silnego sponsora, współpraca z rafinerią układa się raz lepiej, raz gorzej, chyba jednak z przewagą tego drugiego. Kibice, mając do wyboru inne dyscypliny, w których drużyny walczą o najwyższe cele, nie będą twardo stali za żużlem. Odzyskanie ich zaufania to sprawa równie ważna jak odbudowa sportowa i organizacyjna.

Dopiero po ewentualnym awansie do I ligi okaże się, czy złe duchy minionych lat odeszły już w zapomnienie i czy zapowiadana normalność zawita wreszcie na stadion przy ul. Zawodników.

Żużel w Gdańsku próbuje się odrodzić po raz kolejny. Można sobie zadać całkiem zasadne pytanie, jakim cudem zespół, który ma olbrzymi potencjał kibicowski i powinien być atrakcyjny dla sponsorów, nie potrafi dłużej zagrzać miejsca wśród elity? Jak to się dzieje, że znakiem firmowym Wybrzeża stała się nieustanna walka o byt?

Sekcja żużlowa Wybrzeża powstała w marcu 1962 roku. Na meczach pojawiał się komplet publiczności. Zresztą tak jak w całej Polsce, w tamtych czasach żużel cieszył się jeszcze większą popularnością niż dzisiaj. Drużynę tworzyli przede wszystkim wychowankowie. Tak było nie tylko na samym początku, ale i w późniejszych latach. Dzięki temu kibice czuli jeszcze silniejszy związek z zespołem, ponieważ oklaskiwali swoich sąsiadów czy kolegów z pracy. Klub zapewniał sprzęt, zawodnicy nie musieli zaprzątać sobie głowy niczym innym poza sportem. Ich jedynym zadaniem było wsiąść na motocykl, pojechać i wygrać.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej