Komisarz, futbol i pusta kasa

Przedwojenna piłka nożna w Lublinie to przede wszystkim WKS, Lublinianka oraz Unia. Czyli jeden i ten sam klub.

Publikacja: 15.09.2016 23:00

W okresie międzywojennym Unia Lublin była wielokrotnym mistrzem okręgu, ale nigdy nie awansowała do

W okresie międzywojennym Unia Lublin była wielokrotnym mistrzem okręgu, ale nigdy nie awansowała do rozgrywek o mistrzostwo Polski.

Foto: NAC

Druga strona „Głosu Lubelskiego” z listopada 1930 roku była upstrzona ingerencjami cenzury – ocalały jedynie drobne ogłoszenia, recenzja teatralna, program radiowy i dywagacje nad tym, dlaczego Unia nie weszła do ekstraklasy. Komisarz Zygmunt Maciejewski – bohater „lubelskich” kryminałów pióra Marcina Wrońskiego – przeglądał ten właśnie numer „Głosu”, jednak nie zamierzał tracić czasu na lekturę.

A może warto by się pochylić nad tekstem sportowym, bo chociaż w okresie międzywojennym Unia Lublin była wielokrotnym mistrzem okręgu, to ani razu nie udało się jej awansować do ligi – jak mówiło się wtedy na rozgrywki o mistrzostwo Polski.

Wojskowy dryl

Wiele wskazuje na to, że moda na futbol przywędrowała do Lublina już w latach 1913-1914 – przywieźli ją wracający tu na wakacje studenci krakowskich uczelni.

Na pewno wiadomo, że w roku 1921 powstał tu Wojskowy Klub Sportowy, co zbiegło się z „Instrukcją o prowadzeniu pracy sportowej w wojsku” wydaną przez Ministra Spraw Wojskowych generała porucznika Kazimierza Sosnkowskiego. „U szeregowych często zauważyć można brak realnego poczucia celu tych żmudnych ćwiczeń, które trzeba wykonywać, aby osiągnąć przygotowanie bojowe. Środkiem, który pozwala nie tylko rozświetlić życie żołnierza i podnieść go moralnie, ale również okrasić mozół ćwiczeń przez wniesienie psychicznego momentu współzawodnictwa jest sport” – pisał generał.

Z początku w lubelskim WKS działały sekcje piłki nożnej i lekkoatletyczna (chociaż zapowiadano też tenisową). Lekkoatletyka musiała być, bo organizatorem życia sportowego w klubie był porucznik Felicjan Sterba, mistrz Polski w biegu na 400 metrów z 1920 roku. Ten reprezentant Pogoni Lwów był nawet nominowany do kadry na igrzyska olimpijskie ’20, na które Polska, walcząca akurat z bolszewikami, nie wysłała ostatecznie reprezentacji.

Rok po utworzeniu WKS powołano Lubelski Okręgowy Związek Piłki Nożnej, zrzeszający drużyny lubelskie, zamojskie, chełmskie, siedleckie i wołyńskie.

W mistrzostwach Polski roku 1922 WKS – mistrz okręgu lubelskiego – rywalizował w grupie południowej z Cracovią, Pogonią Lwów i Ruchem Hajduki Wielkie (czyli późniejszym Ruchem Chorzów). Do wielkiego finału awansowała najlepsza drużyna – wówczas byli to lwowiacy, którzy ostatecznie zdobyli mistrzostwo Polski. Lublin zajął w tych eliminacjach trzecie miejsce.

Rok później – znów najlepszy w okolicy – był na czwartej, ostatniej pozycji w swojej grupie (tym razem wschodniej), po wysokich wysokich porażkach z Pogonią Lwów i Polonią Warszawa. Jedyny remis udało się wywalczyć w dwumeczu z Laudą Wilno. Mistrzostwo Polski znów zdobył Lwów, który w kolejnych latach, wraz z Krakowem i Wilnem, najczęściej stawał na drodze piłkarzy Lublina. Najlepsi w okręgu, ale bez szans na mistrzostwo kraju.

Zderzenia kultur

W tym pierwszym okresie lubelski futbol nie miał nawet własnego stadionu. Początkowo rozgrywki odbywały się na placu przy ulicy Lipowej, dzierżawionym przez WKS od Nikodema Budnego – przedsiębiorcy, społecznika, właściciela ziemskiego – w zamian za dwadzieścia procent od zysku ze sprzedaży biletów. Z tym zyskiem bywało różnie – w 1924 zaległości w opłatach narosły do 1500 złotych i doprowadziły do czasowego zerwania współpracy.

Fakt, że WKS, który utrzymywał się jedynie ze składek członkowskich oraz pieniędzy z biletów, miewał kłopoty finansowe. Niepewna sytuacja była odzwierciedleniem całej lubelskiej piłki – podczas gdy w 1925 roku lubelski OZPN zrzeszał 24 kluby, to w 1926 ich liczba spadła do 16.

Znaczną część tej liczby stanowiły drużyny żydowskie. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych w B-klasie (z epizodami w klasie A) grały Makabi, Hakoach, Hapoel, Sztern i ŻAKS (Żydowski Akademicki Klub Sportowy), Żydzi zasiadali w zarządzie LOZPN, pełnili również rolę arbitrów. Mecze drużyn polskich i żydowskich były stałą częścią pejzażu – komisarz Maciejewski stwierdza w pewnym momencie bez zdziwienia, że „napaści chrześcijan na Żydów, szczególnie po co bardziej emocjonujących meczach Makabi z Unią zdarzały się od lat”.

W 1934 roku po awanturach na meczu miejscowych AZS i Hapoel, zamknięto stadion przy Lipowej. Po tym, jak sędzia wykluczył kapitana AZS, niezadowoleni gracze tej drużyny „pobili kilku przeciwników tak, że do jednego wezwano pogotowie”, a ponadto „po meczu w szatni AZS pobito sekretarza LOZPN mgr. Openheima” – donosił „Przegląd Sportowy”.

Emocjom ulegały obie strony – kilka lat wcześniej roku ta sama gazeta informowała o incydencie w czasie „derbowego” meczu Hakoachu z Hapoelem: przy stanie 1:1 niezadowoleni z wyniku fanatyczni kibice Hapoelu wtargnęli na boisko, pobili graczy Hakoachu i czynnie znieważyli sędziego.

Rozłamy i fuzje

Bóle okresu dojrzewania nie ominęły też samego WKS – już w 1923 roku w klubie nastąpił rozłam. Druga drużyna – juniorzy – przy poparciu działaczy cywilnych oderwała się od macierzy tworząc zalążek Klubu Sportowego Lublinianka (KSL). W tej sytuacji na chwilowe prowadzenie wśród lubelskich klubów wysunął się Fabryczny Klub Sportowy Zakładów Mechanicznych E. Plage i T. Laśkiewicz – pierwszej polskiej fabryki lotniczej.

Lublinianka rosła jednak w siłę. W 1924 roku, po wejściu do A-klasy, zdobyła mistrzostwo z dużą przewagą punktową. Rok później zespół wygrał z Pogonią Wilno, co uznano za sukces. Dwie porażki z silną Pogonią Lwów w tym samym roku nie były niespodzianką.

Po nieudanych eliminacjach mistrzostw Polski 1926 (cztery przegrane mecze grupowe z Pogonią Lwów i Cracovią, jedna bramka zdobyta, 39 straconych), doszło do powrotnej fuzji Lublinianki z WKS – w 1927 powstał nowy klub o nazwie WKS Unia. To właśnie jemu kibicuje powieściowy komisarz Zygmunt Maciejewski.

Mimo nieudanego sezonu lokalnego lidera można powiedzieć, że w 1926 roku nadeszła szansa na lepsze czasy dla lubelskiego futbolu. 28 września, w okolicach ulicy Szpitalnej (dziś Peowiaków) i Okopowej otwarto Park Sportowy. Obok boiska piłkarskiego (do tej pory w całym okręgu były jedynie trzy) i stadionu lekkoatletycznego znalazły się tam korty tenisowe, strzelnica oraz boiska do siatkówki i koszykówki. Zimą wylewano lodowisko.

Bez piłki

Jednak na nowych trybunach zasiadało niewielu kibiców, a Unia wciąż narzekała na pustą kasę i brak wykwalifikowanych trenerów. Kryzys dopadł zresztą cały LOZPN – po podaniu się do dymisji Wydziału Gier i Dyscypliny, przez kilka miesięcy nie było komu weryfikować rozgrywek.

Ilustracją futbolowej mizerii niech będzie mecz z 9. Pułkiem Artylerii Ciężkiej Siedlce w 1929 roku, który Unia oddała walkowerem, po tym, jak krótko przed końcem gry pękła piłka. Gospodarze nie mieli zapasowej. W tamtym sezonie PAC został mistrzem okręgu.

To wyjątek, bo w całym okresie międzywojnia klub – jako WKS, Lublinianka i WKS Unia – zdominował mistrzostwa okręgu lubelskiego. Kilkakrotnie walczył w barażach o ekstraklasę, jednak bez powodzenia.

W 1937 roku drużynę oskarżono nawet o umyślne podłożenie się w decydującym o awansie meczu z mistrzem okręgu wileńskiego, WKS Śmigły Wilno. Unia przegrała wtedy 1:8 i najwyraźniej coś było na rzeczy, bo sekretarza LOZPN ukarano pięcioletnią dyskwalifikacją.

Około 1938 roku sytuacja w klubie zaczęła się poprawiać. W tym samym czasie wielki sukces odnieśli juniorzy, którzy po zwycięstwie nad Wisłą Kraków (3:2) zdobyli w Warszawie mistrzostwo Polski.

W tym samym roku komisarz Maciejewski ogląda mecz seniorskiej Unii z Legią Warszawa i stara się ocenić nowy nabytek lubelskiego klubu – Christa. Niepokoi go też brak w drużynie prawoskrzydłowego Kubicy, który jak na złość się rozchorował przed eliminacjami do ligi. Obaj piłkarze istotnie grali w tym czasie w barwach Unii.

„Drugi sezon Unii w lidze to byłoby coś, chociażby nawet po awansie, jak poprzednio, przegrała ze wszystkimi, choćby nawet Makabi wkopał jej osiem do zera” – pisze Marcin Wroński, tu jednak daje się ponieść literackiej wyobraźni. Nie mogło być drugiego awansu Unii do ekstraklasy, bo nie było pierwszego.

Może byłby, gdyby zwycięscy juniorzy z 1938 roku mieli więcej czasu i szczęścia.

Druga strona „Głosu Lubelskiego” z listopada 1930 roku była upstrzona ingerencjami cenzury – ocalały jedynie drobne ogłoszenia, recenzja teatralna, program radiowy i dywagacje nad tym, dlaczego Unia nie weszła do ekstraklasy. Komisarz Zygmunt Maciejewski – bohater „lubelskich” kryminałów pióra Marcina Wrońskiego – przeglądał ten właśnie numer „Głosu”, jednak nie zamierzał tracić czasu na lekturę.

A może warto by się pochylić nad tekstem sportowym, bo chociaż w okresie międzywojennym Unia Lublin była wielokrotnym mistrzem okręgu, to ani razu nie udało się jej awansować do ligi – jak mówiło się wtedy na rozgrywki o mistrzostwo Polski.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej