Uratować łódzkie pofabryczne perły

– Przedsiębiorcy liczą na większe zrozumienie ze strony miasta – mówi Mirosław Misztal, prezes odzieżowej spółki Monnari.

Publikacja: 01.03.2016 18:14

Uratować łódzkie pofabryczne perły

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Monnari ma siedzibę w Łodzi, historycznym centrum polskiego przemysłu odzieżowego. Jakie to ma dla was znaczenie?

Mirosław Misztal: Łódź to miasto z bogatą tradycją włókienniczą mającą początek w XIX wieku, która, mam nadzieję, odżywa. Nieprzypadkowo kilkanaście znanych polskich marek wywodzi się z Łodzi: Top Secret, TextilMarket, Troll, Olimpia, Próchnik, Hera, Tatuum, Pretty Girl, Hexeline i nasze Monnari oraz starsza Pabia. Atmosfera szyjącej Łodzi jest obecna nie tylko w zabytkach pofabrycznych (choćby przepiękny kompleks odrestaurowanych zabudowań Manufaktury), ale też w szkołach i uczelniach nadal kształcących szwaczki, konstruktorów, technologów odzieży, krawców, projektantów. W niektórych z tych zawodów przydałoby się więcej pracowników na rynku.

W Łodzi było łatwiej robić biznes odzieżowy niż w innych miejscach Polski?

Pierwsi właściciele naszej firmy pochodzili z Łodzi, więc naturalne było rozpoczęcie działalności w tym miejscu. Patrząc jednak szerzej, wykształceni i dobrze przygotowani pracownicy, zaplecze techniczne wraz z tradycją, czyniło z Łodzi uprzywilejowane miejsce dla tej branży w Polsce.

Jak ocenia pan kondycję łódzkiego przemysłu odzieżowego?

Po 1989 r. wydawało się, że po upadku wielkich państwowych firm odzieżowych tradycja włókiennicza zniknie z Łodzi na rzecz taniej odzieży z Dalekiego Wschodu. Małe i średnie firmy same, bez żadnego rządowego wsparcia, szukały miejsca na rynku. W latach 90. w każdym zakątku były szwalnie, ale wraz z upływem czasu, im silniejszy był złoty w stosunku do dolara, a w Polsce coraz większe obciążenia dla prywatnych przedsiębiorców, tym bardziej się opłacało zlecać produkcję poza krajem. Obecnie przy coraz droższym dolarze powraca dobra koniunktura dla producentów w Polsce. Dobrze, że jest gdzie wracać.

Niedawno zapowiedzieliście, że Monnari będzie przenosić część produkcji do Polski. Czy inne firmy też pójdą tą drogą?

Pewna część produkcji, 20–30 proc., w ostatnich latach była realizowana w Polsce ze względu na szybkość realizacji zleceń. Obecnie chcemy dywersyfikować ryzyko walutowe. Wraz ze wzrostem kursu dolara bardziej opłaca się szyć w Polsce. Poza tym krajowe szwalnie są w stanie szyć na bardzo dobrym poziomie, co doceniamy. Czynniki makroekonomiczne dotyczą wszystkich podmiotów, zatem należy się spodziewać większego zainteresowania polską produkcją także ze strony innych podmiotów.

Monnari ma parę nieruchomości w Łodzi. Czy wiążecie przyszłość firmy z tym miastem?

Łódź to nasza siedziba i nie myślimy o zmianie, mamy trzy nieruchomości, w tym zabytkowy kompleks pofabryczny Geyera położony przy ul. Piotrkowskiej, o powierzchni ok. 10,5 ha. Plany co do ostatniej nieruchomości są dopiero przed nami, w zależności od uzyskanych decyzji i pozwoleń.

Jak prowadzi się biznes w tym mieście?

Łódzcy przedsiębiorcy liczą na większe zrozumienie władz samorządowych dla potrzeb firm tu działających. Prosty przykład dotyczy opłat związanych z użytkowaniem wieczystym nieruchomości pofabrycznych, które są wciąż traktowane jako przemysłowe, chociaż od ponad 20 lat takie nie są, co powoduje konieczność uiszczania opłaty dużo wyższej niż od pozostałych gruntów. Z jednej strony miasto chce, aby jego zabytki były chronione i restaurowane, z drugiej zaś strony niewspółmiernie obciąża właścicieli.

Jaka przyszłość czeka tego typu zabytki?

Nie tylko z mojej perspektywy wiem, że działania obecnych właścicieli nieruchomości zabytkowych zmierzają do przebudowy, rozbudowy i rewitalizacji takich obiektów. Nieprzydatne dla nowoczesnego przemysłu obiekty te szukają dla siebie funkcji umożliwiających im dalsze istnienie w nowoczesnym świecie. Ich znaczenie w krajobrazie miasta, dające świadectwo naszej historii, jest niezaprzeczalne, a my powinniśmy podjąć działania umożliwiające ich przetrwanie, mimo braku funkcji, które spełniały dziesiątki lat temu. Jednocześnie wiemy, że wielką szansą dla ich zachowania są takie funkcje, które są obecnie społecznie uzasadnione – głównie handlowo-usługowe i mieszkaniowe. To obecni właściciele muszą zapewnić efektywność finansową takim przedsięwzięciom, a z drugiej zabezpieczyć środki na restaurację części zabytkowych oraz ich utrzymanie.

To jednak pewnie kosztuje.

Wymaga nawet większych nakładów niż budowa zwykłych obiektów. Przykładem udanego połączenia historii z teraźniejszością w naszej spółce jest biurowiec, w którym obecnie mieści się centrala Monnari, zlokalizowany przy Rzgowskiej 30, w dawnej szkole będącej częścią kompleksu budynków fabryki Stolarowych. Do firmy tej w przeszłości należały nieruchomości o powierzchni ponad 5,5 ha, był to tzw. pełny zakład bawełniany, obejmującym wszystkie stadia produkcji: przędzalnię, tkalnię zmechanizowaną, oddziały przygotowawczy i wykończalniczy, magazyny, łaźnię, stolarnię, warsztaty mechaniczne, kilka domów mieszkalnych. Przy fabryce funkcjonowały: szkoła dla dzieci robotników, apteka, ambulatorium oraz kasa chorych.

—rozmawiał Maciej Rudke

CV

Mirosław Misztal jest prezesem i głównym akcjonariuszem Monnari. Specjalizująca się w projektowaniu i sprzedaży damskiej odzieży firma chce w tym roku powiększyć powierzchnię handlową o 3–4 tys. mkw. (na koniec roku liczyła 27,2 tys. mkw. i 149 salonów). W 2015 r. Monnari zwiększyło przychody o 22 proc., do 214 mln zł, zysk netto zmalał o 15 proc., do 25 mln zł.

Rzeczpospolita: Monnari ma siedzibę w Łodzi, historycznym centrum polskiego przemysłu odzieżowego. Jakie to ma dla was znaczenie?

Mirosław Misztal: Łódź to miasto z bogatą tradycją włókienniczą mającą początek w XIX wieku, która, mam nadzieję, odżywa. Nieprzypadkowo kilkanaście znanych polskich marek wywodzi się z Łodzi: Top Secret, TextilMarket, Troll, Olimpia, Próchnik, Hera, Tatuum, Pretty Girl, Hexeline i nasze Monnari oraz starsza Pabia. Atmosfera szyjącej Łodzi jest obecna nie tylko w zabytkach pofabrycznych (choćby przepiękny kompleks odrestaurowanych zabudowań Manufaktury), ale też w szkołach i uczelniach nadal kształcących szwaczki, konstruktorów, technologów odzieży, krawców, projektantów. W niektórych z tych zawodów przydałoby się więcej pracowników na rynku.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej