Od gracza dla gracza

Jako twórca gier za każdym razem chcę, abyśmy zrobili grę dwa razy lepszą niż poprzednia – mówi Paweł Marchewka, prezes firmy Techland.

Publikacja: 22.12.2015 21:00

Od gracza dla gracza

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Gra pan w gry czy tylko je robi?

Paweł Marchewka: Nie da się robić dobrych gier, nie grając. Żeby patrzeć na gry z perspektywy gracza, żeby kształtować i wyprzedzać branżowe trendy, trzeba znać temat z pierwszej ręki. Oczywiście chciałbym mieć więcej czasu na granie. Ostatnio miałem go wyjątkowo mało, ale pewnie może to o sobie powiedzieć każdy dorosły gracz.

Jaka jest pana ulubiona?

Tworzymy nasze gry według filozofii „od graczy dla graczy” – robimy gry, w które sami chcielibyśmy zagrać. Dlatego nie będzie chyba niespodzianką, jeśli powiem, że moim ulubionym tytułem jest „Dying Light”. Po prostu ta gra najlepiej spełnia moje marzenia jako gracza. Ponadto jestem również miłośnikiem serii „Fallout”. Jak widać, mam słabość do wielkich otwartych światów w konwencji postapokaliptycznej.

Gdzie łatwiej się robi gry? We Wrocławiu czy Warszawie? W stolicy też mają państwo studio.

Zdolni ludzie są wszędzie, trzeba ich tylko umieć znaleźć. Dlatego nie widzę tutaj większej różnicy. W naszym przypadku to Wrocław jest głównym studiem, które zajmuje się projektami o największej skali, co wyróżnia nas na branżowej mapie Polski. Na pewno we Wrocławiu jest nieco mniejsza konkurencja o pracownika w porównaniu ze stolicą, ale dla firmy pokroju Techlandu nie ma to dużego znaczenia: zatrudniamy najlepszych z najlepszych, a chętnym z całej Polski oferujemy pakiety relokacyjne.

O producentach z Warszawy bywa głośniej. Czy trudniej się przebić z Wrocławia do ogólnopolskich mediów? Czy potrzebna jest do tego ściana z muralem przedstawiającym Davida z psem, czy wystarczą bardzo dobre wyniki sprzedaży?

Techland należy do ścisłej czołówki polskiej branży producentów gier, więc nie mamy problemu z obecnością w polskich mediach. Przede wszystkim jednak tworzymy gry na międzynarodowy rynek i pojawiamy się w światowych mediach. Chcemy trafić do jak największej rzeszy ludzi i staramy się to osiągnąć na wiele różnych sposobów. Co do sprawy Davida i uwiecznienia jego podobizny – nie zrobiliśmy tego dla medialnego rozgłosu. Była to oddolna inicjatywa, które wyrosła z bezpośrednio kontaktu przyjaciół i rodziny Davida z naszą firmą. Wszystko odbyło się za zgodą i we współpracy z mamą i bratem chłopaka, którzy nawet odwiedzili nas we Wrocławiu parę miesięcy temu. Dopiero niedawno całą historią zainteresowały się media.

Czy Wrocław i Dolny Śląsk wykorzystują potencjał Techlandu? Czy lokalne władze pomagają, np. dzięki odpowiedniemu wsparciu przy pozyskiwaniu unijnych funduszy, rozwinąć skrzydła?

Do tej pory nie korzystaliśmy z pomocy lokalnych władz administracyjnych przy pozyskiwaniu funduszy unijnych. Na pewno jednak może się to zmienić w przyszłości.

Która grę uważa pan za największy sukces? „Dying Light”? „Dead Island”? Może inna? Dlaczego?

Bez dwóch zdań nasz największy sukces to „Dying Light”. Prace zajęły nam niemal trzy lata, nad projektem pracowało około 300 osób, ale było warto. To zdecydowanie najambitniejsza, największa i po prostu najlepsza gra, jaką kiedykolwiek stworzyliśmy. Do dziś zagrało w „Dying Light” ponad sześć milionów osób, a wciąż nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Już w lutym zaoferujemy graczom mocno ulepszoną edycję naszej gry oraz „Dying Light: The Following”, czyli ogromne rozszerzenie fabularne, nad którym pracowaliśmy przez ostatni rok. Wierzę, że pozwoli nam to przekonać kolejne rzesze graczy.

Jeżeli dobrze liczę, to w przyszłym roku Techland będzie świętował 25. urodziny. Trafił pan na listę 30 kreatywnych Wrocławia. Jak odnosi się sukces?

Akurat w moim wypadku sukces przychodzi niejako nieświadomie. Skupiam się przede wszystkim na dwóch rzeczach. Jako prezes firmy staram się poprawiać organizację pracy tak, aby pomóc naszym pracownikom się rozwijać i przekraczać granice swoich możliwości. Jako twórca gier za każdym razem chcę, abyśmy zrobili grę dwa razy lepszą niż poprzednia. To kwestia ambicji, ale też wymóg branży gier, która jest niesamowicie konkurencyjna.

Nasz przykład pokazuje jednak, że jeśli ma się odwagę wprowadzać innowacyjne rozwiązania i wierzy się we własne siły, to wiele można na tym rynku osiągnąć. Techland rozwija się nieprzerwanie od 25 lat i wierzę, że nasze największe sukcesy są wciąż przed nami.

Rzeczpospolita: Gra pan w gry czy tylko je robi?

Paweł Marchewka: Nie da się robić dobrych gier, nie grając. Żeby patrzeć na gry z perspektywy gracza, żeby kształtować i wyprzedzać branżowe trendy, trzeba znać temat z pierwszej ręki. Oczywiście chciałbym mieć więcej czasu na granie. Ostatnio miałem go wyjątkowo mało, ale pewnie może to o sobie powiedzieć każdy dorosły gracz.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej