Lekcja czeskiego na Pradziadzie

Przez konta obu narodowych części euroregionu przepłynęło i przepływa w sumie blisko 20 mln euro, za które już zrealizowano ok. 1000 projektów, a zrealizowanych zostanie jeszcze prawie drugie tyle – mówi Radosław Roszkowski, prezes Euroregionu Pradziad.

Publikacja: 30.10.2017 22:30

Rz: U podnóża czeskiego szczytu Praded w Sudetach leży maleńkie uzdrowisko Karlova Studanka. Odwiedziłam je jesienią jakieś 15 lat temu i byłam oczarowana. Wrażenie robiły drewniana architektura, parki, knajpki. Natomiast sam Praded (po polsku Pradziad) i to, co tam stoi na szczycie, okazały się brzydkie i rozczarowujące. Szpetne socjalistyczne budowle, widoki zakryte przez smog. Czy od tamtego czasu dużo się w tej okolicy zmieniło?

Radosław Roszkowski: Sama estetyka tego, co umieszczone jest na szczycie Pradziada, nie uległa w ostatnich latach jakimś szczególnym zmianom, ale euroregion nie jest zarządcą tej nieruchomości. Zajął się jednak o wiele istotniejszą kwestią: pracą u podstaw, budowaniem granicy, która łączy, a nie dzieli. I mam tu na myśli przede wszystkim granicę mentalną, świadomość, przełamywanie stereotypów.

Skąd pomysł Euroregionu Pradziad i czy trudno było go stworzyć?

Od 1991 r., początkowo z inicjatywy władz Jesenika, rozpoczęto na naszym odcinku pogranicza spotkania, konferencje i mniej formalne rozmowy, które po kilku latach, w czerwcu 1997 r., doprowadziły do sformalizowania współpracy poprzez zawarcie porozumienia samorządów lokalnych pod nazwą Euroregion Pradziad. Nazwę zaproponował ówczesny burmistrz Prudnika i wywodzi się ona od wspomnianego szczytu górskiego.

Nie było łatwo doprowadzić do podpisania umowy. Opór idei tworzenia euroregionów stawiały między innymi władze centralne obu państw, obawiające się prób usamodzielnienia się nowych obszarów. Sprawę przeprowadzić do końca pomogli m.in. konsulowie Josef Byrtus i Bernard Błaszczyk. Za odwagę należą im się ogromne podziękowania.

Obecnie Euroregion Pradziad zrzesza 45 członków po stronie polskiej (40 gmin i pięć powiatów) oraz 70 po stronie czeskiej (miasta i gminy z powiatów Bruntal i Jesenik). Obejmuje swoim zasięgiem ok. 800 tys. mieszkańców – 670 tys. po stronie polskiej i 125 tys. po czeskiej.

Co przez 20 lat udało się osiągnąć? Jakie były najważniejsze inwestycje?

Przez minione 20 lat wiele było idei i pomysłów, które udało się dzięki współpracy zrealizować. Wspólnie doprowadzono do otwarcia pierwszego na Opolszczyźnie pełnotowarowego przejścia granicznego Trzebina–Bartultovice. Zainicjowano duże imprezy targowo-wystawiennicze w Prudniku, które do dziś dają impuls rozwojowy do kontaktów handlowych. Wspierano budowę obwodnic Prudnika i Lubrzy, na które udało się Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad pozyskać duże pieniądze unijne finansujące współpracę przygraniczną. Euroregion lobbował na rzecz wielu innych przedsięwzięć inwestycyjnych, na przykład budowy drogi Via Montana tworzącej nowe połączenie drogowe z Czechami.

Ile pieniędzy wydał euroregion i na co?

Przez konta obu narodowych części euroregionu przepłynęło i przepływa w sumie blisko 20 mln euro, za które już zrealizowano ok. 1000 projektów, a zrealizowanych zostanie jeszcze prawie drugie tyle.

Były to projekty tzw. miękkie, typu „ludzie dla ludzi”, które wspierały współpracę lokalnych społeczności w bardzo wielu dziedzinach, od drobnej infrastruktury rekreacyjnej, sportowej, turystycznej czy kulturalnej, po wymianę młodzieży czy urzędniczych doświadczeń. We wszystkich dotychczasowych edycjach unijnych programów finansujących rozwój pogranicza wydatkowaliśmy zawsze prawie 100 proc. przyznanych środków, co jest dużym osiągnięciem.

W tym roku w jednej ze szkół średnich czeskiego Jesenika wprowadzono do programu naukę języka polskiego. Zainteresowanie było tak duże, że utworzona została cała klasa z językiem polskim. Czy także po stronie polskiej jest zainteresowanie nauką czeskiego?

Cieszymy się, że władzom Jesenika i tamtejszej średniej szkole hotelarsko-gastronomicznej udało się skompletować całą klasę uczącą się języka polskiego. I po polskiej stronie podejmujemy takie działania, na przykład w gimnazjach. Nie jest to łatwe, ale mamy od paru lat przełomowy pomysł na rozwój polsko-czeskiej edukacji, o czym powiem za chwilę.

Czego nie udało się w euroregionie zrobić?

Bardzo wielu rzeczy i dlatego powiem żartobliwie: euroregion musi istnieć nadal. Marzy mi się na przykład doprowadzenie do połączenia czeskiej turystycznej kolejki wąskotorowej Třemešna–Osoblacha z polską linią Racławice–Racibórz i po uzupełnieniu infrastruktury spowodowanie, by odbywał się tam przewóz turystów.

Inne niezrealizowane dotąd marzenie to stworzenie polsko-czeskiej szkoły średniej, w której młodzież pobierałaby naukę w obu krajach, a co za tym idzie – językach. Martwi mnie też między innymi, że euroregionom nie udało się wpłynąć na wypracowanie prawdziwie transparentnego systemu podziału pieniędzy na duże inwestycje transgraniczne finansowane przez Unię Europejską.

Ponadto strona polska euroregionu inicjuje powstanie instytutu naukowego – wzorem tego, co dzieje się w Euroregionie Śląsk Cieszyński – który będzie wypracowywał idee i rozwiązania prorozwojowe, głównie dla władz samorządowych współtworzących Euroregion Pradziad.

Ważne też byłoby doprowadzenie do budowy nowego zjazdu z autostrady A4 w okolicach Pruszkowa czy kilku obwodnic, na przykład Niemodlina, Opola, Głogówka. Chciałbym też wypracować rozwiązania skutecznie inicjujące współpracę w dziedzinie służby zdrowia i pomocy społecznej. Zwłaszcza szpitali, wzorem tego, co osiągnęliśmy we współdziałaniu na przykład straży pożarnej i policji.

Czy po 20 latach od powstania Euroregionu Pradziad można powiedzieć, że jego powołanie był dobrym pomysłem?

Oczywiście, że pomysł był nawet nie tyle dobry, ile doskonały. I za to należą się „ojcom założycielom” ogromne brawa. Nie można jednak spocząć na laurach, lecz stawiać sobie ambitne cele i je skutecznie realizować.

Rz: U podnóża czeskiego szczytu Praded w Sudetach leży maleńkie uzdrowisko Karlova Studanka. Odwiedziłam je jesienią jakieś 15 lat temu i byłam oczarowana. Wrażenie robiły drewniana architektura, parki, knajpki. Natomiast sam Praded (po polsku Pradziad) i to, co tam stoi na szczycie, okazały się brzydkie i rozczarowujące. Szpetne socjalistyczne budowle, widoki zakryte przez smog. Czy od tamtego czasu dużo się w tej okolicy zmieniło?

Radosław Roszkowski: Sama estetyka tego, co umieszczone jest na szczycie Pradziada, nie uległa w ostatnich latach jakimś szczególnym zmianom, ale euroregion nie jest zarządcą tej nieruchomości. Zajął się jednak o wiele istotniejszą kwestią: pracą u podstaw, budowaniem granicy, która łączy, a nie dzieli. I mam tu na myśli przede wszystkim granicę mentalną, świadomość, przełamywanie stereotypów.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej