Władze województwa łódzkiego uruchomiły nietypowy program dotacji dla sołectw. Nietypowy, bo urzędy marszałkowskie jeśli już coś dzielą, to raczej fundusze UE i to na poziomie gmin, a nie na poziomie poszczególnych wsi.
Tym razem marszałek postanowił się podzielić z mieszkańcami regionu swoimi własnymi środkami, co ma stanowić namiastkę budżetu obywatelskiego, tak by zaktywizować lokalną społeczność.
Pytanie jednak, czy dla sołtysów nowy program także stanowić będzie formę zwiększania aktywności mieszkańców? Czy też może raczej stanie się kolejna okazja do sięgnięcia po jakiekolwiek instrumenty dotacyjne? W ostatnich latach, gdy fundusze pomocowe z Unii Europejskiej płynęły do samorządów szerokim strumieniem, lokalne władze bardzo przyzwyczaiły się (jeśli wręcz nie uzależniły się), że każdy wydatek, czy to na kawałek drogi, czy to nową ławkę w parku, można choć w części sfinansować jakimś grantem czy dotacją.
Niezależnie jednak od tych dylematów każda inicjatywa, która w taki czy inny sposób może rozbudzić naszą obywatelską aktywność, jest niezwykle cenna. O ile samorządy same w sobie miały stanowić oddanie władzy właśnie w ręce społeczności lokalnych, o tyle po latach ta idea mocno przybladła. W sumie trudno powiedzieć z jakich przyczyn, ale wraz z upływem czasu władze lokalne stawały się coraz bardziej urzędnikami, a nie naszymi przedstawicielami. Urzędnikami, którzy oczywiście realizują ważne zadania publiczne, ale tak jakby nad naszymi głowami, obok nas, a nie razem z nami.
Szczególnie mocno odczuwalne jest to w wielkich miastach i właśnie na poziomie władz regionalnych. Właściwie dziś mało kto wie, jakie funkcje pełni marszałek województwa, oprócz oczywiście dzielenia unijnej kasy (co zresztą też jest bardzo różnie oceniane).
Same jednak budżety obywatelskie nie wystarczą do obudzenia wśród obywateli poczucia odpowiedzialności za rozwój swoich regionów. W ramach budżetów obywatelskich mieszkańcy decydują bowiem o kwotach i projektach raczej niewielkich, a decyzje o tym, jak wydawać grube miliony, wciąż samorządy lokalne trzymają w swoich rękach.
Raczej trudno oczekiwać, by to mieszkańcy mieli w dyskusjach decydować o każdym wydatku, ale to mieszkańcy – w bardzo różnych formach dialogu społecznego – powinni mieć wpływ na kierunki rozwoju i strategiczne inwestycje. Bo to w regionach zapadają ważne ustalenia. Przykładowo: dotyczące tego, jakie branże gospodarki będą mogły liczyć na największe wsparcie z europomocy na lata 2014–2020.
Większa partycypacja mieszkańców w strategicznych decyzjach budzić może obawy o zwycięstwo populizmu nad głosem rozsądku. Ale moim zdaniem to obawy niesłuszne, chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że od tego, jak rozwijać się będzie nasz region, zależy, w jakim miejscu będziemy żyć za 10 czy 20 lat.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętę digitalizację, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami "Regulaminu korzystania z artykułów prasowych" [Poprzednia wersja obowiązująca do 30.01.2017]. Formularz zamówienia można pobrać na stronie www.rp.pl/licencja.