Pani profesor z Dziedzinki

Misja ratowania Puszczy Białowieskiej dała Simonie Kossak nieśmiertelność.

Publikacja: 20.03.2017 21:00

Pani profesor z Dziedzinki

Foto: PAP, Zdzisław Lenkiewicz Zdzisław Lenkiewicz

Rodzina liczyła na chłopca-malarza, ale wszystko poszło nie tak i urodziła się Simona. Mimo to spełniło się marzenie o przedłużeniu sławy nazwiska. Bo przecież wiadomo – prof. Simona Kossak była badaczką, popularyzatorką i obrończynią przyrody, długoletnią mieszkanką Puszczy Białowieskiej. Zmarła dziesięć lat temu.

Przyrodnicze gawędy

W 2015 roku w Wydawnictwie Literackim ukazała się biografia pióra Anny Kamińskiej „Simona”, wkrótce za ciosem poszły Marginesy, wznawiając dwie z jej książek: „Saga Puszczy Białowieskiej” oraz „O ziołach i zwierzętach”.

Ostatnia ukazała się w tym roku, zawiera kilkadziesiąt historii o lokalnych gatunkach fauny i flory. Morfologiczne opisy roślin są tu uzupełnione wskazówkami dawnych zielarzy, popartymi (lub nie) przez współczesną wiedzę. Całość często wieńczy anegdota – tak jak w rozdziale o szaleju jadowitym (cicuta virosa), gdzie autorka przypomina najsłynniejszą cykutę w dziejach: „Rozwój lecznictwa i lekoznawstwa w słonecznej Helladzie umożliwił Grekom preparowanie znakomitych mieszanek ziołowych ułatwiających wykonanie wyroków śmierci, dlatego Sokrates, umierając, nakazał, by w jego imieniu złożono koguta w ofierze Asklepiosowi – bogu sztuki lekarskiej. Do dziś nie ma pewności, co zawierał słynny puchar Sokratesa. Przeważa pogląd, że był to wyciąg ze szczwołu plamistego z domieszką opium i szaleju jadowitego”.

Historie ze świata fauny to z kolei gotowy materiał dla lektorki filmów dokumentalnych: „Zdarza się, i to nawet często, że pajęczyca dopada mniejszego od siebie małżonka i wbija w jego ciało dwa ostrza szczęk. Jad spływający z samego końca szpikulca wprost do rany paraliżuje ofiarę i wystarczy trochę poczekać, a substancje zawarte w truciźnie rozpuszczą wszystkie mięśnie i tkanki zdobyczy. Wtedy silne mięśnie potężnego, ssącego żołądka wpompują przez wąski przełyk całkowicie płynne pożywienie i po niedługim czasie na ziemię opadnie leciutka, pusta w środku, chitynowa powłoczka” (krzyżak).

Takie mówienie o przyrodzie zyskuje słuchacza – nie dziwota, że także gawędy Simony Kossak prezentowane w Radiu Białystok cieszyły się taką popularnością. Współpraca trwała sześć lat, jej owocem są blisko dwa tysiące opowiastek z cyklu „Dlaczego w trawie piszczy?”.

– Kiedy zaczęliśmy wydawać serię „Eko” (o tematyce przyrodniczej – red.), Simona Kossak wydała się znakomitą kandydatką – jej biografia została dobrze przyjęta, a książki, które sama napisała, wydane kilkanaście lat wcześniej, były już trudne do zdobycia – mówi „Rz” Adam Pluszka, redaktor wydawnictwa Marginesy. Pomysł okazał się trafiony – do tej pory „Saga…” sprzedała się w ponad 20 tys. egzemplarzy, zaś ostatnio dodrukowano 5 tys. sztuk „O ziołach…”, co razem z pierwszym nakładem daje 15 tys. – To świetny wynik, nie tylko jak na tę tematykę. O bestsellerze na polskim rynku możemy mówić, jeśli sprzeda się 8 tys. – ocenia Adam Pluszka.

Puszcza zamiast gór

Simona była córką Jerzego Kossaka, wnuczką Wojciecha, prawnuczką Juliusza, bratanicą Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Rodzina miała wobec niej wysokie oczekiwania.

– Nie była uzdolniona artystycznie. W dodatku jej starsza siostra, moja matka, była wszechstronnie utalentowana i malarsko, i pisarsko, a także bardzo ładna – mówi Joanna Kossak, siostrzenica. – Dzieciństwo Simony upływało w cieniu wspaniałej siostry. W rodzinie, której większość członków była bardzo utalentowana, Simona była taką lekceważoną szarą myszką. Na szczęście miała charakter, wolę walki. Im bardziej rodzina ją ignorowała, tym bardziej była zdeterminowana, żeby udowodnić sobie i innym, że jest coś warta.

Próbowała nawiązać do rodzinnych tradycji artystyczno-literackich, zdawała do szkoły teatralnej, krótko studiowała polonistykę. Zrezygnowała, by ukończyć biologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Marzyła o pracy w górach, ale wakat dla biologa znalazł się tylko w Instytucie Badania Ssaków PAN w Białowieży. Opuściła rodzinny Kraków, pojechała i odkryła Puszczę.

W starej leśniczówce Dziedzinka przemieszkała ponad 30 lat. Jak podkreśliła we wstępie do „Sagi…”, były to lata szczęśliwe. Chociaż naznaczone nieustannym wołaniem o ratowanie Puszczy, póki jeszcze nie wszystko stracone. Białowieskie lokum dzieliła z Lechem Wilczkiem, fotografem i pisarzem – ten związek trwał do jej śmierci.

– Początki ich relacji wcale dobrze nie wróżyły. Dwoje zdeklarowanych samotników zamieszkało w jednym domu i każde liczyło, że to drugie się szybko wyniesie. Tak było przez jakiś rok. Ostatecznie połączyła ich wspólna miłość do przyrody. Lechu mówi, że to był układ metafizyczny – opowiada Joanna Kossak.

Krzyk sójki, kniazienie zająca

We wspólnym domu były też zwierzęta. Długo by wyliczać, więc siostrzenica Simony Kossak wymienia te, które w Dziedzince nie zagościły: wilk, żubr, wydra i bóbr.

– Poza tym w obejściu pełno było sierotek, którymi się opiekowała, chorych, które były leczone i oddawane przyrodzie. Ptaki drapieżne, głuszyca (samica głuszca – red.), wiele saren, borsuki, lisy, kuny, które zdemolowały dom, łosie, łania, bocian czarny i bocian biały, który przy malowaniu płotu wsadził dziób w zieloną farbę i tak przez pół roku chodził, bo okazała się bardzo trwała. Był osiołek i krowa, która bardzo dużo jadła, ale nie musiała dawać mleka. Najbardziej ukochana była rysiczka Agatka, która wprost uwiodła Simonę, robiła z nią, co chciała. A ryś to jest spore kocisko, pazury ma ostre jak brzytwy i Simona chodziła cała podrapana, bo bawiły się z Agatką w polowanie – opowiada.

W 2000 roku Simona Kossak otrzymała tytuł profesora nauk leśnych, w 2003 objęła stanowisko kierownika w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Lasów Naturalnych. Wciąż popularyzowała i broniła swojej Puszczy. Pisała, mówiła, filmowała.

Przysłużyła się nawet kolejnictwu, choć tu także szło o ratowanie przyrody – przyłożyła rękę do budowy odstraszacza UOZ 1 (od: urządzenie ochrony zwierząt). To instalowany przy torowisku słupek emitujący sygnał ostrzegawczy odbierany przez zwierzęta. W sekwencji, którą zaproponowała Simona Kossak, znalazły się: ostrzegawczy krzyk sójki, ujadanie psów w nagonce, rżenie konia, głos zarzynanej świni i kniazienie zająca (głos, jaki wydaje, gdy jest przerażony lub ranny). Dziś urządzenia działają na wielu odcinkach w kraju, a także za granicą, m.in. na liniach Moskwa–Sankt Petersburg i Sankt Petersburg–Helsinki.

Tymczasem redakcja Marginesów zastanawia się nad dalszym ciągiem przygody z prof. Simoną. Jednak nie będzie to wznowienie trzeciej z jej książek „Wilk – zabójca zwierząt gospodarskich?”, która, jak mówi Adam Pluszka, jest raczej raportem, rozprawką naukową. Niewykluczone, że w zbiorze znajdą się teksty rozproszone, których Simona Kossak stworzyła kilkaset.

Rodzina liczyła na chłopca-malarza, ale wszystko poszło nie tak i urodziła się Simona. Mimo to spełniło się marzenie o przedłużeniu sławy nazwiska. Bo przecież wiadomo – prof. Simona Kossak była badaczką, popularyzatorką i obrończynią przyrody, długoletnią mieszkanką Puszczy Białowieskiej. Zmarła dziesięć lat temu.

Przyrodnicze gawędy

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej