Czy dodatkowe kamery monitoringu odstraszą grafficiarzy? Zdania są podzielone.
Władze Warszawy planują wzmocnienie ochrony metra przed grafficiarzami. Gdańsk apeluje do mieszkańców o pomoc w walce z wandalami uzbrojonymi w spray. Pytanie, czy edukacja obywatelska przyniesie efekty, pozostaje otwarte.
W tym roku Gdański Zarząd Dróg i Zieleni wydał już 140 tys. złotych na usuwanie graffiti. Oczyszczono 48 miejsc. W tej statystyce nie ma ławek, koszy na śmieci i znaków drogowych – malunki z obiektów małej architektury usuwane są w ramach bieżącego utrzymania.
CZYTAJ TAKŻE: Porządek i obyczaje kontra interesy
„Te pieniądze moglibyśmy spożytkować zupełnie inaczej. Za 140 tys. zł możemy ukwiecić miasto kupując 70 tys. sadzonek stokrotek czy bratków” – wylicza GZDiZ, apelując do mieszkańców o przyłączenie się do walki z autorami bazgrołów.
Świadkowie poszukiwani
Partyzanckie – czytaj: nielegalne – graffiti to problem wszystkich miast. Skala dewastacji jest duża – grafficiarze oszpecają mury obiektów inżynierskich, przejścia podziemne, wiaty przystankowe, ekrany akustyczne, ławki. Nie mówiąc o zabytkowych ścianach.
W tej chwili na gdańskiej liście do wyczyszczenia znajduje się dziewięć obiektów administrowanych przez GZDiZ. Wszystkie przypadki wandalizmu zgłaszane są policji, w nadziei, że sprawcę uda się ustalić i zmusić do pokrycia kosztów naprawy.
Często jednak zdarza się, że kilka dni po usunięciu graffiti nadchodzi kolejne zgłoszenie dotyczące tego samego miejsca. Tym bardziej cenna jest reakcja świadków zdarzenia – apeluje GZDiZ.
Drogi obrazek
Wandale nie oszczędzili też stołecznego metra – w ostatnich dniach upstrzyli wagony i ściany stacji. Władze Warszawy zapowiadają wyciągnięcie konsekwencji wobec sprawców, oczywiście, o ile uda się ich wykryć. Roszczenia miałyby obejmować nie tylko naprawę uszkodzonego mienia.
CZYTAJ TAKŻE: Warszawa: droższe parkowanie i wywóz śmieci. Duże inwestycje odłożone na później
– Poza stratami finansowymi, podczas takich incydentów dochodzi do zakłóceń w kursowaniu pociągów – uzasadnia Jerzy Lejk, prezes zarządu Metra Warszawskiego. Zdaniem władz metra straty w takich przypadkach mogą sięgać setek tysięcy złotych.
Filmować czy edukować?
– Sprawą zajmuje się już policja, a Warszawa chce jeszcze mocniej zaangażować się w walkę o bezpieczeństwo i estetykę wspólnych przestrzeni – mówi Michał Domaradzki, dyrektor miejskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.
To zaangażowanie oznacza m.in. „wsparcie techniczne w postaci dodatkowych kamer monitoringu miejskiego”. Jednak wiara w cudowną moc monitoringu może okazać się złudna, bo przestępca znajduje zwykle ustronne miejsce poza zasięgiem kamery (potwierdzają to znane od dawna wyniki niektórych badań, m.in. przeprowadzonych przez dr. Pawła Waszkiewicza z Katedry Kryminalistyki UW).
Jak zauważają inicjatorzy akcji edukacyjnej w Gdańsku, trudno sobie wyobrazić, aby monitorowany był każdy skrawek miasta. A nawet, gdy kamery w danym miejscu funkcjonują, rozpoznanie sprawcy zazwyczaj nie jest możliwe. „To nie kwestia monitoringu a odpowiedzialności społecznej” – uważają w Gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętę digitalizację, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami "Regulaminu korzystania z artykułów prasowych" [Poprzednia wersja obowiązująca do 30.01.2017]. Formularz zamówienia można pobrać na stronie www.rp.pl/licencja.