Miasto Zielona Góra zdecydowało się na połączenie z całą
gminą Zielona Góra. Było to 17 sołectw i trzy wsie bez statusu sołectwa.
– Najbardziej oczekiwane przez mieszkańców gminy było
zagwarantowanie, że nie stracą na integracji. W naszym przypadku takie
gwarancje dawał tzw. kontrakt zielonogórski, dokument zawierający warunki
połączenia, któremu nadaliśmy prawną formę. Przeciwnikami tego procesu były
władze gminy oraz część radnych. W takiej sytuacji podjęto bezpośredni dialog z
mieszkańcami gminy. Okazało się to skuteczne, bo w przeprowadzonym referendum
poparli oni koncepcję połączenia z miastem – zaznacza prof. Osękowski.
Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry
W Zielonej Górze zdecydowaliśmy się na połączenie miasta z całą gminą Zielona Góra. Mieszkańcy miasta od początku byli przychylni połączeniu, stąd skupiliśmy się na szczerym dialogu z mieszkańcami gminy. Dwukrotnie odwiedziliśmy wszystkich mieszkańców, uczestniczyliśmy w zebraniach organizowanych przez rady sołeckie. Spotykaliśmy się z radnymi Rady Gminy, sołtysami, strażakami z OSP, organizacjami samorządowymi i środowiskiem oświatowym. Przed referendum w gminie, które zakończyło się pozytywnym wynikiem, Rada Miasta Zielona Góra przyjęła kontrakt zielonogórski, w którym zostały zapisane warunki połączenia. Jeszcze przed połączeniem przekazaliśmy do gminy, w ramach tzw. Funduszu Integracyjnego, po 3 mln zł w ciągu dwóch lat, które były wydatkowane zgodnie z decyzjami poszczególnych wsi. Bonus za zgodne połączenie w wysokości 100 mln zł w całości trafił do gminy. Mieszkańcy gminy uzyskali dostęp do miejskiej infrastruktury w obszarze zdrowia, oświaty, kultury i sportu. Zachowaliśmy funkcjonowanie sołtysów i OSP, zrównaliśmy ceny biletów MZK w mieście i gminie, przyjęliśmy korzystniejszy wariant podatków, zachowaliśmy uprawnienia producentów rolnych na wsiach i strukturę oświatową. Główna korzyść dla miasta to likwidacja bariery rozwojowej wynikającej z braku terenów inwestycyjnych.
Robert Raczyński, prezydent miasta Lubin
Jestem zdecydowanym zwolennikiem konsolidacji miast i otaczających je gmin wiejskich. Od 20 lat postuluję, by rząd podjął w tym zakresie odpowiednie kroki, choć niestety pozostaje to bez echa. Za prezydentury Bronisława Komorowskiego powstała co prawda ustawa umożliwiająca łączenie się takich jednostek, wprowadzająca zachęty finansowe, ale pozostaje ona praktycznie martwa. To wielka szkoda, ponieważ gminy obwarzankowe w dużej mierze korzystają z infrastruktury swoich miast, a nawet powiedziałbym, że wręcz na niej pasożytują, ponieważ nie bardzo chcą współfinansować różnego rodzaju usługi, które są dostępne dla ich mieszkańców. Takie usługi jak edukacja, transport miejski, kultura, muzea, kanalizacja, wodociągi itp. Miasto Lubin już nie raz starało się o połączenie z gminą Lubin, zawsze napotykając opór głównie ze strony władz gminy Lubin i urzędników, którzy poczuli się chyba zagrożeni utratą stanowisk. Ale to nie ma sensu, nasze miasto i gmina tworzą w zasadzie jeden organizm, większość mieszkańców gminy to ludzie, którzy po prostu osiedlili się po drugiej stronie ulicy, tyle że ta strona jest już poza granicami administracyjnymi miasta. Dla nich w zasadzie nie ma różnicy, czy formalnie mieszkają w mieście czy na wsi, po prostu mieszkają w Lubinie.
prof. Paweł Swianiewicz, Uniwersytet Warszawski
W Polsce po 2000 roku mieliśmy tylko trzy przypadki, gdy gmina zniknęła z mapy administracyjnej: Wesołą przyłączono do Warszawy w 2002 roku, gminę Zielona Góra do miasta Zielona Góra w 2015 r., a silnie zadłużona gmina w Zachodniopomorskiem została podzielone między inne jednostki. Natomiast najbardziej widoczna jest tendencja do rozszerzania granic miast (najbardziej znane przypadki to Rzeszów czy Opole). W moim przekonaniu to rozwiązanie wątpliwe, poza skutkami pozytywnymi ma też te negatywne i budzi liczne opory. Brakuje rozwiązań ustawowych wspierających współpracę w zarządzaniu aglomeracjami miejskimi, które rozlewają się poza granice miast centralnych (chodzi więc nie tylko o tzw. obszary metropolitalne, ale również o miasta średniej wielkości). Realnym problemem jest to, że wiele usług musi być organizowanych dla obszaru wykraczającego poza granice pojedynczej gminy, ale łączenie gmin niekoniecznie jest jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Natomiast byłbym zwolennikiem radykalnego ograniczenia liczby powiatów przy równoczesnym ich wzmocnieniu kompetencyjnym i finansowym. Zwłaszcza wiele powiatów obwarzankowych nie ma sensu. Co ważne, powiaty są znacznie słabiej zakorzenione w tożsamości mieszkańców niż gminy i ich łączenie nie miałoby tak długofalowych skutków negatywnych.