Władze samorządowe będą musiały same określić zasady kontroli segregacji odpadów. Wcześniej planował to zrobić rząd, ale się z tego wycofał.

Ministerstwo Środowiska zmienia propozycje dotyczące gospodarowania odpadami komunalnymi. Nie wszystkie zmiany podobają się samorządom. Przede wszystkim są rozczarowane, że resort wycofuje się z pomysłu uregulowania w rozporządzeniu kontroli segregacji śmieci. Ich zdaniem to katastrofa.

A gdzie kryteria

– Obecnie gminom brakuje przepisów dotyczących kontroli selektywnej zbiórki odpadów, np. czy z powodu 5 proc. zanieczyszczeń w pojemniku odpady szklane są już zmieszanymi, czy nie – tłumaczy Maciej Kiełbus, partner w Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners.

– W przedostatniej wersji projektu Ministerstwo Środowiska zdecydowało się na śmiały krok. Pojawiła się delegacja ustawowa dla ministra do uregulowania w rozporządzeniu zasad kontroli selektywnej zbiórki odpadów. Niestety w najnowszej wersji tej delegacji już nie ma, a szkoda – uważa Marek Kiełbus.

Czytaj także: Opłaty za odpady w górę

Podobnego zdania jest Leszek Świtalski ze Związku Gmin Wiejskich RP. – Nie rozumiem, dlaczego Ministerstwo Środowiska wycofało się z wydania tego rozporządzenia. Jest ono bardzo potrzebne. Bez niego nie będzie podstawy prawnej do prowadzenia egzekucji – twierdzi Leszek Świętalski. – Dziś mieszkańcy deklarują, czy segregują śmieci, czy nie. Po wejściu w życie przepisów to się zmieni. Wszyscy będziemy musieli je segregować. Tylko jak to sprawdzić?

Według niego efekt tego będzie taki, że gminy w swoich regulaminach same określą zasady egzekucyjne oraz wymierzania wyższej opłaty za brak segregacji. Będą więc różne praktyki. – Tymczasem te zasady powinny być jednakowe w całym kraju. Od tego jest przecież państwo. Ministerstwo, wycofując się z wydania rozporządzenia, złamało ustalenia ze stroną samorządową, były one podstawą do wydania pozytywnej opinii – wyjaśnia Leszek Świętalski.

Niby po staremu

Projekt zmienia również zasady odbierania odpady z nieruchomości niezamieszkałych, czyli m.in. biurowców, sklepów czy restauracji. Tym razem proponuje się, by było tak jak dziś, czyli gminy będą mogły podjąć decyzje, czy chcą wywozić śmieci z niezamieszkałych nieruchomości. Nowością jest jednak to, że właściciele będą składać w formie notarialnej opinie, czy chcą być objęci systemem komunalnym, czy nie. Informacja w tej sprawie ma widnieć w księdze wieczystej nieruchomości. Dzięki temu gminy będą mogły przeprowadzać przetargi bez uwzględniania w specyfikacji tych nieruchomości.

– Dla mnie jest to oczywiste, że właściciele sklepów czy biurowców nie będą chcieli korzystać z komunalnego systemu. Jest on z założenia droższy, obejmuje też m.in. edukację. Dlatego śmieci dalej, tak jak dziś, będą podrzucanie, gdzie popadnie. Tymczasem ministerstwu zależy na kontrolowaniu wytwarzania odpadów i gdyby nieruchomości niezamieszkałe zostały objęte systemem komunalnym kontrola byłaby pełna, a tak będzie dziurawa jak sito – uważa Leszek Świętalski.

Za letników zapłacą inni

Ministerstwo Środowiska wprowadziło również zmiany odnośnie do domów letniskowych. Proponuje, by opłata za wywóz śmieci wynosiła rocznie maksymalnie 10 proc. dochodu rozporządzalnego, czyli obecnie rocznie ok. 169,30 zł, a miesięcznie 14,10 zł. Samorządy protestują. Ich zdaniem stawka jest z kosmosu. – Przecież już teraz za letnisko płaci się o wiele więcej. Jeżeli ta stawka wejdzie w życie, stali mieszkańcy będą musieli dokładać do letników – podkreśla Leszek Pękalski.

Gminom nie podoba się, że projekt nie rozwiązuje problemu recyklingu opakowań. – Chodzi o stworzenie w Polsce mechanizmów zachęcających producentów do odbioru surowców wtórnych. Warto się zastanowić nad wprowadzeniem obowiązku wykorzystywania przez nich do produkcji opakowań surowców wtórnych. Dzisiaj segregowanie w pewnym momencie się urywa. Segregują mieszkańcy, gminy odbierają segregowane odpady, a potem powinny one trafić… No właśnie gdzie? Tu jest luka. Powinni je odbierać producenci opakowań. Wtedy moglibyśmy mówić, że mamy w Polsce gospodarkę odpadami o obiegu zamkniętym – tłumaczy Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Częściowy zakaz

Resort środowiska wycofał się częściowo z zakazu spalania. Zaproponował, by wszedł on w życie 30 czerwca 2021 r. Nie będzie on jednak dotyczył spalarni odpadów lub współspalarni odpadów finansowanych ze środków Unii Europejskiej lub funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej.

Ale tylko przez okres niezbędny do zapewnienia trwałości danego projektu. To ukłon w kierunku samorządów, które alarmowy, że zakaz pogrąży finansowo spalarnie wybudowane przy pomocy środków unijnych.

– Ministerstwo uwzględniło nasz postulat, co cieszy. Wiele spalarni w Polsce powstało przy udziale środków unijnych, a ta największa w Poznaniu w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – Jeżeli nie będą mogły spalać śmieci, będą miały problemy finansowe. Tak będzie m.in. w wypadku spalarni w Poznaniu wybudowanej również z udziałem środków unijnych. Te pieniądze trzeba będzie zwracać, jeżeli nie wykaże się, że inwestycja ma charakter trwały i efektywny – tłumaczy Marek Wójcik.