Justin Bieber to 22-letni wokalista, który na listach przebojów depcze po piętach największej obecnie gwieździe muzyki pop, czyli Adele, a w generalnej klasyfikacji nawet ją wyprzedza. Do tej pory sprzedał 100 milionów albumów.
Debiutował w 2009 roku płytą „My World” i był pierwszym artystą, który aż siedem piosenek z debiutanckiej płyty umieścił w gorącej setce „Billboardu”. W listopadzie 2015 roku wydał czwartą studyjną płytę „Purpose” i gdyby nie gigantyczna sprzedaż najnowszego krążka Adele „25″, Kanadyjczyk mógłby się pochwalić sporym sukcesem, ponieważ tylko w pierwszym tygodniu rozeszło się ponad pół miliona egzemplarzy jego płyty. Single zanotowały sprzedaż 50 mln egzemplarzy. Do tego trzeba doliczyć 10 miliardów odsłon w serwisie wideo Vevo.
Szczery jak Justin
Najnowsza płyta cieszy się, jak poprzednie, powodzeniem u nastolatek, ale też nie jest przykładem odcinania kuponów od wcześniejszych osiągnięć. Bieber szukał nowej muzycznej drogi dlatego nawiązał współpracę ze Skrillexem, niezwykle radykalnym przedstawicielem muzyki elektronicznej. Bieber nie kalkuje również jako autor tekstów. Pisze o tym, co akurat go dręczy i niepokoi, a są to przede wszystkim niepokoje miłosne. O tym zaś dziewczyny kochają słuchać od zawsze. Jednocześnie imponuje szczerością, jeśli chodzi o poglądy. Nie kryje, że wiele czasu poświęca na modlitwę, a Boga uznaje za praprzyczynę swojej obecności na Ziemi. Dał temu wyraz w wideo „#iPledge”, podkreślając także fakt niewinności chrześcijańskiej wiary.
Nie ukrywa, że lubi dziewczęta, ale w wywiadzie dla „Rolling Stone” powiedział, że nie oznacza to „by musiał iść do łóżka z kim popadnie”. Nie jest też propagatorem aborcji, nie chce jednak nikogo osądzać, kto jej dokonał, ponieważ nigdy nie znalazł się w sytuacji, kiedy aborcja musiałaby być dyskutowana nawet jako ostateczność. Uważa, że w kwestiach seksualnych każdy odpowiada za siebie, co przy życzliwości dla mniejszości seksualnych, nie oznacza, że stał się wojownikiem w ich sprawie. Wszystkie te deklaracje Kanadyjczyka sprawiają, że jest artystą, na którego koncert rodzice mogą wysłać swoje córki ze spokojem. Gorzej jest z nadziejami na zamążpójście. Co prawda wygasł już romans Justina z Seleną Gomez, jednak ostatnio pojawiła się u boku gwiazdora niejako Sofia Richie, której osiemnaste urodziny świętowali razem w Meksyku. Kontakt z Bieberem może być więc tylko koncertowy.
Żydowski producent
Zabawne były początki kariery Justina. Na jego wideo w YouTube trafił poszukiwacz talentów Scooter Braun, pracujący dla So So Def Recordings. Odnalazł nastolatka podczas występu w jego katolickiej szkole i skontaktował się z mamą Justina, Malette. Ta w związku z żydowskim pochodzeniem producenta powiedziała: „Boże najdroższy, oddam ci mojego synka, ale ześlij mi przedstawiciela chrześcijańskiej firmy płytowej!”. Czy tylko się przekomarzała czy mówiła prawdę nie wiadomo. Rada kościoła namówiła ją jednak, żeby wysłała syna na próbne nagrania. Tak trzynastolatek trafił do Atlanty do studia nagraniowego. A już w 2011 roku magazyn „Forbes” umieścił Biebera na drugim miejscu listy najlepiej opłacanych postaci show-biznesu poniżej 30 roku życia. Zarobił w rok 53 miliony dolarów.