Bez struktury i hierarchii

Piotr Rudzki, współtwórca Teatru Polskiego w podziemiu opowiada o losach artystów, którzy współtworzyli jedną z najważniejszych polskich scen we Wrocławiu.

Publikacja: 23.11.2017 23:30

Bez struktury  i hierarchii

Foto: materiały prasowe

Rz: Był pan kierownikiem literackim Teatru Polskiego we Wrocławiu. Kim pan jest i co pan robi po zwolnieniach przeprowadzonych przez dyrektora Cezarego Morawskiego?

Piotr Rudzki: W Teatrze Polskim w podziemiu nie mamy żadnej sztywnej struktury i żadnej hierarchii władzy. Ta nasza wspólnota czy kolektyw połączony, jak to określa socjologia, wspólną ramą ideowo-estetyczną, działa jak communitas, jak ją opisał Victor Turner, przeciwstawiając ją strukturze z wyraźnym podziałem na wyspecjalizowane jednostki i w związku z tym z hierarchią władzy. W zasadzie każdy z nas zajmuje się tym, czego akurat Podziemie potrzebuje: spotkania z przedstawicielami władz, dyrektorami instytucji, kupowaniem niezbędnego dla realizacji performance’ów i spektakli sprzętu, montowaniem dekoracji, sprzątaniem etc. W czasie Forum Przyszłości Kultury Agata Adamiecka z Instytutu Teatralnego opowiadała o nas jako o przypadku samoorganizacji w kulturze przebadanym przez socjologów właśnie na potrzeby Forum. Była to rzetelnie przygotowana i świetna prezentacja. Nasz model działania nie jest, oczywiście, czymś, co należałoby natychmiast wdrożyć w publicznych teatrach. Jednak nasze doświadczenie, już przecież ponadroczne, może zostać wykorzystane do poprawy modelu zarządzania teatrami publicznymi. Modelu opartego na charyzmatycznym liderze. W zasadzie ten modernistyczny, mało demokratyczny, utrudniający partycypację schemat powinien odejść w zapomnienie. Wartością jest stworzenie ekosystemu społecznego obejmującego zespół teatru, publiczność i lokalną społeczność. Celem nie może być ego dyrektora zaspokajane z publicznych pieniędzy czy komercja.

Jakie premiery do tej pory zrealizowaliście? Przypomnijmy.

Pomysł naszej działalności artystycznej to idea „podziemnego” reżysera – Krzysztofa Garbaczewskiego. I on wyreżyserował pierwszy performance według niezachowanej sztuki Witkacego „Tak zwana ludzkość w obłędzie” w foyer Teatru Muzycznego Capitol. Potem były: „Pluskwa” Majakowskiego przygotowana przez Michała Borczucha (Browar Mieszczański), „Makbet” Shakespeare’a Pawła Świątka (Browar Mieszczański), „Kształty stałe” Łukasza Twarkowskiego (Centrum Kongresowe Hali Stulecia), „Marzyciele / Ku lepszemu” Sebastiana Majewskiego (plac Wolności), „Silent Theatre: Globus Polski” Oskara Sadowskiego i „Silent Theatre: Lady Macbeth” Garbaczewskiego (oba w kontenerze przy Arsenale podczas festiwalu Nowe Horyzonty). Warto zatrzymać się chwilę przy projekcie „Silent Theatre” przygotowanym przez Garbaczewskiego. Po raz pierwszy w Polsce, a chyba i w Europie oraz na świecie, spektakl teatralny został zrealizowany w technice virtual reality 360 stopni i był do oglądania na smartfonach. Oba performance’y rozgrywały się w kontenerze sponsorowanym przez Władysława Frasyniuka. Zebrana publiczność mogła podglądać działania teatralne przez szparę w oknie. Właściwym narzędziem odbioru był jednak smartfon, na którego ekranie wnętrze kontenera rozrastało się do nieskończonych wręcz rozmiarów, a każdy widz mógł oglądać inne przedstawienie, zmieniając swój punkt oglądu. To pierwszy tak radykalny w teatrze gest nadający odbiorcy status artysty. Do dziś można oba performance’y zobaczyć na naszym fanpage’u „Teatr Polski – w podziemiu / Polski Theatre in the underground”, zresztą tak jak i większość pozostałych.

Za naszą działalność otrzymaliśmy w ubiegłym sezonie dwie ważne nagrody: honorowe WARTO, przyznane przez wrocławską „Wyborczą”, za „konsekwentną batalię w obronie wolności sztuki i wartości, jaką jest teatr publiczny, oraz świeże, pełne energii, artystycznie spełnione performance’y”, oraz Kamyk Puzyny, przyznawany przez miesięcznik „Dialog”, za „działalność teatralną łączącą sztukę i życie, twórczą oryginalność z zaangażowaniem w sprawy publiczne”.

Niedawno pokazaliście „Państwo” według Platona. Co to za projekt i gdzie można go obejrzeć?

„Państwo” to nasz pierwszy spektakl wyreżyserowany przez Garbaczewskiego. Poza tekstami Platona pojawiają się w nim także teksty Jerzego Grotowskiego. Premiera odbyła się 26 października w dawnej zajezdni tramwajowej we Wrocławiu dzięki Stowarzyszeniu „Tratwa”, które zarządza tą świetną przestrzenią. Spektakl wyprodukował Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu. Zagraliśmy go trzy razy, teraz jest zimno, a tam nie ma ogrzewania. Pokazaliśmy go też 18 listopada w Warszawie w Teatrze Powszechnym w ramach Forum Przyszłości Kultury. Mam nadzieję, że znajdziemy ogrzewaną przestrzeń we Wrocławiu i znowu pokażemy „Państwo” albo zostaniemy gdzieś z nim zaproszeni.

Czy „Wycinka” zeszła z afisza bezpowrotnie?

Tego nie wiem, ale bardzo nie chcielibyśmy, żeby to arcydzieło teatralne Krystiana Lupy i aktorów podzieliło losy spektakli już zdjętych, których scenografie zostały zniszczone. To spotkało m.in. spektakl Lupy „Poczekalnia 2.0″ czy „Courtney Love” Moniki Strzępki. To jest nie do wyobrażenia. To tak jakby nowy dyrektor Muzeum Narodowego zdjął ze ścian i wyrzucił na śmietnik płótna: Kantora, Witkacego, Malczewskiego, Strzemińskiego, a potem zawiesił jakieś podróbki, falsyfikaty, marne kopie.

Gdzie znaleźli przystań aktorzy Polskiego z dawnego zespołu?

W Warszawie w Powszechnym grają Anna Ilczuk, Ewa Skibińska, Andrzej Kłak, w Studiu – Marcin Pempuś, Andrzej Szeremeta, Bartosz Porczyk, w TR – Paweł Smagała, w Starym w Krakowie – Małgorzata Gorol, we Współczesnym we Wrocławiu – Wiesław Cichy. Halina Rasiakówna dużo gra w Studio, TR i Nowym, podobnie Marta Zięba (krakowska Łaźnia, Studio i Nowy), zaś Michał Opaliński w krakowskiej Łaźni, Nowym i w Gnieźnie. Dagmara Mrowiec-Matuszak założyła własny offowy Teatr Tartak w Łodzi, mają za sobą pierwszą interesującą premierę.

Czy orientuje się pan, jak wygląda frekwencja w Polskim za dyrekcji Morawskiego?

Z tego, co mówią mi zarówno aktorzy, którzy tam zostali, jak i widzowie, frekwencja dramatycznie spadła. Nic nie wskazuje, żeby miała się podnieść, ponieważ zaproponowany repertuar jest słaby, a wrocławska publiczność – wymagająca. Polski poza tym wpada w najgorsze kalki dziewiętnastowieczne: dyrektor-aktor występuje w wielu spektaklach, w najnowszym gościnnie zagra również jego żona, która ostatni raz w teatrze publicznym występowała w 1992 roku. Dyrektor-aktor będzie też reżyserował. Polski stracił związki ze środowiskiem artystycznym i społecznym, w ramach którego działa. Nie ma już cieszących się niezwykłą popularnością „Czynnych poniedziałków”, skasowana została działalność edukacyjna i pro publico bono. To, co kiedyś było właśnie bezpłatne, czyli projekt „Teatr jest Wasz”, w ramach którego pokazywaliśmy spektakle młodych twórców, stał się normalnie biletowanym przedsięwzięciem ratującym pewnie kompromitującą frekwencję. Teatr pod nową dyrekcją wyklucza wrocławian z niepełnosprawnościami, nie ma spektakli z audiodeskrypcją czy dla tych, którzy nie znają polskiego – z napisami. Jest totalny powrót do złej przeszłości.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10