Z koszykówką w Polsce nie jest dobrze i wiedzą to wszyscy, którym ta dyscyplina jest bliska. Wyniki reprezentacji nie przebijają się na pierwsze strony gazet. Kto z czytelników wie, że kadra awansowała do drugiej rundy eliminacji do mistrzostw świata? Wyniki oglądalności meczów Energa Basket Ligi też nie napawają optymizmem. Zawodnicy klubów tej ligi, poza kilkoma miastami, takimi jak Włocławek, Ostrów Wielkopolski, Zgorzelec, Radom, Zielona Góra czy Krosno, nie są nawet lokalnymi bohaterami.
Kiedyś to były czasy…
A przecież jeszcze niecałe 20 lat temu Maciej Zieliński, śp. Adam Wójcik, Andrzej Pluta czy Tomasz Jankowski byli sportowymi idolami w skali kraju. Finałowe mecze o mistrzostwo Polski pomiędzy Śląskiem Wrocław, Anwilem Włocławek, Mazowszanką Pruszków (w różnych konfiguracjach) śledzili z zapartym tchem kibice jak Polska długa i szeroka. „Cała Polska w cieniu Śląska” – śpiewano we Wrocławiu.
Reprezentacja pod wodzą Eugeniusza Kijewskiego, awansowała do ćwierćfinału EuroBasketu i latem 1997 roku była to chyba najważniejsza sportowa informacja nad Wisłą. Piłkarze przeżywali kryzys, siatkarze jeszcze nie zaczęli odnosić sukcesów. Piłkarze ręczni dopiero dziesięć lat później mieli porwać kibiców swoim poświęceniem i umiejętnościami. Więc idolami byli właśnie koszykarze, a pomagała w tym magia Michaela Jordana i rozlegające się co tydzień „Hej, hej tu NBA!” w wykonaniu Włodzimierza Szaranowicza.
Koszykówka kojarzyła się z amerykańskim stylem życia, na boiskach, nawet tych pod chmurką, chłopcy i dziewczyny rzucali latem do koszy, stawianych przez Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej. Czasem nawet nie było profesjonalnej piłki, rzucało się łaciatymi futbolówkami, które chwilę wcześniej kopało się na nierównym boisku – po prostu przychodziła kolej na zmianę dyscypliny. Powstawały ligi szkolne i amatorskie, a każda w nazwie bardzo chciała zmieścić trzy literki – NBA.
Kiedy zaczęło się to wszystko psuć? Trudno podać konkretną datę czy sezon. Jeszcze po 2000 roku, kiedy Śląsk Wrocław grał w Eurolidze, a trybuny Hali Ludowej się zapełniały, wszystko wyglądało obiecująco. Reprezentacja jednak przegrywała eliminacje do kolejnych EuroBasketów. Osoba znająca bardzo dobrze polskie koszykarskie środowisko wspominała jakiś czas temu, że pierwszym znakiem ostrzegawczym było to, że po meczach ligowych pod szatniami przestały się pojawiać tłumy nastoletnich dziewczyn, proszących o autografy. Przeniosły się one pod szatnie siatkarzy, a potem piłkarzy ręcznych.