Reklama
Rozwiń

Polska samorządowa chce być zielona i niezależna

Regiony dostrzegają potencjał odnawialnych źródeł. Ale ich rozwój hamują centralne regulacje.

Publikacja: 23.07.2018 01:30

Spór o to, jaka ma być minimalna odległość wiatraków od budynków,  narobił wiele złego.

Spór o to, jaka ma być minimalna odległość wiatraków od budynków, narobił wiele złego.

Foto: shutterstock

Słupsk chce w przyszłości opierać się w 100 proc. na własnych odnawialnych źródłach energii (OZE) i rozwijać inicjatywy ograniczające jej zużycie.

– To jest wizja samowystarczalnego miasta, które odejdzie od paliw kopalnych – tłumaczy Dariusz Szwed, doradca prezydenta Słupska. Zastrzega, że wróżeniem z fusów byłoby wyznaczanie daty realizacji tego planu.

Na razie startuje trzyletni program. Jego realizacja możliwa jest dzięki 96,6 tys. euro z projektu badawczo-rozwojowego SCORE. Te pieniądze pójdą na stworzenie modelu pozyskiwania środków m.in. unijnych na włączanie słupszczan do współtworzenia efektywnych wspólnot energetycznych zasilanych zieloną energią i ciepłem np. z paneli fotowoltaicznych, pomp ciepła itp. Ich budowę mają współfinansować mieszkańcy z oszczędności uzyskanych np. po wymianie żarówek na energooszczędne. – Mieszkańcom bloków komunalnych rozdaliśmy 5 tys. LED-ów, które dostaliśmy od Ikei. Efekt ich użytkowania to spadek rachunków o 20–50 proc. Szacujemy, że rocznie oszczędności wyniosły przynajmniej 250 tys. zł – twierdzi Szwed.

To środki na ponowne inwestycje we własne OZE, ograniczające wydatki na zakup energii.

Daniną w inwestorów i gminy

Plan przejścia wyłącznie na OZE brzmi abstrakcyjnie w kraju produkującym niemal 80 proc. prądu i 75 proc. ciepła z węgla. Zwłaszcza że rozwój zielonych inwestycji zahamowały niekorzystne regulacje forsowane przez PiS. Dotyczy to m.in. poselskiej noweli ustawy o OZE rujnującej podstawy systemu zielonych certyfikatów, ale głównie ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe, zwanej odległościową ze względu na wprowadzenie minimalnej odległości farm od zabudowań.

Zablokowała ona niemal całkowicie budowę farm i od 2017 r. nałożyła na już kręcące się wiatraki wyższe podatki od nieruchomości. Rząd próbuje to odkręcać nowelą ustawy o OZE. Ale nie wszyscy są zadowoleni, bo zasady opodatkowania przywrócono wstecznie, od stycznia 2018 r., kiedy gminy już realizowały tegoroczny budżet tworzony jesienią roku 2017. W skali kraju gminy muszą zwrócić inwestorom 466 mln zł nienależnie pobranej daniny lub zaliczyć nadwyżkę na poczet przyszłych zobowiązań. – Złożymy skargę do Trybunału Konstytucyjnego na uchwalenie przepisów działających wstecz. Będziemy też starać się o odszkodowanie od Skarbu Państwa – mówi nam Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica i przewodniczący Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej.

Pod skargą Kobylnicy, gdzie naliczono wyższy podatek, ale płatność 2 mln zł nadwyżki odroczono, mają się podpisać inne gminy z wiatrakami. W Polsce jest ich 200. Tylko 50 z nich nie pobrało daniny w niezmienionej wysokości m.in. Puck, Zgorzelec i Margonin. Ale jego burmistrz miał wątpliwości i po analizie naliczył podatek według starych zasad. – Dziś nie musimy ograniczać wydatków, bo były one planowane w sposób racjonalny i wyważony bez uwzględniania wyższych dochodów – podkreśla burmistrz Margonina Janusz Piechocki.

Niektóre gminy mówią o utraconych korzyściach, bo po wprowadzeniu ograniczeń lokalizacyjnych dla wiatraków, wiele projektów nie powstało. Zachodniopomorski marszałek Olgierd Geblewicz, który traktuje OZE jako koło zamachowe rozwoju gospodarki regionu stanowiące o jego konkurencyjności i innowacyjności, twierdzi, że potencjał rozwoju turbin został w regionie stłumiony. Skutkiem zmiany przepisów, w połączeniu z niepewną sytuacją na rynku zielonych certyfikatów, było zniweczenie długotrwałych i kosztownych procesów planistycznych w gminach.

Możliwości rozwoju farm w regionie szacowano na 2600 MW, uzyskuje się 1490 MW. – W następnych latach będzie to powodowało istotne skutki dla gmin województwa związane z brakiem wpływów z podatków. Według wstępnych danych strata ta w latach 2018–2044 może wynieść ok. 776 mln zł w przypadku podatku od nieruchomości i ok. 130 mln zł w przypadku podatku PIT i CIT – szacuje Geblewicz.

Jednak słychać także głosy zadowolonych z wprowadzenia ustawy odległościowej. – Z punktu widzenia naszego regionu jej zapisy okazały się korzystne. Od wielu lat borykamy się z niekontrolowanym i nieskoordynowanym rozwojem wiatraków. Lokalizacja powstających kolidowała z  siecią osadniczą, głęboko ingerowała w krajobraz i rodziła konflikty społeczne – przyznaje Rafał Pietrucień, dyrektor departamentu rozwoju regionalnego urzędu marszałkowskiego województwa kujawsko-pomorskiego.

O negatywnym nastawieniu społeczeństwa do farm mówią też władze Podkarpacia. Wskazują, że większość uwag w konsultacjach regionalnego programu rozwoju OZE dotyczyła lokowania turbin w odległości 3 km od zabudowy.

Słońce docenione w regionach

W województwie podkarpackim widać rosnące zainteresowanie energetyką solarną i fotowoltaiką. To zresztą najczęściej wspierane technologie w regionalnych programach operacyjnych. Jak pokazuje raport Instytutu Energetyki Odnawialnej „Rynek Fotowoltaiki w Polsce 2018″, tylko na przełomie 2016 i 2017 r. zakontraktowano dofinansowanie projektów słonecznych (cieplnych i elektrycznych) na kwotę 1,26 mld zł, przy inwestycjach kosztujących 1,86 mld zł.

Wśród głównych beneficjentów były Lubelszczyzna (wykorzystano 461 mln zł) i Podkarpacie (294 mln zł). Inni pozostali w tyle, wydając po ok. 100 mln zł na fotowoltaikę i kolektory słoneczne. To tam można spodziewać się teraz konkursów np. na fotowoltaikę. W Lubuskiem ogłoszono go pod koniec czerwca, a w Kujawsko-Pomorskiem programy wsparcia mikroinstalacji i źródeł cieplnych są w toku realizacji. W najbliższym czasie będzie kolejny nabór wniosków na kwotę 23 mln zł.

– Niestety, rozwój OZE w Polsce jest chaotyczny. Nie ma wyprzedzenia w dostępie do informacji o terminie i zasadach takiego konkursu. Brakuje też koordynacji w wydawaniu środków bezpośrednio z RPO czy w ramach dotacji gminnych. Skutek: ludzie czekają, kto da więcej, żadne inne inicjatywy nie są podejmowane – diagnozuje Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.

Farmy będą się rozwijać w systemie aukcyjnym. Łączny potencjał energetyki fotowoltaicznej – jak szacuje IEO – może wzrosnąć do 1,2 GW w 2020 r. Byłaby szansa na 3,2 GW, gdyby rząd zorganizował interwencyjne aukcje dla ekoelektrowni dokładających się do realizacji unijnego celu wyznaczonego na 2020 r.: 15 proc. energii z OZE w tzw. zużyciu finalnym.

Na podstawie wydanych warunków przyłączenia do sieci IEO ocenia, że najwięcej projektów może być zrealizowanych w Wielkopolsce, na Warmii i Mazurach i Pomorzu Zachodnim. Mniejsze instalacje będą powstawać na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu.

W niektórych regionach zawiązały się klastry. Ich władze narzekają na brak potencjału wytwórczego. Nie widać istotnego przyrostu niezależnych pogodowo źródeł OZE, choć np. Podkarpackie i Zachodniopomorskie mają duży potencjał biomasy. Rynku biogazowni rolniczych nie pobudził system błękitnych certyfikatów. Na małą reprezentację tej technologii narzeka Wielkopolska posiadająca znaczący udział terenów rolniczych. – Promowana przed laty idea „Biogazownia w każdej gminie” u nas miałaby racjonalne uzasadnienie – słyszymy w  urzędzie marszałkowskim w Poznaniu.

– Słabo rozwijający się rynek biogazowni rolniczych może dziwić w dobie problemów ze składowaniem i przeróbką odpadów – wtóruje Marcin Gaweł z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Tam też najintensywniej rozwija się fotowoltaika i pompy ciepła, dofinansowywane głównie przez WFOŚiGW w Katowicach i gminy w ramach walki ze smogiem.

– Szansą na rozwój energii z OZE jest realizacja instalacji fotowoltaicznych – potwierdza łódzki Urząd Marszałkowski. – Mamy w regionie znaczące zasoby wód geotermalnych, ale ta technologia nadal jest bardzo kosztowna. Opracowywany plan zagospodarowania województwa promuje rozwój rozproszonych źródeł prosumenckich. Zielone elektrownie będą jednak tylko uzupełniać tzw. miks energetyczny, bo w pobliżu jest węglowy Bełchatów, zabezpieczający region.

W zupełnie innej sytuacji jest Podlasie uzależnione od importu prądu. To legło u podstaw rewolucji: władze chcą, by lokalna produkcja z OZE stała się podstawą. Mieszkańcy i przedsiębiorcy Podlasia mają stać się właścicielami instalacji i czerpać z nich zyski. Są też dotacje na zmniejszenie energochłonności sektora publicznego i mieszkaniowego. Efektem ma być poprawa stanu środowiska, ale też wzrost potencjału ekonomicznego obszarów wiejskich. – Dla tzw. ściany wschodniej rozwój rozproszonych źródeł OZE jest najtańszą formą zabezpieczenia się przed dalszym wzrostem kosztów energii w tych oddalonych od elektrowni regionach – tłumaczy prezes IEO.

To dlatego zielone instalacje od lat powstają w tych samych miejscach. Kiedyś były to kolektory słoneczne, a potem mikroinstalacje prosumenckie – oba programy prowadził Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej), a dziś kładzie się tam panele na dachach.

Opinie

Maciej Żywno, wicemarszałek województwa podlaskiego

Jako region mieliśmy przygotowaną świetną strategię rozwoju opartą m.in. na rozwoju energii odnawialnej. W województwie nie mamy elektrowni, stąd inwestycja w OZE to był ważny krok w zapewnieniu bezpieczeństwa mieszkańców i wsparcia atrakcyjności inwestycyjnej. Zaplanowaliśmy w regionalnym programie 740 mln zł, które miały wesprzeć spółdzielnie energetyczne i budowę instalacji wiatrowych, biogazowni, elektrowni na zrębki. Zmiany w prawie wyeliminowały jednak chęć organizowania się ludzi w spółdzielnie i skasowały instalacje wiatrowe. Ale najbardziej w nas uderzyła wprowadzona przez Ministerstwo Rozwoju i Ministerstwo Finansów interpretacja dotycząca dodatkowego VAT od dotacji na instalacje OZE. Efekt? 62 gminy, które miały u nas projekt dla blisko 7 tys. gospodarstw domowych z instalacjami solarowymi lub fotowoltaicznymi, poinformowały mieszkańców, że muszą znacznie więcej dopłacić do instalacji. To zatrzymało prawie 70 mln zł z RPO. Podsumowując, wdrażanie OZE wymaga stabilności prawa. Obecnie niestety tego brakuje. ©?

Andrzej Buła, marszałek województwa opolskiego

Regulacje w sposób znaczący ograniczyły rozwój OZE w województwie opolskim. Stworzyły nierówne warunki konkurencyjności wobec konwencjonalnej energetyki zawodowej. Dobitnym objawem jest zastój w inwestycjach, niewielki ruch odnotowywano tylko w fotowoltaice, ale obejmował on mikroinstalacje i małe instalacje, niemające większego znaczenia dla gospodarki województwa. Brak precyzyjnych norm lokalizacyjnych dla fotowoltaiki i biogazowni wywoływał liczne spory ze społecznościami lokalnymi. W przypadku energetyki wiatrowej regulacje doprowadziły do wstrzymania procesów inwestycyjnych. Skutek jest taki, że od 2015 r. zaobserwowano spadek produkcji wytworzonej energii odnawialnej z 628,2 GWh/rok w 2015 r. do 590,8 GWh/rok w 2016 r. Spadł udział energii odnawialnej w produkcji energii ogółem z 7,6 proc. w 2015 r. do 7,1 proc. w 2016 r. Główny niewykorzystany potencjał OZE województwa tkwi w zasobach biomasy (odpady słomy i drzewne – 70 GWh/rok), biogazu rolniczego (90 GWh/rok), wiatru (4900–6900 MW), w niewielkim stopniu wody (ok. 4,5 MW).

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku