Rewitalizacja to leczenie, a nie operacja plastyczna

Rozwój miast to nie tylko nowe inwestycje, ale i przywracanie życia obszarom, które przez lata niszczały lub też utraciły swoje funkcje. Zarządzanie taką zmianą to ogromne wyzwanie dla samorządów.

Publikacja: 26.02.2018 08:00

Szczeciński projekt rewitalizacji Śródodrza to jeden z najciekawszych w Polsce planów przywracania ż

Szczeciński projekt rewitalizacji Śródodrza to jeden z najciekawszych w Polsce planów przywracania życia na zdegradowanych terenach.

Foto: materiały prasowe

Rewitalizacja obszarów miejskich nie polega jedynie na remontach budynków i infrastruktury w zaniedbanych częściach miasta. To proces łączący różne grupy – mieszkańców, przedsiębiorców, instytucje, organizacje pozarządowe – wokół inwestycji, które pomogą w rozwiązaniu problemów społecznych. Według podręcznikowych definicji ożywiany obszar nie powinien obejmować więcej niż 20 procent powierzchni miasta i mieścić więcej niż 30 procent mieszkańców. To może być jedna dzielnica, ale też kilka odrębnych miejsc. Takich działań, na mniejszą lub większą skalę, jest podejmowanych coraz więcej. Tym bardziej że dobre pomysły samorządowców mogą liczyć na unijne dofinansowanie, a rewitalizacja nie jest operacją tanią. Trzeba jednak uważać, bo nieprzemyślane działania mogą prowadzić do zjawiska gentryfikacji – tworzenia enklaw na zaniedbanych obszarach, które jeszcze bardziej podkreślają, a nie niwelują niekorzystne zjawiska społeczne.

Z Fabrycznej w świat

Kiedy mowa o rewitalizacji obszarowej, na myśl przychodzi Nowe Centrum Łodzi – inwestycja spektakularna nie tylko w krajowej, ale też w środkowoeuropejskiej skali. „Wykreowanie centrum, które stanowić będzie miejsce rozrywki i kultury, z bogatą ofertą spędzania wolnego czasu. Skoncentrowana będzie tu w dużej mierze funkcja kulturalna (…) umożliwiająca organizowanie imprez na dużą skalę oraz wzmacniająca znaczenie znajdujących się w niedalekim sąsiedztwie ważnych instytucji kultury, takich jak: Teatr Wielki czy Filharmonia Łódzka” – zapisano w uchwale Rady Miasta.

Pomysł 100-hektarowego NCŁ – wydzielonego ulicami Narutowicza, Kopcińskiego, Tuwima i Piotrkowską – wiązał się ze staraniami miasta o organizację wystawy Expo w 2022 r. Dlatego już w roku 2007 Rob Krier – ceniony luksemburski architekt, urbanista i planista – przedstawił projekt dobrze skomunikowanej dzielnicy łączącej kulturę, biznes i handel.

Ostatecznie Expo 2022 odbędzie się w Buenos Aires, jednak łódzkie wysiłki nie poszły na marne – od grudnia 2016 r. działa przebudowany dworzec Łódź Fabryczna (w zamyśle węzeł łączący komunikację kolejową, miejską, samochodową i rowerową), kończy się modernizacja budynków dawnej Elektrowni Łódzkiej przy ul. Targowej – dziś mieści się tu instytucja EC1 Łódź – Miasto Kultury. Od początku roku w murach XIX-wiecznej elektrowni działa Centrum Nauki i Techniki, wcześniej zadomowiły się tu m.in. instytucje związane z filmem. Jesienią, u zbiegu Knychalskiego i Składowej, otwarto pierwszy biurowiec – Nową Fabryczną.

Plan sięgający roku 2030 zakłada zmianę funkcji terenów poprzemysłowych i kolejowych (m.in. dzięki sprowadzeniu dworca Fabryczna pod ziemię), stworzenie ciągu przestrzeni publicznych od ul. Piotrkowskiej do pl. Dąbrowskiego oraz twórcze wykorzystanie zabytkowej tkanki urbanistycznej (teren na zachód od ul. Kilińskiego to obszar gęstej zabudowy z przełomu XIX i XX wieku wymagającej intensywnych remontów i uzupełnień). W ujęciu społecznym NCŁ ma pomóc w aktywizacji gospodarczej (z wyłączeniem produkcji przemysłowej), zapewnić przestrzenie pod inwestycje, stworzyć miejsca pracy, poprawić funkcjonalność systemu komunikacyjnego, zwiększyć bezpieczeństwo.

Łączny budżet ponad 50 inwestycji publicznych na tym terenie oszacowano na blisko 3 mld złotych. Jeśli wierzyć w powodzenie tego planu wsparte zapewnieniami prezydent Hanny Zdanowskiej, obserwujemy początek długotrwałej, ale obiecującej pod względem efektów operacji na sercu miasta.

Tramwajem na wyspę

Plany przez wielkie P ma także Szczecin. Miasto szuka pomysłu na zagospodarowanie 200 hektarów Śródodrza – terenu obejmującego Wyspę Grodzką, Łasztownię wraz z obszarem Portu Wolnocłowego, Kępę Parnicką i Wyspę Zieloną.

Głównym celem zmian jest takie zintegrowanie wysp z resztą miasta, by przyciągnęły mieszkańców. Jak podkreślił Jarosław Bondar, architekt miasta, działania zmierzające do realizacji tego celu zostały już zainicjowane i polegają m.in. na przekształceniach układu drogowego oraz decyzjach o lokalizacji i kształcie mostu Kłodnego, który połączy Łasztownię z ulicą Jana z Kolna. Wizualizacja nowego mostu ukazuje jasną konstrukcję ze 100-metrowym, nieco pochylonym pylonem.

Na nowym Kłodnym, obok ruchu samochodowego, rowerowego i pieszego, przewidziano także tramwaj, dzięki czemu pracownicy i mieszkańcy nowych budynków zyskają dostęp do komunikacji publicznej. Dziś na wyspie dominują samochody, ale miasto uruchomiło tu już stację roweru miejskiego i zamierza stawiać na rozwiązania bardziej ekologiczne. – Chcielibyśmy, by ten most był pierwszym elementem, który zostanie zbudowany w ramach projektu – zapowiedział prezydent Piotr Krzystek podczas prezentacji koncepcji i wizualizacji mostu w 2015 r. – Wracamy do historycznego układu połączeń. Trasa Zamkowa będzie służyć tylko tranzytowi, nowy most przywróci Łasztownię miastu.

Bo Łasztownia od zawsze ułatwiała przeprawę przez Odrę – tędy prowadził najstarszy szlak komunikacyjny łączący oba brzegi. Drewniany most (w miejscu dzisiejszego mostu Długiego) zbudowano już pod koniec XIII wieku. Wtedy też miasto nabyło wyspę (znacznie wówczas mniejszą) i zaadaptowało do celów portowych. Z tym wiąże się zresztą jej nazwa – średniowieczne słowa łacińskie lastagium, lestagium (polski odpowiednik: łaszt) oznaczają miarę objętości ładunku (np. sypkiego).

Wkrótce potem rozpoczęła się zabudowa terenu i eksploatacja na potrzeby przemysłu stoczniowego i drzewnego, powstała też rzeźnia miejska, do której wiodła pierwsza, XVI-wieczna wersja mostu Kłodnego (pozostałe do dziś zabudowania starej rzeźni pochodzą z końca XIX wieku).

Obecny układ ulic Łasztowni pochodzi zaś z pierwszej połowy XVIII stulecia. Secesyjna zabudowa z przełomu XIX i XX wieku – m.in. domy dla robotników, fabryki i obiekty usługowe – została zniszczona podczas alianckich nalotów z lat 1942–1944.

Do rozstrzygniętego jesienią międzynarodowego konkursu „Łasztownia. Nowe serce miasta” zgłosiło się 251 biur architektonicznych – z Polski, Niemiec, Danii, Hiszpanii i Holandii. Pierwszą nagrodę i 150 tysięcy złotych otrzymała Maćków Pracownia Projektowa z Wrocławia.

– Każdy z autorów próbował objąć wszystkie aspekty przyszłego życia na Łasztowni i sąsiednich wyspach. Mam wrażenie, że ekipie z Wrocławia udało się zrobić to najpełniej – wyjaśnia „Rz” Artur Ratuszyński z Urzędu Miasta. – Zaproponowali szereg rozwiązań nie „na dziś”, ale odpowiadających wyzwaniom przyszłości. To ma być nowe miasto, a nie tylko retusz obecnej przestrzeni. Ich propozycje są także echem strategii marki Floating Garden (w myśl której Szczecin połączy w sobie dynamikę i kreatywność metropolii oraz przestrzeń i spokój miejsca przyjaznego ludziom i naturze – red.).

Wkrótce zwycięska wizja stanie się jednym z elementów nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. – Myślę, że miasto będzie współpracować z architektami Maćków PP, ale forma tej współpracy nie jest jeszcze przesądzona – dodaje Artur Ratuszyński.

Kolejny krok – poszukiwanie inwestorów – ma zostać postawiony we wrześniu. Prace nad nowym sercem Szczecina ruszą na dobre około 2020 r. – wtedy też planowana jest budowa mostu Kłodnego i przebudowa układu drogowego. A będzie to początek długiej drogi, bo przykłady innych miast rewitalizujących tereny poportowe (m.in. Londynu i Hamburga) pokazują, że jest to proces wieloletni i wieloetapowy.

Z unijnym wsparciem

Zintegrowany Program Rewitalizacyjny Miasta Suwałki na lata 2017–2023 nie jest tak spektakularny jak plany Szczecina i Łodzi, jednak szacunkowa wartość planowanych prac – 84 mln złotych – także daje nadzieję na zasadniczą zmianę. Projekt obejmie centralną część miasta w okolicach ulic Waryńskiego, Sejneńskiej, Noniewicza i Emilii Plater. Łącznie 151 ha, czyli 2,3 proc. powierzchni miasta, zamieszkiwane przez ponad 10,5 tys. osób (czyli 15 proc. ogółu). Jak ocenia Kamil Sznel z Biura Prezydenta Miasta, to obszar zdegradowany, na którym zidentyfikowano czynniki kryzysowe.

Plan – obok prac budowlano-remontowych – zakłada działania na rzecz seniorów, dzieci, niepełnosprawnych oraz osób zagrożonych ubóstwem i bezrobociem. Wśród konkretnych projektów Urząd Miasta wymienia Centrum informacji i aktywizacji osób niepełnosprawnych „Z tej samej bajki” oraz promocję wolontariatu na rzecz integracji osób zagrożonych wykluczeniem społecznym (pod hasłem „Suwalska droga do wolontariatu”). Suwalscy planiści zakładają też aktywniejszy udział wszystkich grup wiekowych i środowiskowych, zamieszkujących rewitalizowany obszar w działaniach Suwalskiego Ośrodka Kultury i wreszcie nadanie nowych funkcji obiektom i przestrzeniom publicznym – tu przykładem niech będzie modernizacja bulwarów nad Czarną Hańczą.

Suwalskie działania – podobnie jak ma to miejsce w innych miastach – konsultowano z mieszkańcami. – Podczas pierwszego ze spotkań uczestnicy zapoznali się z ogólnymi założeniami procesu rewitalizacji, drugie poświęcono przede wszystkim podsumowaniu dotychczasowych prac i zaprezentowaniu wizji obszaru w roku 2023 – wylicza Kamil Sznel. Łącznie w obu spotkaniach udział wzięły 22 osoby. Cóż, od czegoś trzeba zacząć.

Zacznie się już niebawem, bo Zintegrowany Program Rewitalizacyjny Suwałk został zatwierdzony przez zarząd województwa, co pozwala na starania o unijne pieniądze z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podlaskiego na lata 2014–2020 (na takie przedsięwzięcia przeznaczono w nim blisko 23 mln euro). To ma być główne źródło finansowania suwalskiego przedsięwzięcia. Obok – wylicza Kamil Sznel – także Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko 2014–2020, Program Operacyjny Wiedza Edukacja Rozwój na lata 2014–2020, Rządowy Program na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych 2014–2020 oraz obligacje komunalne, dotacje i pożyczki.

Zbyt wiele naraz

Twardszy orzech do zgryzienia mają Katowice. Zgodnie z diagnozą przeprowadzoną w stolicy Górnego Śląska obszar zdegradowany obejmuje dziesięć dzielnic i stanowi aż 25 proc. powierzchni miasta. Mieszka na nim blisko 45 proc. katowiczan. Zdaniem ekspertów zbyt dużo jak na jeden program rewitalizacyjny. Ostatecznie obszary Lokalnego Programu Rewitalizacji Miasta Katowice wyznaczono na niemal 1400-hektarowych terenach w ośmiu dzielnicach – to prawie 8,5 proc. powierzchni miasta zamieszkiwane przez blisko 25 proc. ludności (70 tys. osób).

W planie ujęto m.in. Janów-Nikiszowiec, urokliwe osiedle robotnicze wybudowane w latach 1908–1918 dla górników kopalni Giesche. I chociaż od 2011 r. Nikiszowiec ma status pomnika historii, przyciąga liczne wycieczki, a mieszkańcy starają się, jak mogą, by ożywić historyczne mury, to diagnoza społeczna nie jest pomyślna: depopulacja, niska aktywność gospodarcza, zły stan techniczny budynków. Ogólny plan dla tej okolicy zakłada odnowienie tkanki urbanistycznej w połączeniu z rewitalizacją społeczną przy zachowaniu równowagi pomiędzy funkcją mieszkaniową a turystyczną.

Degradacji nie ustrzegło się także Śródmieście, można tu przebierać w problemach – obok wyludnienia i starzenia się lokalnej społeczności mamy bezrobocie, ubóstwo i wykluczenie społeczne, przestępczość, zły stan środowiska, zły stan techniczny budynków. Plusem pozostaje wysoka aktywność gospodarcza mierzona liczbą firm oraz miejsc pracy. Miasto chciałoby zapewnić tu przyjazną przestrzeń publiczną, bezpieczeństwo oraz uaktywnić lokalsów zawodowo i społecznie.

Fragment Śródmieścia, objęty Lokalnym Programem Rewitalizacji, sąsiaduje z okolicami wyremontowanego Spodka, gdzie w ostatnich latach wyrosła imponująca siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, czarne Międzynarodowe Centrum Kongresowe, a Muzeum Śląskie zasiedliło odnowione budynki po Kopalni Węgla Kamiennego Katowice. W czerwcu, wraz z oddaniem komercyjnych biurowców .KTW, do kultury dołączy biznes.

– Obszar poprzemysłowy obok Spodka stał się w ostatnich latach centrum kulturalnym, w którym goszczą duże wydarzenia o charakterze ponadlokalnym (festiwale muzyczne, targi, konferencje) – zauważa Dariusz Czapla z Wydziału Komunikacji Społecznej UM. – Jednocześnie, w ostatniej dekadzie miasto zainwestowało znaczne środki w rewitalizację Śródmieścia z rynkiem jako centrum codziennego życia mieszkańców, ale także miejsca spotkań oraz imprez o nieco mniejszej skali – dodaje.

Wygląda na to, że w Katowicach biją dwa serca.

Opinia

Piotr Krzystek, prezydent Szczecina

Chcemy tworzyć miasto przyjazne, dobre do życia i rozpoznawalne dzięki wysokiej klasy architekturze. Szczecin pokazał już, że jest przestrzenią dobrej architektury. Światowy rozgłos, jaki przyniosły nagrody dla nowej siedziby filharmonii i sąsiadującego z nią Centrum Dialogu Przełomy, przekonał większość niedowiarków.

Na Łasztowni chcemy powtórzyć ten sukces na większą skalę. Jestem przekonany, że właśnie tam powstanie nowe serce Szczecina. Bo to przestrzeń niezwykła, o ogromnym potencjale. Już teraz szczecinianie i nasi goście „głosują nogami”, chętnie spacerując po nowych bulwarach. Tytuł najlepszej przestrzeni publicznej w konkursie Property Design Awards dla niedawno wyremontowanego nabrzeża Starówka jest potwierdzeniem tego, że zbliżenie miasta do wody jest czymś naturalnym. Myślę, że za jakiś czas wyspy będą tętnić życiem, powstaną tam obiekty użyteczności publicznej, mieszkania i biura. Tym projektem wcielamy w życie ideę, która wyznacza kierunek dalszego rozwoju.

Rewitalizacja obszarów miejskich nie polega jedynie na remontach budynków i infrastruktury w zaniedbanych częściach miasta. To proces łączący różne grupy – mieszkańców, przedsiębiorców, instytucje, organizacje pozarządowe – wokół inwestycji, które pomogą w rozwiązaniu problemów społecznych. Według podręcznikowych definicji ożywiany obszar nie powinien obejmować więcej niż 20 procent powierzchni miasta i mieścić więcej niż 30 procent mieszkańców. To może być jedna dzielnica, ale też kilka odrębnych miejsc. Takich działań, na mniejszą lub większą skalę, jest podejmowanych coraz więcej. Tym bardziej że dobre pomysły samorządowców mogą liczyć na unijne dofinansowanie, a rewitalizacja nie jest operacją tanią. Trzeba jednak uważać, bo nieprzemyślane działania mogą prowadzić do zjawiska gentryfikacji – tworzenia enklaw na zaniedbanych obszarach, które jeszcze bardziej podkreślają, a nie niwelują niekorzystne zjawiska społeczne.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej