Worek marzeń
Jego wielkie obrazy olejne to zwykle asamblaże, w których malarstwo łączy się z gotowymi wkomponowanymi przedmiotami i materiałami. Obraz „Pete idzie do domu swej dziewczyny” (2009), namalowany na brunatnej tekturze, przedstawia kroczącą i krzyczącą postać, jak z ekspresyjnego malarstwa nowych dzikich. Głowę mężczyzny otacza dziwna aureola z wmontowanych świecących się żarówek. Ręce zastępują mu długie, wklejone w tło rurki. A w czerwonych dłoniach ma prawdziwy pistolet i nóż. Pete wygląda jak bohater horroru planujący zbrodnię. Ale pistolet wycelowuje nie do końca wiadomo, czy w okno domu dziewczyny, czy raczej w telewizyjny ekran. Może całe to story to czysta fikcja…
Lynch lubi fabularyzować swoje obrazy, dając im tytuły malowane często na ich powierzchni, jak w komiksach albo plakatach, albo malując całą serię, rozwijającą podjęty wątek. W nietypowym malarskim cyklu na 12 talerzach, zatytułowanym „Bezkresne morze”, na którym chętnie spożywałby posiłki, początkowo abstrakcyjne kompozycje przechodzą stopniowo w zarys głowy i ludzkiej figury.
Ciekawą grupę prac stanowią wielkoformatowe litografie czarno-białe i kolorowe. Ich sensy często są głęboko ukryte. Rysunki to przeważnie szybkie zapisy myśli, scen, szkice portretów. Powstają na skrawkach papieru i wszystkim, co pod ręką, np. pudełkach od zapałek. Lynch jest gotów spróbować każdej techniki. Jedna z jego dynamicznych temper, zbliżona do półabstrakcyjnej grafiki, nosi tytuł „Tańczący worek marzeń”, co jest dobrą syntezą niekończącego się tańca malarza i reżysera z obrazami.
Marek Żydowicz poznał Lyncha w Los Angeles w 2000 roku. Reżyser przyjął zaproszenie na Camerimage już tego samego roku. Wtedy właśnie zafascynowała go postindustrialna Łódź. Chodził po mieście z aparatem fotograficznym i utrwalał fragmenty zrujnowanych fabryk.
Tak powstał cykl czarno-białych zdjęć, który najpierw był prezentowany w 2003 roku w Galerii Atlas Sztuki, a obecnie został włączony do pokazu toruńskiego. Różnią się one od innych prac Lyncha większym realizmem i ważnym studiem detalu.
Lynch tworzy także interesujące projekty graficzne okładek płytowych. Szczególnie uwagę przyciągają okładki jego solowego debiutu „Crazy Clown Time” (2011) i drugiego albumu „The Big Dream” (2013). Na pierwszej na otwartej dłoni leży kostka do gry. Może oznaczać przypadek losu, jak i – przenośnie – rzucone mu wyzwanie. Na drugiej w trójkącie, przypominającym znak drogowy, artysta narysował sylwetkę człowieka jakby porażonego prądem. Czyżby gitary elektrycznej? – nasuwa się pytanie. To jednak tylko domysł, bo w ekspresyjnym znaku pozostaje niedomówienie. Na obu albumach znalazły się autorskie kompozycje Lyncha w jego wykonaniu oraz Deana Hurleya oraz Lykke Li. Można ich posłuchać w salce muzycznej, gdzie odtwarzane są też ścieżki dźwiękowe do jego filmów, m.in. „Blue Velvet” i „Twin Peaks”.