Rz: Taki zabawny z pana człowiek, a tymczasem w „Zakładniku” same trupy i traumy.
Przemysław Borkowski: Wiele osób mi mówi, że dostrzegają akcenty humorystyczne, ale na pewno nie są one najważniejsze. Chciałem rozdzielić moją pracę, którą jest kabaret, od pisarstwa. Skupić się na poważnych tematach. Lubię występować na scenie, uważam, że to najlepszy zawód świata, poza tym dzięki niemu mam czas, żeby pisać, o co byłoby trudniej, gdybym pracował osiem godzin w biurze. Zawsze mi jednak brakowało poruszania tematów istotniejszych, cięższych. Wyżywam się więc w pisarstwie i tu eksploatuję ciemniejszą stronę swojej natury.
Pana koledzy robią „Ucho Prezesa”. Pana nie interesuje satyra polityczna?
Kabaret Moralnego Niepokoju jest podstawą naszej działalności i utrzymania, ale każdy z nas robi też coś na własną rękę. Taki program jak „Ucho Prezesa” był zawsze marzeniem Roberta i cieszę się, że udało mu się z tak wielkim sukcesem go zrealizować. Z chęcią wystąpiłem w jednym odcinku, nie mam jednak potrzeby, by gościć w nim na stałe.
Pan wybrał pisanie.