Mroczne tajemnice Śląska

Wojciech Chmielarz od zawsze chciał napisać kryminał, którego akcja rozgrywa się w Gliwicach.

Publikacja: 07.11.2017 21:30

Mroczne tajemnice Śląska

Foto: materiały prasowe, Paweł Perłowski

„Kolumny podtrzymujące sufit udawały, że się łamią, a od spodu podgryzały je wyrzeźbione w gipsie płomienie. Nad sufitem od strony głównego wejścia zwisała gigantyczna czerwona kreatura przypominająca pająka, jakby żywcem wyjęta z okładek płyt Iron Maiden”.

Tak w „Wampirze”, jednej ze swoich powieści kryminalnych, Wojciech Chmielarz opisał pozostałości gliwickiej dyskoteki Bravo, w której w latach 90. poprzedniego wieku bawili się ludzie z całego Śląska. Zrujnowany budynek autor odwiedził po latach wraz z żoną.

– Obeszliśmy go dookoła i znaleźliśmy drzwi z rozerwaną kłódką, a na podłodze łom – wspomina Wojciech Chmielarz. – Ktoś włamał się tu przed nami. Weszliśmy do środka, żeby zobaczyć, jak to miejsce teraz wygląda. To było dziwne doświadczenie. Pamiętam, jak dyskoteka kiedyś tętniła życiem. Teraz była martwa, zniszczona. Te wszystkie gigantyczne potwory wykonane z pianki, by uatrakcyjnić lokal, smętnie zwisały z sufitu, jak jakieś stworzenia z horroru.

Dyskoteka, bar i wierzba

Autor opowiada nam nie tylko o dyskotece w ruinie, ale także o dziś już zamkniętym, kultowym barze Mleczarnia, który chętnie odwiedzał w czasach licealno-studenckich, czy wierzbie, której korona zajmowała prawie całe podwórko przed domem jego babci przy ulicy Słowackiego.

– To są te bloki, w których się częściowo rozgrywa akcja „Zombie” (drugi kryminał z tzw. cyklu gliwickiego autora – red.). Ta wierzba zresztą została opisana w książce. Pewnego dnia została wycięta. To było dla mnie mocno szokujące, jak zobaczyłem, że jej nie ma. Jakby mi ktoś wyrwał kawał serca – mówi pisarz.

Wojciech Chmielarz spędził w Gliwicach pierwszych 19 lat swojego życia. Jak mówi, jego rodzina mieszka tam od półtora pokolenia. Dziadkowie przyjechali na Śląsk po wojnie. – Jak dobrze pamiętam, po raz pierwszy gwarę śląską usłyszałem, mając 15 lat. Wcześniej w moim otoczeniu, a Wójtowa Wieś, dzielnica Gliwic, to taka okolica, gdzie parę osób sprzed wojny zostało, nikt przy mnie nie mówił po śląsku – mówi Chmielarz.

Na studia wyjechał do Warszawy i tam już został. Pracował jako dziennikarz – „Pulsu Biznesu”, „Polityki”, „Pressu”. Po drodze był też serwis internetowy zajmujący się m.in. tematyką przestępczości zorganizowanej i bezpieczeństwa międzynarodowego. Chmielarz przez moment się wahał, czy nie zostać prywatnym detektywem. – Współpracowałem ze śledczymi. Wiem, na czym polega ta praca, ale ponieważ nie wiązałem z nią przyszłości, nie chciałem wyrabiać sobie licencji detektywistycznej wyłącznie dla zgrywy – mówi.

Tajniki pracy śledczych zaczął opisywać w książkach. Swój pierwszy kryminał o nieskazitelnym i oddanym swojej pracy policjancie Jakubie Mortce osadził w realiach stolicy. Także wydarzenia z kolejnych części cyklu (poza drugą, która miała miejsce w Karkonoszach), dzieją się w Warszawie.

Sentymentalny powrót

Po napisaniu trzech kryminałów „warszawskich”, Chmielarz zaskoczył czytelników zupełnie nową historią – z Gliwic. Pytany o to, dlaczego akcję powieści kryminalnej osadził w swoim rodzinnym mieście, mówi, że z sentymentu.

– W Gliwicach mieszkałem do końca liceum. Teraz też często tam bywam. Do dziś moi przyjaciele tam mieszkają. Takich bliskich związków jak z ludźmi z Gliwic nie mam z nikim z Warszawy. Chciałem oddać coś miastu, które tak wiele dla mnie znaczy, które mnie ukształtowało. Uważam, że Gliwice zasługują na swój solidny kryminał – mówi autor.

W dwóch książkach, których akcja dzieje się na Śląsku, Chmielarz opisał ważne dla siebie miejsca, na przykład plac Grunwaldzki – jak wspomina autor, pełen podziemnych schronów, których korytarze ciągną się od Wojskowej Komendy Uzupełnień do miejscowego szpitala. Plac znajdował się w sąsiedztwie szkoły numer 10, w której uczył się Chmielarz. Wokół „dziesiątki” rozgrywa się główna intryga w „Zombie”. Nie zgadza się tylko patron szkoły – w książce jest nim Adam Mickiewicz, w rzeczywistości Juliusz Słowacki. – Zmieniłem to, bo w książce tam się paskudne rzeczy dzieją – wyjaśnia autor. – Czułem potrzebę, żeby zaznaczyć, że choć istnieje taka szkoła (SP nr 7 im. Adama Mickiewicza w Gliwicach – red.), to nie jest to „dziesiątka”, do której chodziłem, a wszystkie wydarzenia z książki to fikcja literacka.

Miejscem zbrodni w „Wampirze”, czyli pierwszej części gliwickiej historii, jest jeden z bloków na osiedlu Kopernika. Z dachu piętrowca spada młody chłopak. – Na osiedlu Kopernika mieszkała kiedyś moja dziewczyna. Ale akurat nie dlatego opisałem to miejsce w „Wampirze”. Faktycznie jest położone w najwyższym punkcie Gliwic i pasowało do fabuły – mówi Chmielarz. Na jeden z ważnych tropów główny bohater powieści wpada dzięki forum miłośników robienia zdjęć z wysokich obiektów.

Prawdziwe historie

Poza ciekawostkami Wojciech Chmielarz przemyca w swoich książkach także elementy historii rodzinnego miasta. Bohaterowie „Wampira” natrafiają w Lesie Łabędzkim na pomnik z napisem: „Cholera. 1838. Welczek”. To masowy grób ofiar epidemii cholery. – Gliwice to Ziemie Odzyskane. W wyniku wojny, w 1945, wygnano większość mieszkańców i w pewien sposób ucięto pamięć o mieście. Dlatego mało kto wie, że w XIX wieku była tu epidemia cholery – mówi Chmielarz. – To jest w lesie niedaleko mojego rodzinnego domu w Gliwicach. Biegałem tam kiedyś. W pewnym momencie zauważyłem taki pomniczek, a przy nim zwiędłe kwiaty i wypalone znicze. To znak, że ktoś o tym miejscu pamięta. Takich pomników jest kilka w Gliwicach.

Głównym bohaterem „Wampira” i „Zombie” jest pozbawiony wszelkich zasad moralnych prywatny detektyw Dawid Wolski. Często sam na bakier z prawem. Do rozwiązania kryminalnych zagadek niejednokrotnie popycha go niezdrowa ciekawość, a cel, według niego, uświęca środki. Kłamstwo, zastraszanie, szantaż czy nawet pobicie nie są mu obce.

– Musiałem „odpocząć” od komisarza Mortki – wyjaśnia Wojciech Chmielarz. – Żeby to zrobić, stworzyłem zupełnie przeciwnego bohatera. Dawid, jak zrobi coś głupiego, wszyscy machną ręką i będą czekać na kolejną jego głupotę. To daje mi niesłychaną wolność twórczą, bo jak będę miał impuls, by on na przykład kogoś okradł czy kopnął, mogę to umieścić w książce – mówi autor.

Wspomina również o dwóch toposach związanych z miejscem akcji w kryminale. Pierwszy to wielkie miasto, gdzie obraca się wielkimi pieniędzmi, są politycy, zorganizowana przestępczość i piękne kobiety. W ten schemat wpisuje się Warszawa. Topos drugi dotyczy małego, sielskiego miasteczka, jak u Agathy Christie, w którym wszyscy wszystkich znają, ale w tej idylli każdy skrywa tajemnice, które z czasem wychodzą na jaw.

Ani wielkie, ani małe

– Gliwice nie wpisują się ani w topos wielkiego miasta, ani małego miasteczka. Bardzo ciężko było mi wymyślić fabułę, która by do tego miasta pasowała i zainteresowała ludzi z reszty kraju. Chyba dlatego taki bohater, a nie inny – uzasadnia Chmielarz.

Gliwicka rzeczywistość w jego kryminałach pełna jest skrajnych emocji, mrocznych sekretów i zła, które wyłazi praktycznie z każdego, kto pojawia się na kartach powieści. Choć według danych GUS w 2016 roku w województwie śląskim stwierdzono 105 799 przestępstw, czyli ponad 23 na każdy tysiąc mieszkańców, co daje średnią wyższą niż w innych regionach Polski, zdaniem autora Gliwice są bezpiecznym miastem.

– I dosyć zamożnym. Mam wrażenie, że wszystkie problemy, które dotykały Śląska przez ostatnich 27 lat, Gliwice ominęły szerokim łukiem. To nigdy nie było miasto stricte górnicze, choć ma kopalnie, ale też i nowoczesne fabryki. Gliwice nigdy nie przeżyły zapaści. Nie da się też ukryć, że to miasto inteligenckie. Tam jest ulokowana bardzo prężnie działająca Politechnika Śląska, mieści się mnóstwo instytutów badawczych. Wielkich problemów z przestępczością nie ma – uważa Chmielarz, choć jednocześnie wspomina kilka mocnych historii kryminalnych, które miały miejsce w mieście, takich jak znalezienie w wodach rzeki Kłodnicy walizki ze zwłokami czy zatrzymanie dwóch mężczyzn, którzy zamordowali małżeństwo lokalnych biznesmenów.

Zdaniem pisarza praca nad gliwickimi historiami była bardziej wyczerpująca psychicznie niż pisanie cyklu warszawskiego. – Żeby wiarygodnie opisywać postacie, trzeba się w nie wczuć. A bohaterowie „Wampira” i „Zombie” kierują się niezwykle silnymi uczuciami – uważa Chmielarz. Przyznaje, że kiedy usłyszał historię pewnego aktora, który po wcieleniu się w rolę seryjnego zabójcy musiał wyjechać na pół roku na Mazury, by wyjść z roli, pomyślał, że po napisaniu „Zombie” powinien był zrobić podobnie. – Miałem bardzo duże trudności, by wyjść z tej książki, zapomnieć o niej – przyznaje.

Mimo to w planach jest kolejny tom o Dawidzie Wolskim i Gliwicach.

„Kolumny podtrzymujące sufit udawały, że się łamią, a od spodu podgryzały je wyrzeźbione w gipsie płomienie. Nad sufitem od strony głównego wejścia zwisała gigantyczna czerwona kreatura przypominająca pająka, jakby żywcem wyjęta z okładek płyt Iron Maiden”.

Tak w „Wampirze”, jednej ze swoich powieści kryminalnych, Wojciech Chmielarz opisał pozostałości gliwickiej dyskoteki Bravo, w której w latach 90. poprzedniego wieku bawili się ludzie z całego Śląska. Zrujnowany budynek autor odwiedził po latach wraz z żoną.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej