Krystyna Drężek ma w Karwicy dwa sklepy i restaurację. Obok, na zboczu z widokiem na jezioro, zbudowała domki letniskowe. – Nikt z rodziny nie ma czasu zająć się niczym poza przyjmowaniem gości. A i sezon się wydłuża – mówi.
Widać, że Mazury robią się coraz bardziej modne. Przyjeżdżają nie tylko Polacy, ale i cudzoziemcy, a sądząc po samochodach – niebiedni.
Ona sama urzęduje w kuchni i wymyśla nowe potrawy, ale koniecznie z regionalnych składników. Tak jest lepiej, choć niekoniecznie taniej. Ale miód musi być z lokalnych pasiek, a placki gryczane z wędzoną trocią są zdecydowanie miejscowe.
Właścicielka Wenus zarzeka się, że regionalne nazwy wcale nie są wymyślane na potrzeby turystów i „dzyndzałki z hryczką i skrzeczkami” po prostu w tym regionie się jada. Tak samo jak grzyby, których wysyp trwa, więc w karcie są i pierogi z jagnięciną i sosem kurkowym, i z samymi kurkami, i polędwiczki wieprzowe z sosem z leśnych grzybów. Jagody w tym roku niestety zawiodły, bo krzaczki wymarzły, chociaż słynne mazurskie jagodzianki można kupić i w Karwicy, i w Świętajnie.
Stale rozwija się Tusinek w Rozogach, prowadzony przez rodzinę Winiarków. Kiedyś to była restauracja regionalna, potem pojawił się sklep z drogimi niestety wyrobami regionalnymi, po nim nieśmiało wystartował hotel, który teraz stał się znanym ośrodkiem dla rodzin z dziećmi, ale i dla osób, które chcą zgubić trochę wagi. Do pracy przyjęto dietetyków.