Życie jak anegdota

Tony Halik zjeździł cały świat, a jego podróż zaczęła się w Toruniu gdzie przyszedł na świat. Dziś jest tu Muzeum Podróżników jego imienia.

Publikacja: 26.07.2017 23:00

Elżbieta Dzikowska i Tony Halik wspólnie odbyli wiele egzotycznych podróży.

Elżbieta Dzikowska i Tony Halik wspólnie odbyli wiele egzotycznych podróży.

Foto: materiały prasowe

W czasach kiedy granice stoją przed Polakami otworem, a każdy może relacjonować swoje zagraniczne wyprawy w internecie, trudno zrozumieć fenomen Tony’ego Halika. Status „podróżnika” nie robi dziś na nikim większego wrażenia, ale w latach 70. i 80. filmy telewizyjne przedstawiające życie ludzi na odległych kontynentach były oknem na świat dla Polaków w PRL. W 1986 r. program „Pieprz i wanilia” oglądało średnio 8 mln Polaków. Programy Tony’ego Halika i jego partnerki zawodowej i życiowej Elżbiety Dzikowskiej rozbudzały wyobraźnię i wzmagały ciekawość świata nie mniej niż reportaże Ryszarda Kapuścińskiego czy książki przygodowe Alfreda Szklarskiego.

Widzowie zapamiętali go jako rozgadanego, krzepkiego staruszka, opowiadającego niestworzone historie i anegdoty. Wielu go uwielbiało, choć byli też tacy, których irytował swoim stylem.

Sylwetkę podróżnika postanowił przypomnieć reporter Mirosław Wlekły, autor książki „Tu byłem. Tony Halik”, która miała premierę na wiosnę 2017 r. Wlekły pracował nad nią ponad dwa lata. Podróżował śladami Halika i spotykał się z ludźmi, którzy go poznali. Było to zadanie niezwykle pracochłonne, bo Halik zjechał niemal każdy zakątek Ziemi, miał tysiące bliskich znajomych, a przede wszystkim rzadko kiedy opowiadał jedną historię dwa razy w ten sam sposób. Jego skłonność do koloryzowania była legendarna.

Życie Halika poznajemy od końca, tak jak to robił autor biografii. Od jego telewizyjnej kariery w Polsce, która rozpoczęła się w latach 70. i trwała przez 20 lat, przez życie i podróże po Ameryce Południowej, aż po młodość spędzoną w okolicach Torunia i Działdowa oraz wojenne przygody we Francji. Z każdą stroną odkrywamy kolejne tajemnice podróżnika. Dzięki zwrotom akcji „Tu byłem” nie jest kolejną tradycyjną książką biograficzną. To także opowieść o tym, jak trudno przeniknąć czyjeś życie, poznać skryte tajemnice i przeszłość. I o tym, że ludzie często sami chcą sobie pisać życiorys na nowo.

Szampan w PRL

Tony’ego Halika odkrył dla polskich telewidzów dziennikarz i podróżnik Ryszard Badowski, który przedstawił go w swoim programie „Klub sześciu kontynentów”. Zapraszał do niego różnych podróżników, ale to zakręcony Polak z Argentyny stał się ulubieńcem nadwiślańskich widzów. Z Badowskim poznali się w 1972 r., kiedy Halik przyjechał do Polski nagrywać reportaż o wizycie prezydenta USA Richarda Nixona. Halik przyniósł wtedy polskiemu dziennikarzowi worek z taśmami swoich podróżniczych filmów, które nakręcił dla amerykańskiej stacji NBC. Takich nagrań w tamtym czasie nikt w Polsce nie miał, były wyjątkowo cenne. Badowski prezentował je w swoich programach i przybliżał sylwetkę polsko-argentyńskiego podróżnika. W 1974 r. Badowski wysłał do Halika współpracującą z nim podróżniczkę Elżbietę Dzikowską. Miała przeprowadzić wywiad z Halikiem i nakręcić reportaż o jego życiu w Ameryce Południowej. Halik i Dzikowska zakochali się w sobie. Podróżnik zostawił żonę w Meksyku i zdecydował się wrócić po kilkudziesięciu latach na stałe do Polski.

Od tamtej pory byli nierozłączni. Wspólnie nagrywali programy, on za, a ona przed kamerą. Od 1976 r. do 1995 r. telewizja nieustannie emitowała programy Halika i Dzikowskiej pod zmieniającymi się tytułami, m.in. „Tam, gdzie pieprz rośnie” oraz „Pieprz i wanilia”. Ale pracował nie tylko w ojczyźnie, bo wciąż pozostawał korespondentem NBC i pisma „Life”, dla których robił materiały z całego świata. W PRL żył jak hrabia, bo za wszystko mógł płacić dolarami. Na tle PRL-owskiej szarzyzny był barwnym ptakiem. Ekstrawertyczny, głośny i spontaniczny. Momentalnie potrafił zjednać sobie sympatię poznanych ludzi. W jego domu nigdy nie brakowało szampana i koniaku. Ludzie garnęli się do niego – partyjni, a także z opozycji.

Jego specjalny status w Polsce wiązał się z bliskimi relacjami, jakie nawiązał z polskimi ambasadorami w Ameryce Południowej. To oni pomogli mu zorganizować powrót. Halik chciał zachować obywatelstwo argentyńskie, więc musiał się zrzec polskiego i jako cudzoziemiec o polskich korzeniach dostać zgodę na osiedlenie w PRL. Tę skomplikowaną procedurę szczegółowo opisuje Wlekły. Komunistyczne służby dużo obiecywały sobie po Haliku i jego zagranicznych kontaktach, ale na próżno, bo Halik potrafił zręcznie lawirować. Kiedy było trzeba, umiał udawać głupszego, niż był w rzeczywistości, a przyparty do muru powoływał się na zmyślone przyjaźnie z PRL-owskimi dygnitarzami, z którymi rozmawiał tylko raz w życiu.

Światowa kariera

W drugiej części książki Mirosława Wlekłego robimy krok wstecz i poznajemy losy Tony’ego Halika w Ameryce Południowej, do której przyjechał po raz pierwszy w 1952 r. Przypłynął wraz z francuską żoną statkiem z Wielkiej Brytanii do Argentyny. Tam pracował jako reporter telewizyjny i rozwijał swój talent docierania do najważniejszych ludzi. Potrafił zakolegować się z politykami, gwiazdami kina, a także działaczami społecznymi i zwykłymi ludźmi. Juan i Evita Peron, Fidel i Raul Castro, Luis Echeverria, Henry Kissinger – lista jego kontaktów jest bardzo długa. Był przebojowy i działał brawurowo. Pod koniec lat 50. wpadł na pomysł, by razem z żoną Pierrette Courtin (zmarła w 2010 r. w Meksyku) przejechać samochodem trasę z Argentyny na Alaskę. To właśnie ta brawurowa czteroletnia podróż przez dwa kontynenty sprawiła, że kariera Halika nabrała tempa. Wrócili już we trójkę, bo podczas wyprawy Pierrette zaszła w ciążę i urodziła syna Ozanę. Relacje z ich podróży ukazywały się w światowej prasie, a amerykański „Life” wydrukował o nich 14-stronicowy fotoreportaż. Kiedy wrócili w czerwcu 1961 r., w Buenos Aires czekały na nich tłumy dziennikarzy i fanów. Ozana miał już dwa lata. Rodzina przejechała 182 624 km w 1536 dni. To czterokrotna długość równika i połowa odległości z Ziemi na Księżyc.

W kolejnych latach nadal podróżowali po świecie. Stawali się też coraz zamożniejsi. Mieszkanie w Argentynie zamienili na dom w Meksyku. Halik za wszelką cenę chciał zostać stałym korespondentem amerykańskiej prasy. W końcu dopiął swego i jego materiały regularnie zaczęły się ukazywać na łamach „Life”, a także nawiązał współpracę z telewizją NBC. Z ekipą filmową jeździł wszędzie tam, gdy wybuchały rewolucje i dokonywały się przewroty polityczne. Mówił co najmniej w sześciu językach, choć jak wspominają jego bliscy, w każdym brzmiał jak obcokrajowiec, nawet w polskim. Kiedy w 1972 r. podczas wizyty Nixona przyjechał do Polski, był już znanym podróżnikiem i cenionym korespondentem. Jednak im więcej podróżował, tym bardziej cierpiało na tym jego małżeństwo. Pierrette oczekiwała stabilizacji, a Tony nie potrafił usiedzieć na miejscu. Te różnice sprawiły, że zostawił żonę dla młodszej Elżbiety Dzikowskiej, w której znalazł pokrewną duszę i bliski temperament.

Zmyślona przeszłość

W ostatniej części swej książki Mirosław Wlekły cofa się do młodości Halika. To najbardziej zaskakujący fragment, w którym autor dotarł do tajemnicy, którą Halik skrzętnie skrywał nawet przed najbliższymi. Nie bez powodu podróżnik za każdym razem opowiadał różne wersje swoich przygód wojennych. Raz mówił, że był pilotem myśliwca w RAF. Kiedy indziej opowiadał, jak walczył we francuskim Ruchu Oporu. Niekiedy wspominał też o kampanii wrześniowej w 1939 r. A jeszcze w innych sytuacjach chwalił się, że był pilotem bombowca. Wszystko to prawda, ale tylko do pewnego stopnia. Prawda jest bardziej zaskakująca. Nie należy psuć tej niespodzianki czytelnikom, bo sam Mirosław Wlekły pisze swoją książkę w taki sposób, by suspens nastąpił w ostatnich rozdziałach.

Co dzisiaj zostało z życiowego dorobku Tony’ego Halika? W Toruniu znajduje się Muzeum Podróżników jego imienia, w którym można zobaczyć pamiątki po wyprawach polsko-argentyńskiego podróżnika. Tutaj się urodził jako Mieczysław Halik, choć dzieciństwo i młodość spędził w Działdowie. Później w PRL najpierw mieszkał w Warszawie, a potem kupił dom w podwarszawskim Międzylesiu. Do dziś mieszka w nim Elżbieta Dzikowska. Żona Pierrette, z którą formalnie nigdy się nie rozwiódł, do śmierci w 2010 r. mieszkała w Meksyku. Syn Ozana mieszka z rodziną w USA i czuje się Amerykaninem.

Książki Tony’ego Halika w świetle dzisiejszej wiedzy są już w dużej mierze nieaktualne. Halik też nie dokonał żadnych przełomowych odkryć geograficznych. Spełniał się jako popularyzator egzotycznych kultur. W latach 60. i 70. jego filmy i programy były przełomowe, nie tylko w świetle tego, co kręcono w PRL, ale w ogóle. Dzisiaj jednak w dobie kamer cyfrowych HD nie mogą już zrobić większego wrażenia. Pozostało wspomnienie człowieka, dla którego nie było rzeczy niemożliwych i który przez 20 lat rozwijał w Polakach ciekawość świata.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: m.kube@rp.pl

W czasach kiedy granice stoją przed Polakami otworem, a każdy może relacjonować swoje zagraniczne wyprawy w internecie, trudno zrozumieć fenomen Tony’ego Halika. Status „podróżnika” nie robi dziś na nikim większego wrażenia, ale w latach 70. i 80. filmy telewizyjne przedstawiające życie ludzi na odległych kontynentach były oknem na świat dla Polaków w PRL. W 1986 r. program „Pieprz i wanilia” oglądało średnio 8 mln Polaków. Programy Tony’ego Halika i jego partnerki zawodowej i życiowej Elżbiety Dzikowskiej rozbudzały wyobraźnię i wzmagały ciekawość świata nie mniej niż reportaże Ryszarda Kapuścińskiego czy książki przygodowe Alfreda Szklarskiego.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej