Rz: Mikołaj Grabowski, pana profesor i mistrz teatralny, w którego spektaklach grał pan wielokrotnie, również na scenie IMKI, zdecydował się na adaptację „Wielu demonów” Jerzego Pilcha. Jak pan zareagował na ten pomysł?
Tomasz Karolak: Mikołaj Grabowski nosił się z tym pomysłem od dawna, od czasu, kiedy przeczytał „Wiele demonów” jako juror literackiej Nagrody Nike. Już podczas pierwszej lektury dzielił się ze mną uwagami, że trafił na powieść, która jest fenomenalnym materiałem dla teatru. To opowieść o małej luterańskiej społeczności, co – jak wiadomo – łączy się z biografią Jerzego Pilchai jego rodzinną Wisłą. Ale Mikołaj zwracał też uwagę na wątek metafizyczny, który wyraża się w motywach horrorowo-sensacyjnych, bo powieść da się czytać na wielu poziomach. Zaginięcie jednej z córek pastora Mraka otwiera furtkę do tajemniczej rzeczywistości, w której życie miesza się ze śmiercią, religijność z erotyzmem, przyziemność z wiecznością. Pilch nakreślił niezwykle barwne charaktery, a dialogi toczą się w niezwykły sposób. Cała historia jest zaskakująca.
Zwraca uwagę duch Gombrowicza emanujący z adaptacji.
To prawda. Zresztą Mikołaj mówi o Pilchu jak o nowym Gombrowiczu. Myślę, że wszystkich ich łączy zamiłowanie do polszczyzny osadzonej w staropolszczyźnie – tego rodzaju znajomość języka, która prowadzi dalej i głębiej, niż możemy się spodziewać. Z premierą spektaklu czekaliśmy tylko na dobry moment. IMKA, wyznaczając sobie ambitne plany, jako teatr prywatny ma ograniczone możliwości tworzenia obsad większych niż sześcio- czy siedmioosobowe. Szansa na większą produkcję pojawiła się dopiero wtedy, gdy razem z moimi współpracownikami wymyśliliśmy projekt Duopolis Kulturalne, zakładający współpracę Łodzi i Warszawy – tamtejszego Teatru Nowego i naszej IMKI.
Mikołaj Grabowski był dyrektorem Teatru Nowego.