Żeby dotrzeć na stadion w Damasławku, jadąc z centrum tej miejscowości, należy kierować się na Wągrowiec i po pokonaniu kilometra skręcić w prawo. Tam zaczyna się ul. Boisko, prowadząca pod siedzibę klubu Sokół. Na stadion można trafić też z drugiej strony – od ul. Kcyńskiej.
Stamtąd na treningi przychodził Karol Linetty. Dystans 2 kilometrów, jakie miał z domu, pokonywał, żonglując piłką. Tak pamięta to Kazimierz Kaźmierczak, w 1993 roku jeden z inicjatorów założenia klubu w Damasławku, 12 lat później pierwszy trener Linetty’ego. – Miał dziesięć lat i już był zaawansowany techniczne. Grał z chłopcami o kilka lat starszymi. Jeżeli dobrze sobie przypominam, to nigdy nie widziałem go bez piłki – wspomina.
„Model mistrza dla chłopaków i dziewczynek”
Tą samą drogę 13-letni Karol przybiegał na stadion Sokoła, żeby realizować plan, jaki na letnie i zimowe wakacje otrzymywał od trenerów Lecha Poznań. Był wtedy uczniem poznańskiego Gimnazjum nr 3, kontynuatora tradycji popularnej „Trzynastki”, którą wcześniej ukończyło wielu graczy „Kolejorza”. Gimnazjum wchodzi w skład Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego, w którym Karol chodził też do liceum.
– To był jeszcze dzieciak, a miał podejście profesjonalisty. Zimą – mróz, latem – upał, a Karol na boisku. Zerkał na kartkę i wykonywał ćwiczenia. Przychodził do klubu po skończonym treningu, chwilę pogadaliśmy i żegnaliśmy się krótkim „do jutra”. To był i jest kulturalny, miły chłopak – opowiada Kaźmierczak.
Podobnie mówi Alina Matysiak, wychowawczyni Karola do trzeciej klasy szkoły podstawowej. – Skromny, grzeczny chłopiec i dobry uczeń. Był przygotowany do lekcji, wyróżniał się umiejętnościami sportowymi, od małego był bardzo ambitny – wymienia i przytacza historię z trzeciej klasy. W ostatnim momencie zajął miejsce zwolnione w autokarze, który jechał na zawody w biegach przełajowych. Rywalizował ze starszymi od siebie uczniami szkół sportowych. Wrócił z pucharem za drugie miejsce. – Nie był z siebie zadowolony. Na ostatnich metrach zahaczył o korzeń, przewrócił się i został wyprzedzony. Sam później powiedział, że na metę dobiegł dopiero drugi – mówi Elżbieta Linetty, mama Karola.