Wielu z nich zapewne podpisze się pod opinią, że w Polsce rządzi już rynek pracownika, a ludzi do pracy nie ma. Może się to jednak wydawać dziwne w sytuacji, gdy Opolskie należy do województw, w których bezrobocie przewyższa krajową średnią, a na koniec stycznia w urzędach pracy regionu było zarejestrowanych prawie 34 tys. osób. Wytłumaczenie można znaleźć w strukturze tej grupy: w 52 proc. tworzą ją osoby długotrwale bezrobotne, które w ostatnich dwóch latach przez co najmniej 12 miesięcy pozostawały w rejestrze powiatowego urzędu pracy.
Jak podkreślają eksperci, długotrwale bezrobotni to grupa, którą najtrudniej jest przywrócić na rynek pracy, a koszty jej aktywizacji są najwyższe. Trudności zwiększa dodatkowo przekroczenie 50. roku życia, gdy szanse na znalezienie zatrudnienia maleją (w Opolskiem co trzecia osoba bez pracy ma powyżej 50 lat, a co ósma – mniej niż 25 lat). Pracodawcy, jeśli tylko mają wybór, wolą zatrudniać młodych, dobrze wykwalifikowanych, bez dłuższej przerwy w pracy. I najlepiej, gdy nie muszą ich specjalnie szukać.
Problem w tym, że te proste rezerwy kadrowe już się kończą – dużą część „wolnych” rąk do pracy stanowią osoby, które trzeba zachęcić i wspomóc w powrocie na rynek. To wymaga zupełnie nowych kompetencji od doradców w urzędach pracy, nie wspominając o czasie. Nie da się tego zrobić, przyjmując kolejkę interesantów po 15 minut na osobę. Firmy, które specjalizują się w aktywizacji długotrwale bezrobotnych, twierdzą, że ich praca często nie ogranicza się do doradztwa zawodowego, ćwiczenia rozmów rekrutacyjnych. Jest raczej treningiem personalnym, który ma wykształcić podstawowe nawyki pracownika i, co jeszcze trudniejsze, przekonać do zmiany nastawienia; w niektórych środowiskach praca jest traktowana jako zło konieczne przed upragnioną emeryturą. Lekcję do odrobienia mają też firmy, podchodzące z rezerwą do zatrudniania zaktywizowanych bezrobotnych czy absolwentów szkół, w których trzeba jeszcze sporo zainwestować. Narzekając na niedobór kandydatów, pracodawcy nie zawsze starają się do nich dotrzeć.
O trudnościach połączenia popytu z podażą świadczy wciąż bardzo długi, bo aż 12-miesięczny, średni okres poszukiwania pracy w Polsce. Bez udrożnienia wąskich gardeł na rynku pracy napływ inwestycji nie rozwiąże problemu bezrobocia, tylko zwiększy popyt na pracowników z Ukrainy. ©?