Zwyciężyła Warszawa, ale Kraków rewanżuje się wymianą złośliwości. Ostatnio w toalecie knajpy w krakowskich Sukiennicach przeczytałem: „Szanownym gościom ze stolicy aktualnej przypomina się o możliwości umycia rąk”. Ale są i poważniejsze okazje do odegrania się za galicyjską biedę. Zbliża się 11 listopada, tradycyjny Dzień Niepodległości. Tymczasem Kraków był niepodległy już 30 października, bo grupa żołnierzy tutejszego CK garnizonu rzuciła w błoto austrowęgierskie „bączki”, a przywdziała maciejówki. Komendant miasta – po austriacku rozsądny – poddał gród niespodziewanie objawionemu polskiemu wojsku, bo wiedział, że imperium upada. Rocznicę uczono wieńcami pod ratuszową wieżą, ale warto pamiętać o tym epizodzie, bo krew się nie lała, nikt nikogo nie wieszał, a niepodległość odzyskano. Przynajmniej tym razem galicyjski rozsądek był górą, a przesławne „austriackie gadanie” wcale nie okazało się tak głupie, jak sądzą ludzie z byłej Kongresówki.

Kraków ma Wawel, a Warszawa tylko odbudowany przez towowarzysza Gierka Zamek Królewski, lecz gród podwawelski cierpi na brak reprezentacyjnych budynków. Była szansa za schyłkowej komuny, z czego pozostał tylko straszący dotąd „szkieletor” przy Rondzie Mogilskim (wkrótce ma zmienić się w najwyższy w mieście biurowiec) oraz wysokościowiec przeznaczony dla byłej RSW „Prasa” (starsi pamiętają co to było, młodszym przypominam, że ówcześni złośliwcy nazywali to MSW „Prasa”). Wysokościowiec został na szczęście ładnie wykończony i dziś – jako „Błękitek” – jest siedzibą kilku banków (oto znak czasu!). Teraz mówi się w Krakowie o przekształceniu alei Powstania Warszawskiego – łączącej te wysokościowe akcenty – w krakowski Manhattan. Już dziś niedaleko „szkieletora”, po przeciwnej stronie ronda stoją reprezentacyjne biurowce, zaś w pobliżu „Błękitka” ma powstać jeszcze bardziej reprezentacyjny Ratusz Marszałkowski, siedziba samorządu.

Jeśli nowe budynki, to i nowe ulice, albo stare o nowych nazwach. Tym bardziej, że obowiązuje dekomunizacja. Na początku lat dziewięćdziesiątych w jej pierwszym porywie zmieniono nazwę ulicy Ignacego Fika na Józefa Mackiewicza. Fik był „niesłuszny”, bo komunizujący poeta, zamęczony przez hitlerowców w 1942 roku. Mackiewicz, wielki pisarz, piewca Kresów, ale jako publicysta opowiadający się za bezwzględną walką z komunizmem, potępiający opozycję w PRL-u za ugodowość, a co więcej splamiony kolaboracją z hitlerowcami. Może tym razem będzie bardziej po galicyjsku, czyli spokojniej i mądrzej.