O tym, że sezon grzewczy dawno się rozpoczął, można przekonać się, nie wchodząc do ogrzewanych lokali. Wystarczy spacer po większości wielkopolskich miast, rzut oka na dymiące kominy i wciągnięcie powietrza nosem. Tym, którym to nie wystarcza, można jeszcze polecić np. lekturę publikowanego przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska zestawienia przekroczeń dopuszczalnego poziomu pyłu PM10 w powietrzu.
Jest co prawda znacznie lepiej, niż jeszcze ćwierć wieku temu, ale wielkopolskie miasta wciąż gonią rygorystyczne standardy, uzgodnione w ramach Unii Europejskiej. I – podobnie jak miasta z innych regionów kraju – z dogonieniem mają problem. Głównie przez tzw. niską emisję, czyli pyły i gazy wprowadzane do powietrza z kominów o wysokości ok. 10 metrów. Pyły te, zwłaszcza w zwartej zabudowie, koncentrują się w dużych stężeniach na niewielkiej wysokości.
Potrzebna edukacja
Na terenie województwa wielkopolskiego wciąż funkcjonują tysiące palenisk, stosujących do ogrzewania mieszkań paliwa najniższej jakości.
W samym Poznaniu w ostatnich 20 latach udział spalania węgla w ogrzewaniu mieszkań zmniejszył się z ponad 50 do 14 proc. Ponad połowa mieszkańców korzysta z miejskiej sieci ciepłowniczej. Mimo to stolica Wielkopolski, podobnie jak wiele innych miast, ma problem z częstszymi niż pozwalają na to normy, przekroczeniami dopuszczalnych poziomów 24-godzinnych stężeń pyłów PM10, które wnikając do górnych dróg oddechowych i płuc, szkodzą zdrowiu.
Szukaniem sposobów zniejszenia emisji podczas październikowych targów POL-ECO-SYSTEM zajęli się włodarze miast w trakcie debaty poświęconej sposobom na przyspieszenie poprawy jakości powietrza. Uczestnicy spotkania proponowali m.in. wprowadzenie minimalnych wymogów dla palenisk i paliw, szeroko zakrojone działania edukacyjne, ale również zastosowanie przymusu administracyjnego.