– Mamy setki zamówień nie tylko na fachowców, w tym operatorów maszyn, ale także na niewykwalifikowanych robotników fizycznych. Bez pracowników z Ukrainy nie dałoby się dzisiaj prowadzić produkcji na Śląsku. Stanęłaby branża motoryzacyjna od Częstochowy przez Gliwice, Tychy po Bielsko-Białą – ocenia Krzysztof Inglot, pełnomocnik zarządu agencji zatrudnienia Work Service.
    Jak dodaje, deficyt na ręce do pracy jest tak duży, że pracodawcy coraz częściej nie pytają już, ile pracownik będzie kosztował – najważniejsze, by w ogóle był. W przypadku fachowców firmy przestają też określać sztywne stawki wynagrodzenia – zamiast tego indywidualnie uzgadniają zarobki.