Przede wszystkim chciałem zacząć od uwagi, która lokuje moje rozważanie w kontekście dawnych złośliwości pod adresem Warszawy, gdy nie mieliśmy metra jak stolica Albanii – Tirana. Metro w postaci dwóch nitek działających oraz kolejnych planowanych już mamy, dlatego wyjątkowości Warszawy, tym razem Tirana nie zagrozi!
Wyjątkowość naszej stolicy polega na tym, że możemy się pochwalić piaszczystym brzegiem rzeki w samym centrum. Inne miasta zamykają wodę w betonowym korycie, my dajemy jej wolność, a i możemy poleżeć na piachu. Niektórych to mierzi, ale proszę mi wierzyć, że dla turystów jest to cudo niemal dziewiczej przyrody i warto tej wartości bronić, a najlepiej utworzyć rezerwat. Gdzie bowiem jak nie w Warszawie można sobie rozpalić ognisko na piaskowej łasze lub zmoczyć nogę.
Moim gościom podobały się też hipsterskie przybytki z lewej strony nabrzeża w okolicy Pomnika Sapera. Gorzej było z fragmentem przylegającym do Mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Tam wciąż ślimaczy się rozbabrana inwestycja, odwołująca się do postaci Bohdana Grzymały-Siedleckiego, który jest patronem części tak zwanego bulwaru. Niestosowność całej sytuacji polega na tym, że pan Bohdan urodził się w rodzinie lwowskiego architekta Ludwika i jego ojciec z pewnością nie dałby szargać dobrego imienia rodziny skojarzeniem z dziurą w ziemi. Nie zmieniłby tego fakt to, że we Lwowie rzeka została zakopana pod ziemią i ujęta w reżim kanałów. Sam pan Bohdan również z pewnością nie życzyłby sobie patronować budowlanemu pobojowisku, szedł bowiem śladami ojca, a nawet rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej, przerwane przez wybuch II wojny światowej. Gdy przeniósł się do Warszawy, pracował do 1 sierpnia 1944 roku w firmie budowlanej i gdyby dalej nią kierował pejzaż nadwiślański wyglądałby dziś inaczej. A miał ku temu spore szanse, ponieważ żył do 1998 roku, prowadząc w radiu popularne pogadanki o stolicy.
Wyobraźmy sobie, że Bohdan Grzymała-Siedlecki spotyka się w warszawskim niebie z Janem Karskim, również warszawiakiem, który patronuje akurat zagospodarowanej części nadwiślańskiego bulwaru, rozpoczynającej się na wysokości Zamku Królewskiego. Pewnie obaj dżentelmeni przerzucają się nieśmiertelnymi wciąż cytatami z „Lalki” Bolesława Prusa, w której Wokulski spacerujący po stołecznym Powiślu mówił, że za 100 lat będą tu bulwary jak w Paryżu. Jak na razie wypada nam cieszyć się egzotyką prawej części. Nie bulwarowej, lecz plażowej.