Nigdzie się stąd nie ruszam

Mateusz Kusznierewicz o przeprowadzce z Warszawy nad morze, rywalizacji Gdańska, Sopotu i Gdyni oraz o tym, co musi się stać, by Trójmiasto zostało sportową stolicą Polski.

Publikacja: 29.06.2015 21:52

Nigdzie się stąd nie ruszam

Foto: Fotorzepa/Bartłomiej Zborowski

Rzeczpospolita: W rankingu samorządów „Rzeczpospolitej” 2014 Gdańsk zajął pierwsze miejsce w kategorii miast na prawach powiatu. Czy pan, jako mieszkaniec Gdańska, odczuwa na co dzień, że mieszka w najlepiej zarządzanym polskim mieście?

Mateusz Kusznierewicz: Mogę się pod tym podpisać. Przeprowadziłem się sześć lat temu z Warszawy do Gdańska i widzę, jak wiele się tutaj przez ten czas zmieniło. Czy to jest najlepsze miasto w Polsce, ciężko mi ocenić. Ale odwiedzając Poznań, Wrocław czy Warszawę, dochodzę do wniosku, że w Gdańsku żyje się najlepiej.

Co zaważyło na tym, że zdecydował się pan na przeprowadzkę z Warszawy do Gdańska?

Funkcjonowanie w Warszawie było dla mnie już zbyt ciężkie. Szukałem więcej przyjemności z życia i do życia. Głównym powodem, dla którego przeprowadziłem się do Gdańska, był fakt, że dostałem zaproszenie do współpracy od prezydenta Pawła Adamowicza, który mianował mnie ambasadorem ds. morskich tego miasta. Zakasałem rękawy i myślę, że powoli odradzamy Gdańsk w kierunku morza, realizując takie przedsięwzięcia, jak np. program edukacji morskiej w Gdańsku czy festiwal morski Baltic Sail. Na początku myślałem, że będę mieszkał pół roku tu, pół roku w Warszawie. Jednak okazało się, że jest tu bardzo przyjemnie. Spotkałem życzliwych, normalnych ludzi. Bezinteresownych i sympatycznych. Codziennie rano wychodzę z psem na spacer na plażę, na którą mam siedem minut pieszo. To wszystko sprawia, że naprawdę jest przyjemnie. I nie mówię o samym Gdańsku, ale o Trójmieście. To jest ewenement! Na skalę nie tylko Polski, ale i Europy – trzy miasta obok siebie, a każde jest inne. Tu dzieje się tyle dobrych rzeczy, że aż żal wyjeżdżać.

A czy między Gdańskiem, Sopotem i Gdynią są jakieś różnice zauważalne na pierwszy rzut oka?

Sopot to kurort. Tutaj jest mniej biznesu, a więcej turystyki. Gdańsk jest miastem rozległym, największym z tych trzech. Ludzie są mocno zaangażowani w pracę, prężnie rozwija się przedsiębiorczość. Chyba w żadnym innym mieście, oprócz Krakowa i Warszawy, nie powstało w ostatnich latach tyle biurowców. Dużo zagranicznych koncernów otwiera tutaj swoje filie. Gdańsk także mocno żyje kulturą i swoją ponadtysiącletnią historią. Natomiast z tego co widzę, mieszkańcy Gdyni są w niej bardzo zakochani. To dosyć młode, niemające przecież nawet stu lat, nowoczesne miasto ludzi aktywnych. Ale w ogóle mieszkańcy Trójmiasta są podobni. Są bardzo otwarci i nie próbują osiągnąć celu za wszelką cenę. Warszawa to jest niesamowity wyścig. A tutaj u ludzi widać „więcej wnętrza”.

W Trójmieście niemal we wszystkich znaczących dyscyplinach sportu – piłka nożna, piłka ręczna, siatkówka, koszykówka – są drużyny występujące w najwyższych klasach rozgrywkowych. Odbywają się tu prestiżowe zawody międzynarodowe. Czy można nazwać Trójmiasto sportową stolicą Polski?

Trochę mnie pan zaskoczył tym pytaniem. Jest dobrze, ale chciałoby się jeszcze. Mamy piękny stadion PGE Arena, mamy Ergo Arenę, odbywają się tutaj maratony. Ale czy satysfakcjonują nas wyniki trójmiejskich drużyn? Gdyby Lechia stanęła na podium ekstraklasy, a Trefl zdobył złoty, a nie srebrny medal w PlusLidze siatkarzy, to śmiało mógłbym tak powiedzieć. Jednak dzisiaj bym miana polskiej stolicy sportu Trójmiastu nie przypisał. To chyba dlatego, że jestem ambitnym sportowcem. Chwalę tych, którzy wygrywają i zdobywają medale. Dzieje się całkiem nieźle, ale na laurkę jeszcze za wcześnie. Może w przyszłym roku.

Co nie zmienia faktu, że mieszkańcy Trójmiasta są lokalnym sportem bardzo zainteresowani.

Ogólnie ludzie z Gdańska, Sopotu i Gdyni są aktywni – biegają, jeżdżą na rolkach lub rowerach, uprawiają windsurfing. Nawet teraz, w trakcie naszej rozmowy, zobaczyłem przez okno jakieś 60 osób na rowerach. To wszystko może się przekładać także na zainteresowanie kibicowskie. Tutaj atmosfera jest dodatkowo podgrzewana. Gdy jadę z pracy do domu, widzę billboard z gratulacjami dla siatkarskich wicemistrzyń polski Atomu Trefla Sopot. Często stoją przy skrzyżowaniach sylwetki siatkarzy czy piłkarzy Lechii zapraszające na najbliższy mecz. To wszystko jest podsycane, stymulowane, promowane.

Jest pan gdańskim lokalnym patriotą?

Tak, przy każdej okazji promuję Gdańsk. Ucieszyłem się, że chciał pan rozmawiać na ten temat, bo to okazja, żeby powiedzieć, jak tu jest ciekawie i jak dobrze mi się tutaj mieszka. Najlepszym dowodem jest fakt, że miałem się tutaj przeprowadzić tylko na chwilę, a zostałem na stałe. Nigdzie się stąd nie ruszam.

—rozmawiał Maksymilian Radzimirski

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje