Toruń powalał mnie zawsze gotykiem. Kojarzy mi się też z dźwiękiem harmonijki Sławka Wierzcholskiego. Bardziej chyba zresztą z Wierzcholskim niż z Kopernikiem, chociaż uwielbiałem jeździć z córkami do toruńskiego planetarium. Do dziś, kiedy wybieram się do Torunia, córka prosi: przywieź pierniki. Nie ma jak toruńskie pierniki. Dziś wolę pierniki niż książki Stachury, ale był czas, kiedy uczyłem się na pamięć jego piosenek, a Kujawy Białe awansowały w mojej wyobraźni do jakichś niebieskich ostępów, zastrzeżonych tylko dla aniołów i… Edwarda Stachury.

Bydgoszcz odwiedziłem już jako człowiek dorosły i urzekły mnie jej kanały. We Włocławku rzucała mnie zawsze na kolana zapora na Wiśle i przerażający news, że to właśnie przez nią nie mogą wędrować w górę Wisły łososie. Łososie? Mój Boże, kto tu kiedy słyszał o łososiach. Musze zapytać Marka Czerwenko, godnego mieszkańca Włocławka, może on powie? A kim jest Marek? To już moja tajemnica. W Grudziądzu przed wojną mieszkali przez kilka lat (do pamiętnego września) moi dziadkowie, a ja nie tak dawno dostałem tam jakiś straszliwy mandat drogowy od podpuszczalskich policjantów. Tucholę uwielbiam, a wędrówki po borach zaliczam do najwspanialszych przygód młodości. To moje Kujawsko-Pomorskie. Kraj przebogaty, pełen miejsc, ludzi i krajobrazu. Dziś cieszę się, że trafia do nich specjalny dodatek redagowanej przeze mnie gazety, nie mam wątpliwości – najlepszego dziennika w kraju. Czytajcie nas, piszcie do nas o waszych sprawach. Wierzcie, że będziemy nimi żyli jak wy sami. Jesteście tego godni.